U nas do bani
Morsik znowu cały zaglucony. Kilka dni po odstawieniu antybiotyku... Fluki wielkie, gęste i zielone wykichuje kilka razy dziennie. Jadowite fluki

Czasem kichnie sobie na ścianę, na przykład leżąc na drapaczku. Czasem mnie przy tym nie ma i fluki zasychają. A potem odłażą razem z farbą...

Jestem załamana. Zwłaszcza, że Morsik bardzo nas kocha, ciągle się przytula i fluka prosto w twarz...
Foce dla odmiany paprzą się oczy. W kącikach pojawia się ropka - wracamy więc do kropelek

Poza tym Foczka stara mi się za wszelką cenę udowodnić, że jest MOIM kotkiem. Do TŻa utrzymuje dystans, przed gośćmi wieje, za to ja jestem od głaskania i miziania, i czochrania... Foka potrafi spylać przed TŻem przez całe mieszkanie, a zaraz potem władować mi się na kolana, wywalić brzucho i włączyć tak głośne mruczenie, że nawet Morsik wysiada
Liściasta tylko trochę i tylko czasem pokichuje. Tak pro forma, żeby ją leczyć, a nie oddawać

Ma silny charakter - jak się bawi, to żadne mizianki nie wchodzą w grę, ale jak ona ma ochotę na przytulańsko, to nie ma przebacz, trzeba kota czochrać dopóki sam sobie nie pójdzie.
Już nie mam pomysłu jak się pozbyć tych fluków
A małe Kloniki, które zostały na podwórku w GUSie, pewnie okropnie marzną

Jest tak cholernie zimno
