» Śro paź 17, 2007 8:39
Wczoraj mieliśmy straszne przeżycie
Pojechaliśmy wieczorem z Simbutkiem do weta bo po remoncie troszkę zaczęły się babrać
różowy w samochodzie zwykle jeździ na tylnej półce, zapięty w szelki i wzbudza podziw kierowców
Po wizycie okazało się że oczka są rozpulchnione, trzeba zakraplać leki i kotuś był lekko podenerwowany
Podjechaliśmy pod dom i już mieliśmy wysiadać, TŻ wziął Simbusia na kolanka żeby wyjść z auta
kiedy podbiegł jego kumpel i dla żartu zaczął walić w dach i wrzeszczeć :roll
mało przyjemne i przestraszyłam się trochę
Niestety kompletnie nie przewidzieliśmy że nie tylko my mogliśmy się przestraszyć
Tomek otworzył drzwi i Simbo wyskoczył
Oczywiście zaraz akcja z gonieniem go ale był taki przestraszony że fuczał i prychał na nas
i mimo tego że miał smycz nie mogliśmy go złapać i nam zwiał na parking.
Kumpel dostał opierdziel od Tomka a ja szukałam kota który zaszył się gdzieś pod samochodami,
ciemno jak nie wiem co bo było już po 20-tej, ja cała w nerwach, TŻet skoczył po latarkę i szukamy kota
W pewnym momencie dostrzegliśmy go za kołem jednego z aut ale przy próbie wyciągnięcia podrapał nas
a później zwiewał po ogródkach, zaroślach i żywopłotach aż zniknął nam z oczu
wszystko na naszym podwórku które zna ale które ma trochę zakamarków i niedostępnych miejsc
Cały czas nawoływałam go, w miedzy czasie zgodnie z zaleceniami forum skoczyłam po suche i puchę z mokrym
i dalej chodziłam i przemawiałam do niego żeby słyszał mój głos i może trochę się uspokoił a Tomek szukał go
pozbiegały się wszystkie dziczki z okolicy, które musiałam odciągnąć puszką od terenu poszukiwań
Było już po 21-szej, zaczynałam się coraz bardziej denerwować, Simbuś zaszył się na amen i nie wyścibiał nosa
dobrze że było późno, nie kręcili się żadni ludzie, psy i było w miarę cicho więc wiedziałam że słyszy mój głos
Około 21.30 Tomek zauważył jak wypadł z zarośli i jak zwykle w stanie strachu popędził w stronę wejścia do klatki
TŻ podbiegł i zobaczył jak Simbuś biedactwo trzęsie się przytulony do drzwi – nawet wtedy go nie poznał
ale na szczęście mimo syków i pchyków udało mu się go dopaść i zanieść do domu
W domku na szczęście zaraz uspokoił się i zaczął nas poznawać ale jeszcze miał odruchy zrywania się do ucieczki
został dopieszczony, dokarmiony, wycałowany i utulany za wszystkie czasy a rano już był w swoim zwykłym nastroju
Nikomu nie życzę takich przeżyć i naprawdę przestrzegam przed takimi sytuacjami
bo skoro nawet mega spokojny i wyluzowany kot jak Simbo w stanie silnego stresu
potrafi wyrwać z ręki opiekuna smycz i zaszyć się na kilka godzin w niewiadomym miejscu
to co mogłoby się wydarzyć kiedy tym kotem byłaby np. Sarabka lub inny strychulec
Ogólnie mam straszne wyrzuty sumienia i cały czas rozważam sytuację co mogłam zrobić i jakie błędy popełniłam
+ Arctica 