W niedziele byłam w schronie.
Mała pozwolę sobie na wklejenie twoich zdjęć, aby było wiadomo o kim mówię.
niestety koteczek, który bardzo mnie ujął za serce może 2 miesięczny , ładnie odżywiony, ma chore oczka, dano go do innej klatki.
Nie wiem co z nim będzie, bardzo płakał i chciała aby go noszono.
Mamusia z maluchami, nie jestem pewna ale maluchy były trochę apatyczne, ale może jestem przewrażliwiona
Dałam im puszki, zjadły
piękna Tri, ma dosyć siedzenia, darła się w wniebogłosy przez cały czas, próbując jednoczenie wyjść z klatki
Wtorek, moim skromnym zadaniem , jest chory, walczy z choroba, jest osowiały, smutny, gdy weźmie się go na ręce nie chce zejść.
Musiałam mu wcisnąć trochę jedzonka na siłę
Z Rudim trochę lepiej, gdy wyszłam z kociarni, widziałam go jak wyszedł na wybieg
Gdy wychodziłam ze schronu, przyniesiono młodego dwumiesięcznego buraska, P.Ania wsadziła go do klatki.
Podbiegłam do tego faceta i pytam , dlaczego oddaje go do schronu, odpowiedź : wyjeżdżam...
Nie będę opisywać jakich argumentów użyłam , ale facet zabrał kociaka z powrotem.
Obiecałam mu pomoc w znalezieniu domku..
Dziewczyny pomożecie?