Wczoraj nic nie napisałam, bo już naprawde nie miałam kiedy
po pracy pojechałam po Anatola i do dr Ewy, potem kroplówa, potem do Arczi_i_Malutek, odwiedzić kociaste, bo Duża na wyjeździe...
Anatol wygląda podobno dużo lepiej, nie jest już - jak się Ewa wyraziła - takim "suszkiem". Jelitka w dużo lepszym stanie, w brzusiu już się nie przelewa tak strasznie
Niestety mały ma zapalenie oskrzeli i okropny katar - nie płynie mu z noska, tylko gdzieś tam siedzi w środku w kocie. Dlatego Toluś charczy, w nosku i gardle mu się gotuje
Wczoraj TŻ wmusił w niego tylko tego kurczaczka rano, jak wróciłam z pracy kurczak był dojedzony, miseczka wylizana, ale to wszystko:( dlatego dostaliśmy od dr Ewy kolejną kroplówkę z dodatkiem aminokwasów. Dostał wczoraj 125 ml, teraz ja już w pracy, a TŻ kończy podawanie dawki porannej. Dziś znów jedziemy na zastrzyki, mieliśmy do wyboru - albo przyjeżdżać co dzień, albo podawać w tabletkach, ale stwierdziliśmy z TŻ, że lepiej będzie jeśli chociaż te kilka pierwszych dawek Tolek dostanie iniekcyjnie. Przynajmniej będziemy mieć pewność, że cała dawka poszła w kota, a nie została np. ukradkiem gdzieś wypluta
Martwię się, chociaż Anatol chyba lepiej się czuje. Nie leży już cały czas na łóżku, łazikuje po pokoju albo chowa się pod łóżkiem - nie wiem, co tam robi

ale wychodzi już na wołanie

wystraczy "zakląskać" (nie uczymy kotów przychodzenia na kicianie) i zawołać "Toluś" a on już leci i chrumka
Niech już wreszcie zaskoczy, niech znów zacznie jeść... stanowczo wolę wydawać pieniądze - nawet w dużych ilościach - na kurczaka i intestinal, niż na kroplówki i leki, fanaberię mam taką, no...
