bellavita pisze:Wczoraj jak zaczelam jej spiewac, to prawie zasnela....
czy ja tak dobrze spiewam???

Widać odpowiednio dla małej
W mądrej książce dla kotów wyczytałam, że koty uspokaja baaaaardzo powooolne mruganie oczami, mrużenie. Ma to bardzo być silny sygnał uspokajający- w przeciwieństwie do szybkiego mrugania, które jest dosyć agresywne. Mrużenie podobno działa nawet na tygrysy

. Wypróbowałam na Horacym i skończyło się na tym, że mrugaliśmy do siebie, a potem poszedł spać

.
Może trochę napiszę, jak u mnie wygadał początek (można pominąć

)
Ja miałam o tyle łatwiej, że zrobił jednego, małego baranka już po kilku godzinach. W nocy zapuścił traktorek (spał koło mnie na podłodze na poduszce. Z łóżka go usunęłam, bo był straszliwie zakleszczony- normalnie korale miał- a ja nie przepadam za kleszczami). Rano jak szłam do pracy to "przeniosłam" go do drugiego pokoju na kanapę i (no wiem, głupio zrobiłam- nie zostawiłam mu kuwety pod nosem tylko w przedpokoju- jakieś 20 metrów dalej, a miski w kuchni

) biedak przesiedział ponad 8 godzin w jednym miejscu, chyba nawet nie zmienił pozycji. Dopiero jak wróciłam z pracy to udało mi sie go rozruszać i to na tyle skutecznie, że zostałam obsyczana, ugryziona i podrapana. Dostał miskę , kuwetę, zjadł. Trochę się pozastanawiał o co mi chodzi z przegrzebywaniem piachu w kuwecie, ale skorzystał. Potem powoli przesuwałam kuwetę o kilka cm dziennie, za kuwetą szły miski. Z pokoju wyszedł zachęcany po tygodniu (chyba).
Drugiego dnia pobytu Horacego u mnie, przyszedł do mnie kolega i okazało sie, że Horacy panicznie boi się mężczyzn- zamarł w bezruchu, oczy jak spodki. Dopiero jak kolega wyszedł, to się schował i syczał jak coś do niego mówiłam. Potem powoli było trochę lepiej, ale gryzie i drapie do tej pory. Wielkim sukcesem po 2 miesiącach było wzięcie go na ręce i przytrzymanie 10 sekund. Uspokajał go głos (stąd może i śpiewanie podziała na małą?). Bał się mijać kogoś w korytarzu, od razu niemal brzuchem szorował po podłodze (do tej pory jak się go mija, to idzie pod ścianą i jak się nic do niego nie mówi, to stara się jak najszybciej umknąć i się kuli). Prawdopodobnie był bity i stąd to zachowanie. Nawet nie wiem, czy miał wcześniej jakiś pozytywny kontakt z człowiekiem. Chociaż pewne sygnały świadczą, że może jednak tak.
Uff... rozpisałam się, mam nadzieję, ze mnie nikt nie ochrzani za wcinanie się w wątek

Dysponuję takim doświadczeniem jak opisałam powyżej (wiec możesz moich rad nie tylko uznawać, ale również kazać mi sie odczepić

). No i jeszcze mam tendencję do robienia wszystkiego co się dostanie w moje ręce totalnych maślaków (he.. nawet rottweilera koleżanki- do tej pory mi wypomina

).
Aktualnie mam nową kicię u siebie, i zupełnie odwrotny problem- nie mogę jej utrzymać w zamknięciu. Raz się wymknęła i obsyczała Horacego. Tak więc o niej pisać nie będę.
Kciuki trzymamy mocno zaciśnięte cały czas. Wpadnę wieczorem.