Lekarz jedynie przypuszcza, że po upadku ( przypuszczamy, że spadła z parapetu) jakiś krwiak jej się zrobił i uszkodził układ nerwowy
Kicia dzisiaj rano dostała jakiś atak, nagle ją wykręciło w nienaturalny sposób zaczeła piszczeć i oczy miała szeroko otwarte i się nie ruszała. Już wtedy myślałem, że umarła. Ale po chwili jej ciałko nagle zrobiło się wiotkie jak z gumy i po chwili się jakby ockneła, podniosła główkę i patrzyła na mnie. Ja szybko kicie na ręce w samochód i biegiem do weterynarza ( zapomniałem nawet prawo jazdy, dokumenty itp.) już w samochodzie leżała skulona. U weta dostała zastrzyki te co wczoraj i dodatkowo jakis rozkurczowy na mięsnie. I jakby poczuła się lepiej i uspokoiła. Ale w samochodzie znowu dostała ataku

Więc ja z powrotem do weterynarza. Dał jej wtedy glukozę.
Już jak jechałem z powrotem do domu to Lucky siedziała mi spokojnie na kolanach, ale przez cała drogę wpatrywała mi się w oczy jakby wiedziała i chciała się pożegnać

(((
Tylko ją przyniosłem do domu postawiłem na łóżku, a kicia nagle się bezwładnie przewruciła na obok i dostała znowu ataku, ale już nie takiego silnego jak wcześniej. Po paru sekundach umarła na rękach mojej żony.
To wyglądało jakby chciała jeszcze zobaczyć moją żonę i się pożegnać i chiała umrzeć w domu

((
A już wczoraj myśleliśmy, że jej się polepsza, bo przychodziła do nas, siedziała w pokoju, dała się głaskać. nie jak przedwczoraj, nie chciała siedzieć w domu, tylko na dworze w zimnie

to zakręcaliśmy grzejnik w pokoju i otwieraliśmy okno.
Tak nam jej brakuje bardzo, cały czas jedziemy na tabletkach uspokajających. Nacieszyliśmy się koteczką niecałe 3 tygodnie, a ona miała dopiero ponad 3 miesiące

(((
[*]