Już nie wiem jak nazwać ten wątek

. Oczy mam zapuchnięte od płaczu, bo co raz mi sie wszystko przypomina. Widze Sisi wszędzie, bo ona mi przy wszystkich czynnościach towarzyszyła przez 12 lat. Życie jednak toczy się dalej i musze zacząć nad tym panować.
Kropka i Nosek wracają do zdrowia co widać przy gonitwach po mieszkaniu z innymi kotami. Nosek dalej warczy przy jedzeniu na inne koty, bo dalej myśli, że nie dostanie tyle żeby nie być głodnym. Kropeczka też ma apetyt ale nie jest tak zaborcza. Odstają wyglądem od pozostałych. Widać, że przeszły bidę. To nieprawdopodobne, że za miesiąc mozna tak zabiedzić koty, które były przecież w domu. Moja córka nie pozwala mi wydać Noska, bo się w nim zakochała, ale nie może go zabrać

. Kropka miała już dwie próby adopcji, jedna do domu z psem, który omal nas nie zeżarł, a druga to ta z Noskiem. Będę jej szukać domu super do skutku - tylko nie wiem czy taki nastąpi, bo gdzie są domki super? Wczoraj dzwoniła dziewczyna co chciała koteczka. Okazało się, że niedawno miała kotka ale umarł, bo czekała trzy dni z maleństwem, które nie jadło, żeby pójść do weta. Nawet nie wie na co kotek zszedł. Kolejna super odpowiedzialna osoba. Nawet mi się gadać nie chce z takimi kretynkami.
Ja też wszystkiego nie wiem, ale jak można patrzeć na kota który trzy dni leży w kartoniku, bo nie ma siły z niego wyjść i nie iść do weta?
Azja i Malutka już nie są kotami widmo, ale też nie dadzą się ją. Malutką jeszcze można pogłaskać i wziąść na ręce jak jest śpiąca, ale Azja zachowuje się jakby go ludzkie ręce parzyły. Szkoda, bo jest piękny z tymi skośnymi oczami i na pewno ktoś by się w nim zakochał. W dodatku nie wiem jak je rozdzilić w razie jakby się na Malutką dom znalazł, bo one są od sibie uzależnione. Jak jedno gdzieś się na moment zapodzieje to drugie go szuka i miauczy. Po woli się okazuje, że mam koty do adopcji, a tak właściwie to trochę bez szans na adopcję.
Do tego wszystkiego doszedł mi kot od psychicznie chorego człowieka, którego zabrało pogotowie w momencie szału i jest teraz w szpitalu. Rodzina kota chciała do Bytomskiego azylu oddać. Koleżanka Halina kota wzięła, bo się okazało, że koteczek chory i tam by go pewnie uśpili. Kotek jest czarny, młody ale nie maluszek. Jest zabiedzony i w sumie nie wiadomo ile może mieć miesięcy. Ma świeżb, koci katar z ropą, ale niesamowitą chęć życia. Jest wesoły i mruczący. Może jak go wyleczymy, a nie znajdzie się domek to go świrowi oddamy - tylko czy to dobre rozwiązanie.
Jak by było mało tego wszystkiego spotkałam dziś koleżankę z dzieciństwa, osobę samotną, która przygarnęła kilka bid kocich, po czym została bez pracy. Dorabia w jakieś knajpie, gdzie przynajmniej zje, a pensja starcza jej z ledwością na opłaty. Przynosi też resztki z knajpy i karmi koty na podwórku. Kotki tam są niewysterylizowane, a jej włąsna kotka /też niesterylizowana/ od jakiegoś czasu siusia z krwia i robi kupki z krwią. Chodziła z nią do weta, robiła badania i nic wet nie stwierdził

. Ja to już wogóle nie wiem co to może być. Kotka też chudnie więc mam kiepskie przypuszczenia. Dziewczyna nie ma już za co dalej próbować ją diagnozować, a w sumie musiałaby zacząć od początku u mądrego weta. Pewnie będę musiałą jej pomóc, bo mi oczywiście kota żal.
Czy to jest jakaś niekończąca się historia ?
Jeszcze stara kotka co poszła do adopcji do dwóch starszych pań leje im po kątach. Przypuszczam, że coś jej dolega albo nie jest sterylizowana - nie potrafiłąm tego stwierdzić - czeka mnie kolejna wizyta u weta, bo przecież babcie sobie z tym nie poradzą, a nie chcę, żeby mi kota oddały

.
Znowu się napisałam, ale może ktoś znajdzie sposób żebym się z tego wszystkiego jakoś wygrzebała, bo już znajomi na mnie dziwnie patrzą
