» Śro paź 17, 2007 20:14
Złocisty obłok
Kiedy dzieci ze Złejwsi odzyskały ludzką postać słońce było już bardzo nisko nad horyzontem.
Z opuszczonymi głowami, nie patrząc na nikogo ,wymknęły się tylnymi drzwiami.
- Przepraszam za mojego brata – powiedziała dziewczynka o bladoniebieskich oczach mijając Miaulinę.
Kotka spojrzała na nią i mrugnęła porozumiewawczo.
- Zdarza się – powiedziała.
- Może zostaniesz na chwilę – dodał widząc, jak na polanę zajeżdża kuchnia polowa złociejowskich strażaków.
Zabrzęczały menażki i zapachniało smakowitym bigosem.
Dziewczynka zawahała się.
- Zośka, do domu ! – zawołał nie odwracając się jej brat i dziewczynka niechętnie, noga za nogą podążyła jego śladem.
Niebo nad lasem zrobiło się fiołkowo-błękitne, a czerwone słońce ukryło się za sztywno sterczącymi, suchymi badylami.
Pacynka owinęła się szalem, a komendant korzystając z ostatnich promieni słońca po kryjomu układał malutki bukiecik z wrzosów i paproci.
Duży, gruby, czarny kot zajrzał mu przez ramię i uśmiechnął się.
- Ma na biurku taki pusty, gliniany wazonik …– wytłumaczył się komendant.
„ Pusty, bo zawsze wywlekam z niego kwiatki” pomyślał kot Pacynki i pobiegł truchcikiem w stronę dzieci, które zjadały już resztki bigosu.
- Ach, jak miło – westchnęła Kociama spoglądając w niebo, na którym zdążyła zapalić się nieduża, różowa gwiazdka. Kociama spojrzała w stronę Złejwsi i ze zdumieniem stwierdziła, że nad ciemnymi dachami domów brakuje gwiazd, zupełnie jakby starannie omijały to miejsce.
- Ani jednej, faktycznie – potwierdziła Pacynka i wzdrygnęła się.
Gdy dzieci posprzątały po pikniku i odśpiewały wszystkie piosenki, jakie śpiewa się siedząc przy ognisku nadszedł czas powrotu.
Autobus sapnął z ulgą, zamruczał jak zadowolony kocur i ruszył w stronę Złociejowa zostawiając za sobą las, na którego skraj powychodziły połyskując w mroku oczyma zwierzęta.
A Zławieś, mroczna i posępna, pociemniała jeszcze bardziej…
Zaś na złociejowskim rynku, przy biurze komendant straży miejskiej ciągnął się długi sznur aresztantów, między którymi z ważnymi minami przechadzali się Dziadek Ramol i Dziadek Rupol.
Niektórzy aresztanci byli fachowo skuci kajdankami, inni, dla których brakło profesjonalnego sprzętu związani byli sznurami do bielizny.
W biurze, przy maszynie do pisania siedziała Molica, a na biurku piętrzył się stos raportów.
Sami aresztanci wydawali się bardzo dobrze bawić, opowiadali sobie dowcipy i próbowali wzajemnie uwalniać się z więzów.
Komendant przybrał surową minę i gwizdnąwszy na psa ruszył w stronę biura.
- Dziękuję wam bardzo – rzekł i uścisnął prawice obu zastępców.
Dziadek Ramol wyjął z kieszeni sfatygowany notes i wręczył go komendantowi.
- Większość została już zaprotokołowana – powiedział, a komendant z uznaniem pokiwal głową.
Pacynka, dzwoniąc kolczykami i powiewając szalem przeszła obok komendanta.
- Dobranoc – powiedziała i znikła za rzeźbionymi drzwiami.
Tuż za nią do środka wcisnął się duży, gruby, czarny kot zastanawiając się, co dostanie na kolację.
Kiedy ostatni aresztant, zapłaciwszy symboliczna złotówkę na rzecz miasta opuścił biuro, zegar wybil pierwszą, a Pacynka odwróciła się na drugi bok.
Czarny kot jeszcze raz przyjrzał się pustej misce, westchnął i wyjrzał przez okno.
Na niebie migotały gwiazdy, a na rynku siedział pies komendanta z zadartą do góry głową..
Duży, gruby, czarny kot wskoczył na swoją połowę poduszki i zasnął.
Gwiazdy nad głową psa zakręciły się jak wirujące bąki i na kocie łby rynku posypał się złoty pył.
A po drodze, jaką utworzył padając z góry zszedł pies o złocistej sierści.
- Wzywałeś mnie – powiedział – więc jestem.
Służbowy pies pokornie pochylił głowę.
- Myślałem, że to bajka – szepnął. – To, co opowiadają o Psiej Gwiezdzie…
Złocisty pies uśmiechnął się.
- Bajki są dla tych, którzy w nie wierzą – powiedział – Dla ciebie jestem, dla innych nie, chociaż na każdej mapie nieba jest Syriusz….
Służbowy pies spojrzał w złote oczy Syriusza.
- Wzywałem cię – powiedział – bo ktoś potrzebuje pomocy…
Złoty pies usiadł, podrapał się za uchem i wysłuchał opowieści o psach ze Złejwsi.
A potem błysnął oczyma i otrzepał futro, a trochę złotego pyłu opadło na kark służbowego psa.
- Jestem Syriusz – powtórzył złocisty pies – Psia Gwiazda, opiekun wszystkich psów i ludzi, którzy je kochają…
I zniknął. Służbowy pies spojrzał na złocisty obłok nad wierzchołkami drzew i westchnął.
A potem poczuł jak wypełnia go jednocześnie i radość i smutek, uniósł łeb do góry i cichutko zawył.
Gospodarz ze Złejwsi poruszył się niespokojnie. Coś gniotło go w bok, a coś, co przy każdym ruchu zaciskało się na jego szyi, utrudniało oddychanie.
Na dodatek chciało mu się pić. Sięgnął po szklankę z wodą, która zawsze stała przy jego łóżku, ale natrafił na coś, co przypominało blaszaną miskę.
- Ki czort – mruknął próbując się podnieść, ale łańcuch spinający go z budą był zbyt krótki…
Gospodarz oburącz szarpnął skórzaną obrożę, ale nigdzie nie mógł odnaleźć klamry.
- Andrzej ! – zawołał. – Andrzej, obudz się !
W oknie sąsiada zapaliło się światło, a na firance pojawił się cień, do złudzenia przypominający cień psa.
- Staszek ! – zawołał gospodarz w stronę innego obejścia. – Staszek, Andrzeja w psa zamienili !
- Czyżby ? – tuż koło ucha gospodarza rozległ się głęboki głos podwórzowego kundla. – A może pan Andrzej zamienił się ze mną ?
Pies usiadł na ławce nonszalancko zakładając łapę na łapę.
- J tu jestem gospodarzem – oświadczył wskazując na stosowną tabliczkę na furtce – prawda ?
Pies powoli wstał. Gospodarz na czworakach wycofał się do budy, ale nie zmieścił się w niej cały.
- Troszkę przymała , prawda ? – zapytał pies. – Ja to odkryłem ubiegłej zimy…
- Tak, tak – gospodarz nerwowo przytaknął.
Pies spojrzał na gospodarza.
- Chociaż…koniec sierpnia, noce bywają chłodne…- powiedział. Gospodarz szarpnął się na łańcuchu, a pies wzruszył ramionami i wszedł do domu zamykając za sobą drzwi.
Gospodarz był tak pochłonięty miotaniem się dokoła budy, że nie zauważył złocistej chmury, która na jeden moment zawisła nad dachem jego domu…
… wycie służbowego psa obudziło Pacynkę. Odsunęła z twarzy kocią łapę i podeszła do okna.
Spojrzała na dziwny obłok wędrujący po niebie – był złoty i kształtem przypominał smukłego charta.
- Syriusz …- szepnęła Pacynka.
Na płycie rynku, jak czarne cienie stało nieruchomo kilka psów z uniesionymi w górę łbami.
W ich oczach , jak w lusterkach odbijało się światło gwiazd…
c.d.n

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!