W ubiegłym tygodniu późnym wieczorem wracając z pracy szłam jak zwykle Czerniakowską w kierunku Chełmskiej.I jak zwykle patrzyłam na piwniczne okienka. No i wypatrzyłam! W jednym z nich zauważyłam przycupniętego niedużego kota. Kiedy ostrożnie podeszłam bliżej kot skulił się jeszcze bardziej, a kiedy do niego zagadałam,ostro zasyczał, a spod jego brzucha wyprysnęły 3 malutkie cienie i skryły się w szparze,w której także zniknęła kocica. Zdziwiło mnie jakim cudem przecisnęła się przez tak mały otwór, bo okienko jest długie, ale bardzo niskie, z uchylną klapą.Okazało się że z jednej strony zawiasy są poluzowane i klapa jest uchylona nieco szerzej.Tego wieczoru, mimo nawoływań, koty więcej się nie pokazały.
Następnego dnia w ogóle ich nie było, za to trzeciego siedziały same maluchy. Na oko mają 10 tygodni, jeden ala whiskasowe sreberko,drugi cały czarny a trzeci klasyczny krówek. Matka młodziutka, drobna klasyczna buraska o pięknych wielkich oczach. Cała rodzina bardzo szczupła, ale całkowicie zdrowa, ani śladu kk, piękne błyszczące futerka, czyste oczy bez śladu żadnej wydzieliny i bez trzeciej powieki. Myślę że tak dobrą kondycję zawdzięczają swemu odosobnieniu i brakowi kontaktów z innymi kotami, od których mogłyby coś podłapać.
Tak więc wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że okienka w tym gmachu zawsze były na głucho zamknięte i na 100 procent to jedno też lada moment zostanie naprawione i zamknięte. W trakcie tej operacji stara może ucieknie na zewnątrz, ale dzieciaki są za małe, same nie oddalają się od okienka ani na 10 cm i prawdopodobnie cichutko ukryją się gdzieś w kącie piwnicy i zostaną odcięte od świata zewnętrznego. Gdyby matka została z nimi to w niczym nie poprawia sytuacji, bowiem w tym wielkim gmachu mieszczą się wyłącznie rożne instytucje i hurtownie przemysłowe i nie ma nadziei, aby koty mogły znaleźć w piwnicach coś do jedzenia, a tym bardziej by ktoś je karmił.
Gdyby jakimś cudem wszystkie uciekły na zewnątrz to absolutnie nie miałyby się gdzie podziać, ponieważ gmach z trzech stron okalają bardzo ruchliwe ulice, a żeby dostać się na zaplecze budynku, gdzie jest tylko parking na wybetonowanej powierzchni, musiałyby biec Czerniakowską , bardzo szerokim zatłoczonym chodnikiem,w pobliżu jezdni będącej przedłużeniem Wisłostrady,gdzie samochody pędzą jak szalone.
Jedyną szansą tej kociej rodzinki na przeżycie jest zabranie jej z tego miejsca. Co do maluchów to technicznie nie przedstawiało by to najmniejszej trudności. Ja oczywiście noszę im jedzenie, a małe są tak głodne , ze za każdym razem je głaszczę.Wprawdzie syczą niemiłosiernie i udają strasznie groźne potwory, jednak wsadzenie ich do kosza powinno pójść gładko.Matka jednak nie da się zbliżyć do siebie na bliżej niż 2 metry po czym natychmiast znika w szparze.Wykusz okienka zaś jest tak niski, że nie da się tam operować żadnym przyrządem typy podbierak. Pozostaje klatka łapka, ale po pierwsze jej nie mam, a po drugie nie ma gdzie jej zastawić. Trzeba by postawić ją po prostu na gołym chodniku, w nocy i czekać w pobliżu aż do skutku, moim zdaniem bardzo wątpliwego.
No i kolejny problem, najważniejszy - co zrobić z kotami po złapaniu. Matce mogę załatwić sterylkę u świetnego chirurga ,ogólne przebadanie, odpchlenie i odrobaczenie oraz przetrzymanie przez kilka dni w lecznicy.Potem trzeba by ją wypuścić, ale gdzie? Jeśli w tym samym miejscu, to znów wlazłaby do piwnicy, narażając się na zamknięcie, a jeśli okienko byłoby zamknięte to po prostu nie miałaby się gdzie podziać ,jeszcze osłabiona po operacji, w obliczu nadchodzącej zimy. Moim zdaniem ta wersja odpada.
Co do kociąt to oczywiście trzeba je wyadoptować, czyli zapewnić im DT. I to jest właśnie powód dla którego opisuję tę całą historię, ponieważ ja tym domkiem być nie mogę.Mogę wesprzeć je finansowo i na pewno to zrobię, ale do domu ich nie wezmę,.Zdaję sobie sprawę że tak najłatwiej pozbyć się kłopotu,czyli napisać na forum, a samemu umyć ręce,ale wobec tylu wspaniałych osób na tym forum, które z pełnym zaangażowaniem ratują bezdomne koty
muszę się usprawiedliwić.
Otóż mam w domu 18 kotow,wszystkie przyniesione z ulicy i uratowane od niechybnej śmierci .Mieszkam sama i nie mam nikogo do pomocy ani do zajęcia się kotami np. w czasie wyjazdu. Stąd już od 15 lat nie opuściłam domu na dłużej niż 2 dni, a sen z powiek spędza mi obawa, co będzie z moimi zwierzętami jak coś się ze mną stanie, np. wyniknie konieczność pójścia do szpitala. Na tym forum było już wiele takich przypadków i za każdym razem jest to straszna trauma dla kotów i okropny kłopot dla ludzi dobrej woli, którzy stają na głowie, by ratować osierocone zwierzęta. Mam blisko 60 lat i muszę myśleć realnie to znaczy być przygotowana na okoliczność choroby a także i na to, że jeśli teraz wezmę małego kota to będzie on żył u mnie średnio 15 lat, a wiec wtedy gdy on będzie wymagał szczególnej opieki, wizyt u lekarzy itp.,ja będę już staruszką , sama pewno wymagając opieki . Wszędzie dookoła jest pełno kociaków poszukujących domów, a te moje są takie zwyczajne, że może się zdarzyć że nikt ich nie zechce.Wtedy oczywiście zostałyby u mnie, kochałabym je bardzo, ale przecież nie mogę tego ryzykować i bezmyślnie powiększać stada.
Kolejny argument przeciw wzięciu maluchów nawet na tymczas to to, ze nie mam już wolnego miejsca, moje koty mają za mały teren,często dochodzi do pyskówek a nawet łapoczynów, część jest silnie zdominowana i nie mogę powiększać frustracji ani zdominowanych ani dominantów.
I jeszcze jeden argument przeciw – otóż pracuję na pełnym etacie i nie ma mnie w domu ok. 10 godzin .Przed wyjściem z domu i po powrocie muszę oporządzić całą menażerię, a mam kilka kotów specjalnej troski m.in. 3 z niewydolnością nerek, w tym jednego 18-latka,ktory na dodatek niedawno oślepł wskutek odklejenia się siatkówki z powodu wysokiego nadciśnienia. W tej sytuacji małym dzikuskom nie mogłabym poświęcić zbyt dużo czasu.
Jedyną moją nadzieją jest to forum.Poradźcie co robić.Gdyby ktoś zechciał wziąć małe na tymczas, złapię, dowiozę , dofinansuję i będę pomagać szukać stałych opiekunów.Więcej naprawdę nie mogę.
Całej kociej rodzince zrobiłam zdjęcia,mam je w komputerze, ale pomimo studiowania forumowej instrukcji, za żadne skarby nie umiem ich wkleić. Jest to komputer w pracy, na którym są różne blokady, więc to może dlatego.Mogę natomiast przesłać je mailem.