nerwen pisze:w obronie wroclawskich wetow, to michal do kazdego szedl raz, raczej bez konkretnego info o poprzedniej terapii (chocby podawanych juz lekach), wiec kazdy jakby zaczynal od nowa - a dobrze wiesz ile wysilku kosztuje zmotywowanie go do wizyty jednej, o kolejnych nie mowiac...

kopnij go w dupe ode mnie, a venke wymiziaj od cioci i zycz zdrowka!

co rowniez sie do twoich kociambrow aplikuje

Aniu, ja to wiem, ale mimo wszystko.. trochę porównując Wrocław do Białobrzeskiej... jest różnica. Na Białobrzeskiej nie pytają cię, który raz kot się w lecznicy pojawia. Zawsze zaczyna się od badań. Nikt nie leczy na ładne oczy.
Dlatego powtarzałam ciągle Michałowi o rtg. Tylko, że ja nie jestem dla niego autorytetem weterynaryjnym. Autorytetem jest lekarz. A skoro lekarz nie każe robić badań, no to siostra wymyśla.
I ja się mu nie dziwię. Michał nie siedzi na forum, nie grzebie w vet serwisie, nie czyta wątków, gdzie toczą się dyskusje dot. prowadzenia kotów nerkowych/nowotworowych/fipoców itp.
Jest człowiekiem, który uważa, że jeśli ktoś skończył 5cio letnie studia z zakresu weterynarii, wie więcej od historyka sztuki/italianisty i można mu zaufać.
Szkoda, że pewne standardy weterynarii nie przyjmują się wszędzie... Rozpoczęcie jakiejkolwiek dyskusji na temat stanu zdrowia kociego pacjenta powinno zawsze zaczynać się od badań!
I nie chodzi mi tu personalnie o lekarkę, do której chodzisz ze Szparą, choć ona była jedną z osób, która badań nie zaleciła (co mnie osobiście dziwiło), ale w ogóle, o wetów w naszym pięknym nadwiślańskim kraju.
Ciekawe, jaką minę miałby dziś pewien dr, który jako pierwszy miał kontakt z Jeżem i który wprost sugerował mi uśpienie go.
Jeż właśnie rozanielony usypia w pościeli z magicznym sznureczkiem między łapkami..
mam nadzieję, że Venie uda się pomóc. Musi się udać!