pixie65 pisze:Przed chwilą miałam okazję ... no, nie pogłaskać ale myźnąć uciekającego Grzywkę. Próbowałam złowić jedną z jego "żon" bo coś z nią nie tak...I jak pryskały z balkonu - w przelocie smyrnęłam po Grzywkowym grzbiecie...Dalej nie mogę zrozumieć jak to się stało, że ten kot przesiedział u mnie trzy tygodnie, bez awantur, demolowania chałupy, chodzenia po ścianach i takich tam...
Sobie zacytuję się.


To było 18 sierpnia.
Dopiero w tę niedzielę udało się zmobilizować panią karmicielkę do złapania Grzywkowej żony...Chyba w ostatniej chwili

Pisałam wcześniej, że Grzywka zaczął się pojawiać w okolicy mojego balkonu i dorobiłam sobie do tego "metafizyczną interpretację", że przyszedł szukać pomocy dla Mamuśki. Od niedzieli jest prawie cały czas.
Dzisiaj wychodząc do pracy zerknęłam pod krzaczek - siedzi. Przykucnęłam, wyciągnęłam rękę i zawołałam. OCZYWIŚCIE natychmiast pojawił się Pączuś, balkonowy Stróż Ładu i Porządku








Oczywiście znowu sobie nadinterpretowałam całe zdarzenie - pomyślałam, że Grzywka WIE, że Mamuśka jest w lecznicy, zaopiekowana i że się cieszy...
Bo przecież wersja, że karmiony "na zawołanie" kurczakowym cyckiem i suchym żarciem z wyższej półki, licząc na moją wyprowadzkę z fajnego lokalu -"trzyma łapę na pulsie" - byłaby mniej "romantyczna"...

