A teraz dalszy ciąg mojego wyjazdu z Warszawy.
Jechaliśmy sobie tym busem i jechaliśmy...
Po drodze wypadki i wypadki, bo mokro i ślisko.
W jednym wypadku 3 nieboszczyków

,
ale jeszcze droga była wolna....
No i 20km przed Ostródą , jak już wszyscy myśleli ,że mamy prawie Elbląg zdarzyło się...
Najpierw młody 20 letni gówniarz jadąc z nadmierna prędkością, bo ponoć był rozrywkowy pod tym względem,
wpadł do rowu samochodem, skosil drzewo

i zabił się.
Najechało mnóstwo straży i policji i prokurator i zamieszanie,
strażacy latają z latarkami i machają po drodze,dziw ,że ktoś ich nie rozjechał
Robi się korek , ciemno, leje deszcz, ślisko, samochody zaczynają najeżdżać na siebie i gwałtownie hamować,
nasz kierowca z busu ,żeby wydłużyć drogę hamowania odbija w lewo , z lewej bierze go Volvo na trzeciego ,
na to wszystko wylatuje pod samochody strażak z latarką , chyba chciał ,zeby go rozjechali,
nasz hamuje , lecimy do przodu, z tyłu hamują inne samochody
i jeden wali z całej siły w nasz tyłek , my fruwamy luzem w środu

.
Lecę na fotel z przodu, wale o niego brodą i ostatkiem myśli zastanawiam się
czy kot w kontenerku nie wyleci mi na środek busu i nie zabije się.
Trwa to nie wiem ,

ile , szok ,zapada cisza...Ja ze strachem macam , czy kot cały, ale czuję ,że cały i siedzi cicho.
Ciemno i leje...
Strażacy lecą do nas i pytają czy się nic nie stało , oglądamy straty szukamy rzeczy po autobusie ,
na szczęście jechało nas 7 osób i wszyscy cali.
Kierowca wysiada i dyskusja z tym kierowcą z tyłu.
A ten z tyłu ma komletnie rozwalony przód samochodu:strach:
No i wiadomo, winny ten co walnął z tyłu, chłopak młody i chyba bez kasy.
I dyskusja co kto komu i ile, trwa to długo , samochody z tyłu pojechały a my stoimy...
Kierowcy sie kłóca , wzywać nie wzywać policję , w końcu ten młody leci do wsi po pieniądze.
Deszcz ciągle pada .....i ciemno.
Robi sie późno, wyciągamy jakieś jedzenie.
Całe szczęście,że Aleksandra dała mi ciasto, bobym z głodu umarła na tej drodze.Dziękuję Ci OLU!!!
A życie toczy się dalej..
Z przodu usiłują wyciągnąć nieboszczyka z samochodu , bo zaklinował się, piły nie pomagają, jakiś dźwig w końcu, oswietlone wszystko.
Korek robi się z obu stron, droga zastawiona , w końcu wyciągnęli nieboszczyka ,samochód pocięty załadowali na lawetę , prokurator pojechał , wszyscy się rozjechali i my jedziemy do Elbląga .
Nie wiem, która to była ,ale na pewno późno.Jadziemy do Elbląga , wsiadam do samochodu, wracam do miejscowości B. pod Elblągiem.
I tu oczywiście przez 1,5 godz. zamieszanie z kluczami,
już myślałam,że będę spała w samochodzie pod własnym domem..
Robin wszystkie zamieszanie na drodze i pod domem zniósł niespodziewanie dobrze.
Cicho i spokojnie bez miaukania i płaczu, jestem zdziwiona,
ale wreszcie kotek, co nie jęczy jak go wiozą samochodem albo busem...
Mój kochany kiciulek Robinek...
