Nio, kociska zostały dziś same w domu.

Ale musze przyznać,że przy pierwszym spotkaniu mnie zadziwiły

... To ta mała "popierdółka" najeżyła się, włączyła syrenę (buczała tak cały wieczór, jeżeli Bursztynek był w zasięgu jej wzroku), jeżeli tylko Bursztyn na nią spojrzał zaczynały sie syki i machanie łapą.

A kocurek nie wiedział co robić, to próbował ja zaczepić, to odchodził i udawał ,że wcale go nie ma, to kładł się "kółkami do góry" przed maluchem... Wytrzymalismy do 2-giej w nocy i jak mała znowu włączyła syrenę (bo sie rudzielec pojawił w polu widzenia

) - zarządziliśmy separację - ja z Bursztynem w jednym pokoju, TŻ z Niunią w drugim. Rano koty pogodziła micha, bo wołowinkę podałam w jednej

. Widac było,że maluch jest jeszcze baaardzo ostrożny, ale skończyły sie syki i pogróżki. W niedzielę już zaczęły wzajemnie sie zaczepiać - zwłaszcza Bursztynek uparcie usiłował pacnąć to czarne "coś", ale w odpowiedzi tez dostawał łapką (pacają się tak bez pazurków) i...wiał

No i właśnie - zrobił się z niego straaasznie głośny kot. Miauczy i mrauczy

Dawniej krótkim miaukaniem tylko sygnalizował pewne rzeczy: "posprzątaj kuwetę", "żarełko sie skończyło", "wstawaj, nudzi mi się", czy też " znowu ,małpo, drzwi od WC zamknęłaś". A teraz - siedzi na środku pokoju, mała gdzieś w pobliżu - a temu sie pyszczek nie zamyka. Zazdrosny, boi sie o swoje miejsce? Bo gdzieś wyczytałam,że koty miauczą tylko do ludzi, miedzy sobą tego języka nie używaja. Co mi to kocisko chce powiedzieć...?