Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob wrz 22, 2007 19:06

Uprzejmie proszę o podanie na PW miejsca położenia Złociejowa.

Przeprowadzam się.

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob wrz 22, 2007 19:42

ależ proszę.....
musze sobie przypomnieć, jak tam się jechało...
napewno tą drogą, o której wspomina Blond Tornado
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob wrz 22, 2007 21:36

Tę, po której biega Pies Bez Głowy?
Skoro strzeże kotów w Złociejowie, to mam nadzieję, że mój samochód wyładowany kocicami przepuści bez straszenia :roll:
Naleweczki własnej roboty na wspomożenie pamięci żadnej nie mam, ale dysponuję truneczkiem zmieniającym barwę z przeźroczystej na białą po dolaniu przeźroczystego 8)
Rozwiązuje języki wspomagając swobodę wypowiedzi :roll:

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 23, 2007 1:50

Tą drogą można tylko i wyłącznie przejechać w ciemnościach. W dzień można zabłądzić i zagubić się w labiryncie nieznajomych ścieżek, tam, gdzie krąży Licho...
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Nie wrz 23, 2007 2:03

a jak to mówią...?

Licho nie śpi...
wiecznie czuwa..
w głowie mąci..
myśl zatruwa..

ja też chce do Złociejowa..

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Nie wrz 23, 2007 7:42

to przed nastepnym odcinkiem cos Wam opowiem : skąd się Złociejowo wzięło...
Jak kiedys miałam gigantyczny dołek i wydawało mi się, że jestem jak kot który utknął w siatce ogrodzenia - kiedys uwalniałam takiego kota - pomyslałam, że mogloby byc na świecie takie miejsce gdzie ludzie byliby dobrzy - bez tracenia swoich przywar, wad i ułomności, żeby nie byli nudni...miejsce, gdie nikt nikomu nie powie "jak ci sie nie podoba, to wy....j", gdzie mozna się czuc bezpiecznie bez względu na wiek,wygląd...charakter...i tak sobie budowalam miasteczko - zeby się uratować, ogrzać w chwili, gdzie jedno jedyne realne, co mozna dotknąć to kocie futerko...no i zbudowałam całe miasto. Taki kurdupel jak ja zbudował miasteczko:)
A gdzie ono jest ? tam, gdzie się Wam zamarzy...w mojej szfie...w sercu...na mapach wzruszeń...
ożesz @#@^&* ale sie zrobiłam ckliwa...
To dzień dobry.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 23, 2007 13:48

Ja chcę do Złociejowa :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 23, 2007 14:16

Chyba wiele osób nosi w sercach swoje Złociejowo, ale nie wszystkim dane jest tak ładnie o tym mówić jak Tobie Caty :roll:
Obrazek Staram się pisać poprawnie po polsku

barba50

 
Posty: 5015
Od: Nie kwi 03, 2005 12:01
Lokalizacja: Czarnów k/Konstancina

Post » Nie wrz 23, 2007 19:11

Spojrzała pytająco w stronę kredensu, ale Miaulina znikła i tylko lekko poruszająca się firanka świadczyła o tym, że przed chwilą ktoś wyskoczył przez okno do ogrodu.
- Tak czy siak – powiedziała do siebie Babcia Tekla – coś było.
I zabrała się za ugniatanie przeciw kaszlowych tabletek ze ślazu, tymianku i miodu z małym dodatkiem kitu pszczelego, ponieważ parę dni temu wpadła na pomysł zaopatrzenia apteczki Domu Dziecka w naturalne ziołowe specyfiki.
Ale o ile przepis na tabletki znała na pamięć, to po recepturę wykrztuśnego syropu musiała udać się do szafki, gdzie trzymała wszystkie zeszyty i notesy z przepisami. Otworzyła szafkę ciężkim, kutym, mosiężnym kluczem i wyjęła z niej notes.
- Prawoślaz....babka lancetowata....melissa – mruknęła pod nosem i już - już miała odłożyć notes do szafki, gdy nagle zobaczyła puste miejsce między zeszytami.
- Od razu domyśliła się, że coś znikło z półki i po dłuższym zastanowieniu doszła do przerażającego wniosku, że był to kajet prababki Kociamy
- Kto u licha mógł to zrobić i po co ! – wykrzyknęła Babcia Tekla . Zrobiła się naprawdę zła, bo od kilku dni spała kiepsko i nosiła się z zamiarem sporządzenia następnej porcji ziołowej herbatki.
- Pewnie sama go gdzieś położyłaś – mruknęła obłudnie Miaulina wpychając róg okładki pod kredens.
- Pewnie – zgodziła się Babcia Tekla i nagle uświadomiła sobie, że mając 90 – nie, 91 lat ma prawo zapomnieć co, gdzie i kiedy położyła...
„ Dziewięćdziesiąt jeden” powtórzyła w myślach i ...
- Przecież dzisiaj są moje urodziny ! – zawołała zapominając do końca o zeszycie.
- Happy Birthday – powiedziała Miaulina.
Było to zresztą jedyne zdanie jakie potrafiła powiedzieć w obcym języku, zdanie którego nauczyła się ze znalezionej na strychu urodzinowej kartki. A zapamiętała je głównie dlatego, że narysowany był na niej przystojny, rudy kot trzymający w łapach bukiecik kociej mięty.
Zresztą przez dość długi czas, małej podówczas Miaulinie wydawało się, że ów przystojniak nazywa się Happy Birthday...
- Happy nie happy – powiedziała babcia Tekla – ale zapomniałam na śmierć...
Z nieszczęśliwą miną spojrzała na zegar wskazujący trzecią.
- Ciastka zawsze można kupić w cukierni – zaproponowała rzeczowo Miaulina. – A zaproszenia wypisać ręcznie, już teraz. Zawsze znajdzie się ktoś, kto za paczkę cukierków...
Babcia Tekla zrobiła się nagle zła.
- Dziewięćdziesiąt jeden lat , nie ma się czym chwalić – mruknęła pod nosem i skierowała się do spiżarni.
Miaulina zabiegła jej drogę.
- Zaraz, zaraz – prychnęła. – To urodzin NIE BĘDZIE ? Tak po prostu ?
- Tak po prostu – powiedziała Babcia Tekla.
Miaulina jednym ruchem łapki strąciła pod nogi Babci Tekli egzemplarz „ Plotki Złociejowskiej ” i zamarła w oczekiwaniu.
Na pierwszej stronie widniał czerwony tytuł „ Pani Tekli życzymy stu lat”, zaś autor obszernego artykułu opiewającego wszystkie zalety Babci Tekli zgrabnie ukrył się pod pseudonimem Ka-Mi.
Babcia Tekla wyjęła z kieszeni fartucha okulary i uważnie spojrzała na tekst.
- No proszę, proszę – pokiwała głową. – chyba będę MUSIAŁA pójść do tej cukierni...
Miaulina odetchnęła z ulgą . Urodziny Babci Tekli były zawsze kolejną okazją do napicia się śmietanki i chociaż tego dnia Miaulina wylizała już jeden spodeczek nie miała nic przeciw następnemu, po za tym miała ogromną ochotę sprawdzić, czy naczelnik poczty – który rok rocznie przybywał na urodziny do małego domku za miastem - wezmie dodatkową porcję śledzika czy nie...
Babcia Tekla schyliła się, by wyciągnąć z pudelka wyjściowe buciki.
- Sukienka – przypomniała Miaulina, bowiem Babcia Tekla nadal miała na sobie domową spódnicę w kratkę i zupełnie nie pasującą do niej bluzkę.
Kiedy Babcia Tekla otworzyła szafę Miaulina wskoczyła na oparcie fotela i zajrzała w głąb półek. Od dziecka polowała na kłębki wełny, które od czasu do czasu wypadały z szafy na podłogę i, mimo, że była już w zasadzie dość stateczna kotką gonitwa za kłębkiem sprawiała jej szalona przyjemność, podobnie jak ssanie frędzli kraciastego koca Babci Tekli.
Babcia Tekla pomachała przed nosem Miauliny kwiecistą sukienką.
- Może być – powiedziała Miaulina – chociaż...
Urwała i spojrzała w okno.
Wąską ścieżką od strony miasteczka szedł rozśpiewany korowód , który otwierała pani wychowawczyni, a zamykała Bajanna.
- Masz babo placek...- jęknęła Babcia Tekla i plącząc się w rozwiązanym fartuchu pobiegła do łazienki.
Miaulina cicho wyszła na ganek i usiadła na wygrzanych przez słońce schodkach. Chmury nad łąką dzielącą dom Babci Tekli od zagajnika na wzgórzu miały kolor 18 procentowej śmietanki...
Na widok Miauliny dzieci porzuciły paczki, paczuszki i zawiniątka i piętnaście par rąk wyciągnęło się w stronę kotki.
Miaulina przymknęła oczy i zaczęła mruczeć tak głośno, aby zagłuszyć radosne okrzyki tych, którym udało się dotknąć jej futra.
- Raz...dwa...trzy...- liczyła po cichu Miaulina, aby nie stracić panowania nad sobą.
- Dzieci, dajcie już kotu spokój – pani wychowawczyni rozgoniła swoją gromadkę, a Miaulina rzuciła jej pełne wdzięczności spojrzenie. – Pamiętacie po co przyszliśmy ?
- TAK !!!! – wykrzyknęło piętnaście gardeł.
I dzieci rzuciły się, aby pozbierać rozsypane po trawniku pakunki.
- Kochani...- zaczęła drżącym ze wzruszenia głosem Babcia Tekla stając na ganku, ale dzieci nie dały jej dokończyć
- Nasza Babcia ! - wołały. – Nasza Babcia !
W niebieskich oczach Babci Tekli pojawiły się łzy. Przytuliła najbliższą trójkę i pocałowała pachnące sianem z sienników czupryny.
- Dzieci, zostało niewiele czasu – przywołała je do porządku pani wychowawczyni i dzieci rzuciły się do kuchni, gdzie zaczęły rozpakowywać smakołyki przygotowane przez panią kucharkę. Były tam i sałatki , galaretki z owocami, sernik, placek z jagodami i wszystko, co tylko było potrzebne do zrobienia najlepszych na świecie kanapek.
Babcia Tekla poczuła nagle, jak w jej suchą chudą dłoń wsuwa się nieduża, ciepła rączka.
Spojrzała w dół i napotkała parę szarych oczu i trójkątną buzię przypominającą pyszczek małego kotka.
- Ja jestem Dominik i zawsze jestem ostatni – powiedział chłopiec. – Bo jestem najmniejszy. I jak mnie odpychają to nigdy nie mogę zdążyć na czas.
Babcia Tekla nagle przypomniała sobie siebie – małą, chudą dziewczynkę w wiecznie spadających z nosa okularach. „ Może dzisiaj , w czasach Harry`ego Pottera miałabym jakąś szansę ” pomyślała.
- Chodz – powiedziała lekko ściskając rękę chłopca. – Nakryjemy razem do stołu.
Poprawiła krzywo rozłożony obrus i ustawiła na nim wazon z kwiatami.
- Tak będzie dobrze ? - zapytała, a chłopiec pokiwał głową.
Urwała i zasłuchała się w dalekie dzwięki muzyki dobiegającej gdzieś z miasteczka.
- Słyszysz ? – zapytała . – To nasza strażacka orkiestra...
Strażacką orkiestrą w Złociejowie od niepamiętnych czasów dyrygowała pani Jadzia, której mąż przez całe swoje życie sprawował funkcję komendanta straży pożarnej. Gdy ukończył lat siedemdziesiąt odszedł ze służby, pozostawiając panią Jadzię na czele orkiestry i w każdy poniedziałek rano odwiedzał niewielki budynek obok placu targowego, poklepywał bok starego wozu strażackiego i utyskiwał na swego syna, że nie poszedł w jego ślady.
I ta właśnie orkiestra....
- Oni chyba idą TUTAJ – powiedział chłopczyk.
Babcia Tekla przekrzywiła głowę, aby lepiej słyszeć. Faktycznie, muzyka zbliżała się i Babcia Tekla całkiem wyraznie dostrzegła blask słońca na tubach puzonów i długich rurach trąbek.
- „ Sto lat, sto lat” – grzmiały trąbki, dzwoniły talerze i buczał bęben.
Piętnaścioro dzieci otoczyło Babcię Teklę kołem i zawołały „hurra” tak głośno, że na chwilę zagłuszyły orkiestrę...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon wrz 24, 2007 2:56

eh.. wzruszyłam się.. piękna baja Caty :1luvu:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Pon wrz 24, 2007 9:02

Caty... Inusia Ci bardzo dziękuje za to, że "urodzinową"baję wpisałaś właśnie w dniu jej urodzin :):)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 24, 2007 9:55

Caty jak zwykle na tyłach jestem,tyle do nadrabiania ,ale za to jak sie czyta kilka odcinków Bajeczek naraz :lol:
Dziekuję Ci z całego serca
Obrazek

Kociama ze Złociejowa bardzo mi przypadła do serca jak i reszta Bohaterów :lol:
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pon wrz 24, 2007 11:05

Złociejowa naprawdę nie ma na żadnych mapach! Szukałam!
To może w realu zasiedlimy jakąś wieś? Poprzeprowadzamy się i już.
Ale by koty miały dobrze. Wszystkie by mogły być wychodzące i bezpieczne.
Caty :1luvu:

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon wrz 24, 2007 19:36

To jest moja mysz !


Pani Jadzia kręciła batutą zupełnie jak amerykańska cheeleaderka szeleszcząc przy tym nakrochmaloną białą bluzką.
A za orkiestrą szła spora grupa mieszkańców miasteczka – mąż pani Jadzi, pani Madzia, naczelnik poczty z żoną, Pacynka z pękiem kolorowych balonów w kształcie serc przypominającym bukiet egzotycznych kwiatów, Kociama wsparta na ramieniu komendanta straży miejskiej i wiele, wiele innych osób, zaś na końcu pochodu w towarzystwie służbowego psa biegło dziarskim truchtem dwu staruszków w firmowych dresach adidasa...
Rzecz jasna, że z domu Babci Tekli nie było widać dużego, grubego, czarnego kota, który pobiegł swoją własną ścieżką, ani rozklekotanego, starego samochodu, który zbliżał się do Złociejowa polną, wyboistą drogą, bo wszystko zasłaniały drzewa.
Babcia Tekla otworzyła szeroko furtkę i ze łzami wzruszenia w oczach wpuściła do środka wszystkich gości. Prawdę powiedziawszy miała przygotowaną niewielką mowę, ale w ostatniej chwili wszystko się jej pomieszało i powiedziała tylko „ ach, dziękuję, dziękuję moi kochani ” i „ proszę do stołu ”
Patrząc jak goście zajmują swoje miejsca Babcia Tekla pomyślała, że to, co powiedziała, było równie dobre jak mowa, której już nie pamiętała i usiadła między przyjaciółmi.
„ Chyba czują się dobrze ” pomyślała obserwując swoich gości. Kociama, nie mogąc pozbyć się poczucia winy starannie omijała temat kotów i wszystkiego, co się z nimi wiązało, zaś dzieci, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, miały mnóstwo niewygodnych pytań na drażliwy temat.
Kociama rzuciła pytające spojrzenie Pacynce, a gdy ta odpowiedziała jej przyzwalającym mrugnięciem wdała się w żywą dyskusję o tym, czy kotom należy dawać śmietankę, czy nie.
- Ależ oczywiście - powiedział naczelnik poczty szczodrze zabielając swoją kawę.
Pacynka i panna Madzia wymieniły znaczące spojrzenia, a w kępie ziół rosnących tuz pod gankiem znacząco chrząknął duży, gruby, czarny kot.
Kiedy burmistrz, który całkiem jawnie zjadł pięć kremówek zastukał w brzeg talerzyka i wygłosił toast na cześć Babci Tekli zgrabnie omijając drażliwy temat żywej lekcji historii, a skupiając się na anegdotach z życia mieszkańców miasteczka, panna Madzia osobiście wniosła ogromny tort. Bajanna zaś krążyła między gośćmi z tacą, na której stał szampan dla dorosłych i sok malinowy dla dzieci.
Goście raz po raz wybuchali śmiechem, w zagajniku pohukiwała sowa, w trawie koncertowały świerszcze, na niebie bielała Mleczna Droga, a księżyc połyskiwał na mosiężnych tubach odłożonych na bok instrumentów.
Dominik kończył właśnie drugą szklankę soku z malin, kiedy usłyszał, że ktoś staje za jego plecami. Nie musiał odwracać głowy, żeby domyślić się, że to Serek, największy i najsilniejszy w całej grupie.
Serek wyjął z ręki Dominika szklankę z resztką soku na dnie i Dominik poczuł, że gęsta, lepka ciecz spływa mu po włosach na koszulkę.
- To za podlizywanie się naszej Babci – syknął Serek i zniknął wśród innych dzieci.
Dominik wytarł czoło brzegiem koszulki i poczuł, jak do oczu napływają mu piekące, gorzkie łzy.
„ Gdybym nie był taki mały...” pomyślał. „ Gdybym tylko był ciut większy...ciut silniejszy...gdyby mój tata...”
Babcia Tekla dostrzegła opuszczoną głowę Dominika , kiedy przechodziła obok z talerzykiem kruchych ciasteczek.
Nie powiedziała nic, tylko okrążyła stół i wyłoniła się z ciemności bezszelestnie jak duch.
- Coś się stało, prawda ? – zapytała, a kiedy nie dostała odpowiedzi, była pewna , że właśnie wydarzyło się Coś Bardzo Niedobrego. – Chodz ze mną – powiedziała i poszła w stronę domu.
Po cichych, nieśmiałych krokach poznała, że chłopiec poszedł za nią. Kiedy znalezli się w kuchni od razu zauważyła malinową smugę na koszulce.
- Nie musisz nic mówic – szepnęła wydostając z szafy trochę za duży podkoszulek i podając go chłopcu. – Przebierz się i jeśli chcesz możesz tu trochę posiedzieć.
W półmroku panującym w kuchni żółto błysnęły oczy Miauliny.
- Moja kotka dotrzyma ci towarzystwa – dodała i wyszła.
Dominik rozejrzał się po kuchni. W szybie starego kredensu zobaczył odbicie swojej buzi – chudej i smutnej.
- Uśmiechnij się – zamruczała Miaulina.
Dominik wyciągnął rękę i kotka otarła się o nią policzkiem.
- Widziałam tego paskudnego chłopaka – powiedziała. – Przypomina kropka w kropkę tego, co próbował mi obciąć wąsy, kiedy byłam bardzo mała.
- Taki sam jak Serek ? – zapytał Dominik, a Miaulina pokiwała głową.
- To jest właśnie TEN gatunek – powiedziała kotka.
Dominik ostrożnie pogłaskał grzbiet Miauliny.
- Serek dokucza tylko mi – Dominik rozejrzał się dokoła tak, jakby bał się, że ktoś może stać za drzwiami i podsłuchiwać. – Bo jestem najmniejszy...a dzisiaj chyba był zazdrosny o Babcię...
Miaulina uniosła kąciki pyszczka w uśmiechu.
- Mam pewien pomysł – powiedziała. – Idz do ogrodu i zaczekaj na mnie...
To rzekłszy wsunęła się pod kredens, gdzie zaczęła czymś szurać i szeleścić...
Dominik wymknął się pomiędzy drzewa. Księżyc srebrzył konary starych jabłoni, mrugał spomiędzy prawie czarnych liści, to znowu chował się za skraj niedużej białej chmury.
Dominik zerwał ogromny liść łopianu i zrobił sobie z niego szpiczastą czapkę.
- Jestem wielkim, złym czarodziejem – szepnął do swojego cienia , a cień pokiwał mu ręką.
Chłopiec zerwał suchy badyl i pomachał nim w powietrzu. Badyl cienko zaświszczał.
- Rzucam na ciebie czar...- wyszeptał w kierunku Serka, który zajął jego miejsce przy stole Babci Tekli.
Miaulina wyskoczyła na najniższą gałąz jabłoni i zajrzała chłopcu w twarz.
- Taka noc jak najbardziej nadaje się do czarowania – powiedziała upuszczając na ziemię niedużą, szarą papierową torebkę
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon wrz 24, 2007 23:48

No nie.. caty, znowu przerwałaś w najciekawszym momencie.. :crying:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Lifter, Silverblue i 40 gości