Świeżo zakoceni, czyli jak oswajamy koty, a koty nas

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Wto wrz 18, 2007 19:37

Hej hej tu Krysiak (poznaliśmy sie w fundacji)
Moi kochani!!!! Tak jak powiedziała Agnieszka jesteście wymarzonymi opiekunami dla kotów, takimi, jakich tylko mozna sobie wymarzyc... :1luvu:
Co bo Bengalinki czyli Beni... W fundacji raczej była pieszczochem, tak wiec ta jej niesmiałość to tylko kwestia czasu....
A co do brodzika i Małego... to mysle ze wiele kotów lubi brodziki... mój prywatny Misio nie przepusci zadnej okazji by udac sie do łazienki gdy my do niej idzemy.. praktycznie pije wode tylko z prysznica....
Kociaki maja u Was raj....I to drzewko na balkonie... super!
Piszcie jak najwięcej... uwielbiamy takie super relacje!

krysiak

 
Posty: 427
Od: Wto lut 08, 2005 20:15
Lokalizacja: Toruń

Post » Śro wrz 19, 2007 20:44

Jesteście niesamowici i macie niesamowite koty. Piszcie jaknajwięcej, to taki balsam dla duszy :) Powodzenia w oswajaniu się z kotami :)
Obrazek

malkavianka

 
Posty: 345
Od: Pon kwi 23, 2007 18:23

Post » Śro wrz 19, 2007 21:18

No popatrz pan, popatrz... 8O

A mówiłam, że to kokieta-histeryczka.
Za pełną michę będzie milutka. :twisted:

:lol:
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw wrz 20, 2007 9:35

a ja dopiero zajrzałam..a tu takie fajne opisy :D
witam serdecznie i gratuluje dokocenia... :ok: :ok:

mineło kilka ,pewnie troszke sie zmieniło.... :?: :?: :?:
Obrazek

dorcia44

 
Posty: 43983
Od: Pt maja 19, 2006 20:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw wrz 20, 2007 10:16

Witam. :D
Bardzo fajnie czyta się Wasze relacje. :D
I bardzo się cieszę, że śliczna Bengalinka, moja forumowa pupilka, trafiła właśnie do Was. :D

Wawe

 
Posty: 9530
Od: Pt wrz 24, 2004 21:14
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pon wrz 24, 2007 22:54

hej hej, co u kotków?

krysiak

 
Posty: 427
Od: Wto lut 08, 2005 20:15
Lokalizacja: Toruń

Post » Wto paź 02, 2007 9:37

czekamy na wiesci :)
Obrazek
Obrazek

lidiya

 
Posty: 14084
Od: Sob cze 08, 2002 0:05
Lokalizacja: Toruń

Post » Wto paź 02, 2007 10:20

Wspaniałe relacje, serce rośnie kiedy się czyta Wasze opowieści! :1luvu:
Jak już pisały Agnieszka i krysiak, jesteście cudownym domkiem, kociaki nie mogły trafić lepiej! :1luvu: Już widzę, że będę regularnym gościem w Waszym wątku :lol: .
Obrazek

Domino76

 
Posty: 3301
Od: Śro paź 05, 2005 8:41
Lokalizacja: Wrocławianka mieszkająca w Opolu

Post » Czw lis 15, 2007 21:49

Witajcie :)

Mineło już trochę czasu - okrągłe dwa miesiące - od kiedy pojawiły się u nas w domu dwa mruczące ogoniaste stworzenia. Poprzednio pisaliśmy trochę o naszych pierwszych wspólnych chwilach, o oswajaniu się i przyzwyczajaniu do siebie, a dziś napiszemy trochę o tym, co u nas słychać po dwóch miesiącach (i dwóch dniach) wspólnego ludzko-kociego pomieszkiwania.

Futrzaki są bardzo fajnymi kompanami, już w sumie niezbyt pamiętamy, że kiedyś ich u nas nie było :) To jakaś odległa i zamierzchła przeszłość - z dzisiejszej perspektywy tamten brak kotów to dziwny, nienaturalny stan, teraz jest właśnie tak, jak być powinno. Ich obecność u nas wpasowała się jak właściwy kawałek układanki na swoje miejsce.

Obrazek
Szeleści i rusza się? Robota dla kota.

Mały ma wyraźne zadatki na kota "kolanowego", jednak z dużą dozą figlarności, a czasem nawet i szkodnictwa :) Rozbrykanie wynika oczywiście z jego młodego wieku, choć niektórym kotom tak zostaje i na starość :) Przypuszaczmy, że w przyszłości część jego energii zamieni się w ekstra porcję umiłowania kolan i głasków, nadchodząca kastracja tez pewnie na to wplynie. Na razie jednak Mały uwielbia szaleństwa i zabawy. Taka dzika faza trwa godzine lub pół, po czym kot stwierdza, że na razie wystarczy i że musi troche odespać to ganianie, po czym zwija się w kłębek na kanapie lub ładuje na kolana i rozwala, mrucząc. Po półgodzinnej drzemce motorek mu się regeneruje i kocurek znów jest pierwszy do harców. Czasem są to harce zwykłe (gonitwy, polowanie na sznurki i ołówki), czasem bardziej spektakularne (raz wytarzał się w doniczce z ziołami i dwa dni dawał rozmarynem) lub ulubione (skakanie do czegokolwiek, czym poskrobiemy po drapaku, ładowanie się do otworzonych właśnie szaf, szuflad, schowków itp). Kompletnego świra ma natomiast na punkcie... brodzika w łazience. Kiedy wychodzimy z łazienki, musimy ostrożnie otwierać drzwi, bo w 99% przypadków za nimi czai się już czarny pocisk, który po ich otwarciu na złamanie karku pędzi do brodzika. Następnie w tym brodziku, jak nazwa wskazuje, brodzi :O Po prostu, kiedy wyjdziemy spod prysznica i trochę wody jeszcze zostaje w brodziku (1-2 cm), kot wskakuje w tę wodę i się w niej przechadza... Kiedy zaś wody nie ma, bo byliśmy w łazience w innym celu, wchodzi do brodzika i hipnotyzuje wzrokiem słuchawkę prysznicową (nazywamy to spojrzenie "modlitwą o deszcz"). Trzeba mu wtedy puścić trochę wody (nie na niego, ale obok) i Mały sobie ją ze smakiem z brodzika wypija.

Obrazek
Mały lubi podziwiać świat z balkonu

Obrazek
Mały w brodziku

Bengalinka niestety nie oswoiła się jeszcze całkowicie. Benia jest specyficznym kotem, ma bardzo zmienny nastrój. Przechodzi gładko od miłosci w nienawiść i z powrotem. Zazwyczaj leży sobie gdzieś na podłodze lub na kanapie, możemy sobie chodzić obok niej i nie ma sprawy, ale jeśli podejdziemy na bliżej niz "x", to odchodzi w inne miejsce. Na szczęście "x" się wyraźnie zmniejsza; na poczatku były to ze dwa metry, a teraz poniżej metra. Nagłe podejście i pogłaskanie jej jest jednak praktycznie niemożliwe - koteczka po prostu ucieka.

Na początku oswajania Bengalinki staraliśmy sie do niej zagadywać, podchodzić, podawać zabawki, smakołyki, żeby przekonać ją, że nie warto się boczyć, bo z nami może być fajnie. Benia ciągle jednak po przekroczeniu pewnej strefy uciekała. W końcu stwierdzilismy, że sytuacja się w ogóle nie zmienia i trzeba spróbować czegoś innego. Przyjeliśmy więc w pewnym momencie taktyke "zimnego chowu": jak nie, to nie; ignorujemy naszą kotkę, nie wolamy jej, nie podchodzimy, nawet nie patrzymy, po prostu "kota nie ma". Benia sobie tak pobyła parę dni, a potem - opadły nam wtedy szczęki - pojawiła sie jej pierwsza "faza" na głaskanie. Otóż 1-2 razy dziennie Benia przechodzi całkowitą metamorfozę. Kiedy znajdziemy się w pobliżu, zaczyna głośno mrauczeć (ma taki specyficzny mruko-miauk, który kojarzy się nam z odgłosami wydawanymi przez gremliny z filmu "Gremliny rozrabiają" - tzn. przez miłą futrzaną formę Gremlinów (to się chyba nazywało Mogwai?), nie przez te ich drapieżne mutanty :) ). Benia zaczyna więc miauko-mrauczeć, podbiega do nas, lub np. wskakuje na kanapę jeśli właśnie tam siedzimy i zaczyna się z całej siły łasić i wciskać łebkiem - to nie jest wtulanie, tylko naprawdę wciskanie na siłę. Trzeba ją wtedy dokładnie wygłaskać, musi byc to głaskanie forsowne, z mocnym dociskiem reki do kota :) (jak za lekko, to ucieka) oraz ze szczególnym uwzględnieniem głaskania pod bródką. Benia kładzie się wtedy obok (nie na kolanach, tylko obok kolan, przytulona do uda), cały czas pręży się, wciska, bodzie łepkiem, ustawia tak jak chce, a po paru minutach głaskania nagle, ni stąd ni zowąd, zwyczajnie spieprza :o Po prostu tak jak się w danej sekundzie wtula i bodzie, tak w następnej zrywa się i juz jej nie ma. Czasem ucieka, bo się czegoś przestraszyła (drobiazgi, np. Mały zeskoczył z drapaka na podłogę), ale zazwyczaj jest to zupełnie bez powodu. Kot był na 200% - nagle kota nie ma.

Obrazek
Benia w fazie głaskalniczej

Tak więc teraz jest miedzy nami coś tak pomiędzy, tzn. kotka nie jest przez nas całkiem ignorowana, ale staramy sie jej nie zaczepiać, oddaliśmy jej w tym inicjatywę, z czego - jak napisaliśmy czasem korzysta. Jesteśmy jednak dobrej myśli, ponieważ i tak widzimy duży postęp w stosunku do tego, jak się zachowywała na początku (przez parę dni w ogóle nie chciała wyjść spod łóżka). Teraz chodzi już sobie normalnie po mieszkaniu, byle tylko trzymać wyznaczony przez nią dystans - kotka normalnie sobie leży, je, bawi się, zero stresu. Może jeszcze stopniowo da się trochę obłaskawić, a jeśli nie - cóż, tak jak i ludzie, koty też są różne i najwyraźniej ten kot ma większą potrzebę chadzania swoimi drogami, co uszanujemy i będziemy się cieszyć Benią bardziej zdalnie niż Małym :) Boimy się jednak trochę o pewne konieczne - acz dla kota niemiłe - wydarzenia typu złapanie jej i zawiezienie do weterynarza... Kotka miała być zabrana przez nas do zaszczepienia, jednak do tej pory tego nie zrobiliśmy - czekaliśmy, aż się bardziej oswoi i da się np. po dobroci zaprosić do transportera, ale nie wygląda na to, żeby miało to nastąpić w najbliższym czasie, a już i tak długo zwlekaliśmy ze szczepieniami i dalsze czekanie nie będzie dla niej dobre :( Obawiamy się, że trzeba będzie zastosować wariant siłowy - grube rękawice, kota w kąt, złapać i w transporter (łatwo napisać)... Możecie nam coś doradzić? Może jakaś sztuczka typu wrzucenie kociego przysmaku do środka i czekanie, aż wejdzie go zjeść (o ile się doczekamy jej wejścia do transportera)? A może gambit "na obcego" z tego postu (fragment zaczynający się od "spryskałem się odświeżaczem" :? ) ? Bengalinkowe "x" pewnie znowu wzrośnie :(

Obrazek
Benia odpoczywa. Na żaluzji ślady kocich ząbków :)

Między sobą koty dogadują się całkiem nieźle. Na poczatku było wielkie syczenie i warczenie Beni na Małego, ale ten najwyraźniej nie rozumiał aluzji, bo niezrażony, notorycznie próbował ją zaczepiać - podchodził, obwąchiwał i oglądał, wyraźnie zainteresowany swoim kocim sąsiadem. Parę razy zdarzyło się Małemu nawet dostać od Beni łapą, ale wcale nie brał tego sobie do serca i za jakiś czas znów próbował do niej podejść, zupełnie jakby nic się nie stało. Potem Benia trochę się z Małym oswoiła, zaczeły się pojawiać pierwsze wspólne zabawy i stopniowo robi się coraz lepiej - ostatnio nawet raz spały na kanapie przytulone do siebie :) Kociarstwo lubi się razem ganiać po mieszkaniu (najpierw jedno goni drugie, a potem jest zmiana), uprawiają kocie zapasy (tutaj Benia, jako większa, góruje),
tak wiec najwyraźniej się polubiły.

Obrazek
Razem na drapaku

Obrazek
Zmiana warty na parapecie

Obrazek Obrazek Obrazek
Tak sypia Mały... ..................... ...a tak Benia.

Obrazek
Kocie techniki spania - analiza porównawcza.

Jeśli chodzi o kocie ulubione zabawki, to Mały oprócz brodzika ma fioła na punkcie ołówków i długopisów. Wyciąga je pyszczkiem z kubka na stole, gdzie je trzymamy, zabiera na podloge, wali łapą i gania za nimi. Lubi też chować się do wszelakich pudeł, szaf i szuflad, ale chyba najukochańszą zabawą jest zabawa przy drapaku - zresztą też z ołówkiem. Zabawa polega na tym, że ktoreś z nas ma skrobac ołówkiem po jakiejś części drapaka, a on skacze w to miejsce i próbuje tenże ołówek złapać. Wtedy trzeba szybko ołówek cofnąć i zacząć skrobać w innym miejscu, a Mały za nim goni. Benia z kolei lubi gabczaste pileczki: fajnie za nimi gania, tańczy wokół nich na wyprostowanych nogach, paca piłkę łapką lub zaczepia ją za pazurek i macha sobie łapką z uczepioną do niej piłką. Ostatnio koty dostały troche zabawek od mojej siostry - "wędke" do gonienia za, oraz 3 małe myszki. Benia bardzo polubiła jedną z myszek (taką owinietą sznurkiem). Mysz w wersji a la Bengalinka zamienia się w stwora latającego - kotecza w ferworze zabawy wyrzuca ją w powietrze i łapie w locie. Oprócz tego koty mają trochę różnych zabawek "ad hoc" czyli co im w łapki wpadnie: jakiś korek od szampana, rolka po ręcznikach papierowych itp. Tak się jakoś zazwyczaj zdarza, że zabawka, którą się kociarstwo bawi, pacnięta nazbyt gorliwie, robi kotom psikusa i ląduje pod narożnikiem. Pod jedną część narożnika Mały daje rade się wczołgać, rozpłaszczywszy się jak żaba, ale pod drugą połowę już nie daje rady. Tak więc jeśli zabawka wpadnie pod wyższą część narożnika, Mały wyrusza na misję ratunkową, odprowadzany czujnym wzrokiem Beni (która z racji nieco nazbyt rozrośniętego brzuszka nie da rady wczołgać się pod żadną część). Za parę sekund zmierzwiony Mały wynurza się spod kanapy z uratowaną zabawką i impreza trwa nadal. Jeśli jednak zabawka wpadnie pod niższą część narożnika, koty mają kłopot... Łażą koło narożnika i miauczą, albo znajdują sobie coś innego do roboty. Raz na pewien czas biorę kij i wygarniam wszystko spod narożnika, chowam zabawki do skrzynki z kocimi rzeczami i daję kilka do zabawy. Kiedy te znikną, wykładamy następne itp. Zabawek starcza mniej więcej na tydzień, po czym kij znów wędruje pod kanapę i zapasy zabawek są uzupełniane - co zresztą nie jest takie proste, jak się wydaje, bo Mały z dziką rozkoszą poluje na tenże, kiedy grzebię nim pod narożnikiem...

Obrazek
To pudełko bardzo ciekawe

Obrazek
Benia zwiedza drzewo

Obrazek
Kocia latarnia morska

No i tak mniej wiecej aktualnie wyglądają sprawy z naszymi futrzakami. Jak napisaliśmy na początku, uciechy jest z nimi mnóstwo i jeśli czyta nasze opowieści ktoś nie mający kot(a/ów), to apelujemy - zmieńcie ten stan jak najszybciej! :) Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i do następnego odcinka :D

Obrazek
Mały czarny sfinks. Na pudełku ślady zębów Beni

Obrazek
Benia pomagająca czytać miau.pl

M+M

 
Posty: 9
Od: Czw wrz 13, 2007 19:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lis 15, 2007 22:30

No, na reszcie się odezwaliście. :D
Już chciałam dzwonić. :lol:

Mały spełnił pokładane w nim oczekiwania. Za to Benia.... :roll: - histeryca. :twisted: .

Cieszę sie, że wszystko oki.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 197 gości