Byłam dzisiaj w schronisku i gdy robiłam zdjęcia na kociarni zobaczyłam przemykającą za budkami szylkretę. Chciałam zrobić jej zdjęcie, ale nie miała zamiaru się pokazać. Zauważyłam, że ma uszkodzone lewe oko i wygląda na nieźle zakatarzaną. Gdy ją wreszcie złapałam okazało się, że nie jest dzikuską tylko bardzo przestraszoną biedą. Zdecydowałam się ją zabrać. Potem poszłam zwiedzić kwarantannik. W ostatnim boksie siedział skulony na transporterku zwrócony pysiem do ściany kocur. Nos i pyszczek miał zalepione krwawą skorupą. W pyszczku zobaczyłam nadżerki a na kartce informacyjnej wpis, że dostał antybiotyk 3 dniowy 30 października, więc był w trakcie leczenia. Był jednak tak nieszczęśliwy i obojętny na to, co dzieję się wokół niego, że nie miałam serca go zostawić.
Mruczek trafił do schroniska 15 października. Oddany z domu bez podania powodu oddania. Ma 4 lata. Nie wiem czy trafił do schroniska jako kastrat czy też został po przyjęciu wykastrowany. Miał na sobie obróżkę kastrata a dopiero w domu zauważyłam, że nie ma prawie moszny. Być może był bardzo wcześnie kastrowany lub jest wnętrem. Po przyjściu do domu Mruczek zaczął ocierać się o mnie, o koty, o meble. Zaraz podszedł do miski i wypił dużo wody. Gdy tylko usłyszał lecącą z kranu wodę zaraz przybiegł do kuchni. Kolejny maniak cieknącej wody.
Kotka trafiła do schroniska mniej więcej w tym samym czasie co Mruczek. Dzisiaj był taki rozgardiasz w schronisku, że zapomniałam sprawdzić datę przyjęcia. Opiekunka kotki trafiła do Domu Spokojnej Starości i oddający kotkę nie podali jej imienia ani swoich danych. Podobno ma 4 lata, choć zęby kotki raczej starszej. Ma zapchany nos i ciężko jej oddychać. Uszkodzenie oka wygląda na starą sprawę, ale i tak je zakraplam Solcoserylem. Jest przestraszona, ale zero agresji. Powoli się rozluźnia i nawet bez problemu zdjęłam jej szew po sterylce.
Wiem, że wiele osób pomyśli, jakie to nieodpowiedzialne brać chore koty i na dodatek ich nie izolować. Chcę wyjaśnić, że u mnie nosicieli caliciwirozy jest sporo. 2 tygodnie temu caliciwiroza zaatakowała Kaję. Od razu zauważyłam objawy i szybko zaczęła otrzymywać antybiotyk. Skończyło się na małej nadżerce na języku i wielkim strupku na nosie, który uniemożliwiał jej oddychanie. Przez 2 dni dostawała kroplówki dożylnie a teraz nos jest już prawie zagojony i apetyt jej dopisuje. Koty, które są u mnie dłużej nie łapią tak łatwo caliciwirozy. Młodsze są szczepione. Myślę, że szybko uda się wyleczyć te 2 koty.