Karmicielka ta wyraziła zgodę, że może się zaopiekować kilkoma kotami, ale nie ma gdzie ich "przechowac" żeby się zaklimatyzowały. A złapać, przewieźć i wypuścić = dzika ucieczka hen przed siebie. Do tego kobieta ta zadeklarowała się , ale pod warunkiem, że nie dowie się o tym 2 karmicielka, która podobno jest bardzo niechętna i ta 1 będzie miała nie lada kłopoty jak się dowie.
Czy można zaryzykować i wypuścić z kontenera półdzikiego kota na nieznanym terenie? Jest szansa, że kot potem wróci do tego miejsca i pełnej michy? Co kot to inna skala prawdopodobieństwa... Nie mam w ogóle pojęcia co z tym fantem zrobić
Macie rację. Jutro zadzwonię do prezeski TOZu i poproszę o nagłośnienie sprawy w lokalnych mediach. Choć radziła żeby z tym to ostrożnie. Dopytam też dokładnie w praktyce przebiegały akcje przesiedleńcze przez nich prowadzone. Wiem że wywożono koty na fermy. Ale, czy tam są nadal, czy się zaklimatyzowały...?
Na terenie Kaskady z miesiąc temu kręcony był reportaż o p.Tersie (dowiedziałam się od niej samej) przez Szczecińską TV , ale dziennikarz zamiast zainteresować się kotami i apelem p.Teresy (takim jak TOZu), to podobno tylko węszył podobno aferę i temat, czy karmicielka wstrzyma budowę centrum handlowego.
Planu nie ma, no bo co zrobić z tymi kotami ?
TOZ zgodził się na darmowe leczenie i sterylki/kastracje, ale nie znajdze miejsc docelowych.
Sprawa mnie przerasta, a moje zdrowie sypię się jak stara kukła, prosze wiec o pomoc.
Rozwieszenie apelu w lecznicach to rzeczywiście dobry pomysł. Porozmawiam z editą nad tym jak to zrealizować. Maile do znajomych jak najbardziej.
Dam znać jak przebiegała rozmowa z panią prezes i czy coś z inicjatywy TOZu w mediach ruszy.