andorka pisze:Przeraża mnie cały temat Korabiewic....
Gdy pojechałam tam po raz pierwszy 3-4 lata temu jako absolutny laik w temacie pomocy bezdomnym zwierzakom wyjechałam zachwycona: duża przestrzeń, psy bez łańcuchów biegające luzem, duże kojce, niedźwiedzie wyciągane z cyrków, wilczyca przyjęta, bo nawet zoo w Wa-wie jej nie chciało, krowa oddana na emeryturę i godnie opiekowana...
Wielkie serce Pani Magdy, którą poznałam osobiście i wtedy zrobiła na mnie wielkie wrażenie
Niestety poznaję ciemną stronę tego schroniska...
Boli mnie serducho...
Szkoda, że wyobrażenia (i obraz przedstawiony) całkowicie kłóci się z rzeczywistością...
Bo kot to tylko kot... Za mały by się nim trzeba było opiekować?... za mało ważny?
To wszystko jest bardzo skomplikowane. Nie jest tak, że koty w schronisku nie mają nic, a inne zwierzaki wszystko. Brakuje pieniędzy i to co nie jest najpilniejsze odkładane jest na później. Psy przybywają w zastraszającym tempie i jeżeli nie będą miały odpowiednich wybiegów lub indywidualnych bud pozagryzają się. W domu u pani Magdy mieszka około 80 psów, które nie mogą przebywać na zewnątrz. Nie dziwię się, że pani Magda denerwuje się, że ostatnio wolontariusze interesują się tylko kotami. Niestety nie ma w tej chwili nikogo kto zająłby się psami tak jak Olga zajmuje się kotami i to prowadzi do konfliktów. Zwierząt jest kilkaset, a cała pomoc skupia się na kilkudziesięciu. Rezerwa w oddawaniu zwierząt też nie jest bez przyczyny. Niestety zdarzały się przypadki nieodpowiedzialanych adopcji, w wyniku których los zwierzaków tylko się pogarszał. Wystarczy jedna taka historia
http://dajmudom.pl/str.php?dz=19&id=124 , żeby skutecznie znięchęcić (przynajmniej na pewien czas) do oddawania kolejnych zwierząt. Pani Magda dla schroniska poświęciła wszystko i opiekuje się przygarniętymi zwierzakami - tak jak może i tak jak potrafi. Chyba, mimo wszystko, warto o tym pamiętać.
Post Andorki to dwie skrajności, a prawda, jak zwykle, jest gdzieś po środku...