Mała1 pisze:Musze gdzies sie wyzalic i wyładowac stres. Nie wyrabiam juz tego psychicznie. nie wiem,czemu tak jest ,ze nic nam ostatnio nie wychodzi.Wszedzie problemy.Kotki na tymczasach chorują, albo trzeba im szukac nowych miejsc, bo nie umieja sie dogadac z rezydentami.Na wszystko potrzeba pieniedzy, czasu, jezdzenia i radzenia sobie ze stresem.
Doszło do tego,ze jutro mam z jedna pania jechac wybrac kotka -szczęsciarza w schronisku,który pojedzie do domu-a ja sie boję,ze znów cos bedzie nie tak. Zamiast sie cieszyc
Niech chociaz przez chwile bedzie dobrze. Moze to wina mojego charakteru, ze nie potrafie sie o tych problemach nawet na chwile zapomnieć. Mam dość
Mała, wiem że jest Ci ciężko, w końcu współpracujemy razem.
Ja też nie radzę sobie czasami psychicznie i wysiadam.
Ostatnio , faktycznie namnożyło nam sie problemów, Wczoraj , była niedziela, ludzie odpoczywają, idą do parku, relaksują się a my wracałyśmy od mar9 wystraszone, załamane i do tego z umierającym kociakiem ...i jak tu normalnie żyć..
Pamiętasz co ci wczoraj powiedziałam w samochodzie? Że my nie jesteśmy już normalne.....jest to niemożliwością aby robiąc to co robimy:
wozić koty do uśpienia, leczyć a potem patrzeć na ich śmierć, jechać do schronu i jednego zabierać a drugiego zostawiać, nie wiedząc czy przeżyje, czyli być wyrocznią,
widzieć jednego dnia 5 wspaniałych bawiących sie kociaków a później dowiadujesz się ,że umarły a ty jedynie co mogłaś zrobić to dać im jeść i je przytulić.....co tu dużo mówić....nie da się juz normalnie egzystować gdy ma się tego wszystkiego świadomość
Julita ostatnio mi coś fajnego powiedziała, szczęśliwi są Ci co nic nie wiedzą i nic nie widzą...a my.....ja na prawdę rzadko jestem szczęśliwa i wiem że ty Też
A wiesz co wtedy robię? aby nie zwariować wchodzę w ten wątek:
Historie kotów z katowickiego schroniska
Zobacz ile kotów udało nam się uratować i dla nich musimy być silne