Wczoraj przeżyłam horror. O mało co nie potrułam Zarazków
Wpadłam do hurtowni po baby cata a że było już późno (dochodziła 9), więc chciałam szybko kupić żarełko i lecieć do gadów. Złapałam dwie paczki chrupków dla kocich smarkaczy i w nogi (oczywiście zapłaciłam

). Wpadłam do smarkaterii, najpierw kurczaczek. Potem wzięłam się za sprzątanie, a jak już wszędzie był błysk, umyłam miseczki i nasypałam chrupków i zostawiłam Zarazki, żeby w swoim pokoju wypić kawę. Jak wróciłam, nos powiedział mi, że kuweta już nie jest idealnie czysta, ale tak intensywny smrodek to się pojawiał tylko przy brzydkich kupach. Sprawdzam i faktycznie: jeden qupal już brzydszy niż zwykle. Zdrętwiałam, bo przecież jutro mamy jechać na szczepienie.
Ale zaczęłam się zastanawiać nad przyczyną. Przyszło mi do głowy, że babcy cat był przeterminowany. Biorę opakowanie do ręki i co widzę????? że to nie baby cat tylko RC od 4 miesiąca. O jesoooo, panika. Na szczęście maluchy miały do niego dostęp niecałą godzinę. Schowałam wszystko (moje Szczypiory mają do skonsumowania dwa opakowania tego specyfiku, bo przecież sama nie zjem

), a ja w samochód i do hurtowni.
Wczoraj do mojego odjazdu o 15 żadne więcej qpala nie robiło, więc dzisiaj z duszą na ramieniu wchodziłam do smarkaczy. Na szczęście wszystkie qpy w porządku.
Uratowałam Zarazkom życie
acha, zaczęły pojawiać się straty materialne: podarte przez Luśkę moje ulubione rajstopy w paski. W dodatku z tą uroczą dziurą wczoraj wylądowałam na spotkaniu o 16

Normalnie pasy z niej zaraz zedrę

tylko poczekam, aż zje
dzisiaj Zarazki już bez żenady próbują wskoczyć na biurko. szaleją od rana jak perszingi.
Przyznam, że te maluchy pozwlają mi odreagować wszystkie nieszczęścia, o jakich czytam na forum. Wchodzę do nich i wtapiam się w enklawę szczęścia, radości i beztroski. Cztery małe scury uwieszone na nogawkach moich spodni, barankujące i cały czas z głośnym motorkiem. Szczęśliwe.
Jeśli ktoś szuka kotków bez żadnych obciążeń psychicznych, to Zarazki są właśnie idealne. Oswojone całkowicie i przytulaste, choć każde na swój sposób.
Guziczek uwielbia zasypiać na moim brzuchu, mrucząc. A on wpatruje się swoimi wielkimi oczyskami.
Luśka kocha zabawy i nigdy nie kładzie się na mnie bez ruchu. Zawsze przebiera łapkami, coś łapie, coś próbuje podgryzać. Ale warunek: ludzki palec cały czas musi miętosić futerko.
Pętelka najspokojniejsza nakolankówka. Kochana przytulanka, drobniutka. Uwielbia wywalać brzuszek. I mruczy
A Mru? Mru to indywidualista. Nie znosi brania na ręce. Kocha maszerować w trakcie głasków, ósemkować, barankować i podnosić grzbiet, przez co w trakcie głasków staje się króciutki

A jak już widzę, że chce mu się spać i położył się na posłanku, wtedy dochodzę i delikatnie głaszczę futerko na brzuszku. A Mru przewala się z boku na bok, nadstawia głowę i łapie głaszczący palec.
Są cudne, przekochane i baaardzo potrzebują swojego człowieka.
Acha, zapomniałabym: Domek, który zdecyduje się na adopcję, musi się liczyć z wydatkami na zakup zwierzyny łownej: największe wzięcie mają grające myszki i piłeczki z kulką w środku. Bardzo atrakcyyjne są też sznurówki przy butach. Mru bez problemu rozwiązuje moje adidasy
