Dziś wracałam sobie a konferencji (od 4 rano w pociagu) i gdzies w okolicach Olsztyna otrzymałam telefon z lecznicy.
Jakaś pani przyniosła 4 1-miesięczne kotki do uśpienia
Ponoć je znalazła...
Pani doktor trafnie określiła, że pani przyniosła kotki "zamordować"-boszsz, jak można chcieć zabić takie okruszki?????

;

;

;

;

;

;
Ze względu na ograniczoną możliwośc działania zadzwoniłam po brygadę ratunkową w postaci Isabelli 7272 & miłego brata, którzy nota bene siedzieli grzecznie na kursie Inspektora TOZu
O 14 byliśmy w lecznicy - panie doktor zajęły się nimi czule-normalnie full serwis-wytłukła pchełki,robaki tak, że zostały tylko kotki
I nie chciała pieniążków. Dziękujemy bardzo.
Dwie kocie dziewuszki pojechały do Isabelli, dwa chłopaczki do brata. Są tam prawdziwe cukiereczki. Dziewuszki to tygrysek i pingwiek. Chłopaki natomiast black& white. Zwłaszcza white jest interesujący-ma dłuższą sierść i różowiutki noseczek...
U brata jest jeszcze kocica stadninowa, która leczy cycuchy przed sterylką. Obawiam sie że w nocy będzie jazda-maluchy będą wyć z jednej strony drzwi a kocica z drugiej.
A biedna Ania będzie wyć z rozpaczy, że dała sobie sprowadzić do domu 5 kotów
Narazie brat doniósł, ze jeden z maluchów nie chce jeść.

Pewnie jeszcze nie umie... Jakby co, to spróbują go przystawić do kocicy-przerąbane, bo jak on będzie ssać, to nadal będzie produkowac mleko,więc nie bedzie można jej ciachnąć.
Boję sie, że straci futro zimowe (to już 3 tydzień w domu) i zamarznie nam potem w stadninie...