Hej kochani,
Maleństwo urocze, bardzo szybko się przystosowuje. Jak wychodziłam rano do pracy to pożegnała mnie kąsaniem po rękach i gonitwą po kanapie (z wszczepianiem się pazurkami)
Gorzej z Herhorem.
Tak naprawdę dotarło do niego, że ktoś jest za drzwiami około 5. rano. No dobra była 5.42. Od tej godziny Herhor stał pod drzwiami i wył. Ze straszną pretensją. Przy próbie pogłaskania gryzł i to wyjątkowo (nawet jak na niego) mocno. Jak rano poszłam do malucha, zobaczyłam przez szybę mordkę Herhora...poł metra pod sufitem

(wlazł na półki nad łóżkiem i podglądał). No i smutny jest...Piszczy i patrzy z melancholią przez okno. No zupełnie nie jak nasz Pan Pała. Głaszczemy (jak się daje), przemawiamy, jesteśmy prawie wyłącznie z nim, ale i tak wie, że coś się święci)...
Ania została w szpitalu. dzwonił jej brat, że zatrzymają ja na dłużej i nie na tym otwartym oddziale, tylko na zamkniętym. Przynajmniej trzy tygodnie...
A mała jest piękna: jasno szarosrebrna z ciemną, prawie czarną mordką i jasnym noskiem. Lemurek mały. Pięknotka.
Płochliwa jeszcze jest, ale zaczyna dokazywać.
JAK SIĘ DOKACA??
jak długo trzymać oddzielnie, kiedy sobie pokazać i przedstawić towarzystwo.
Nie chcę teraz popełnić błędu, bo z poprzednią kotką Herhor nigdy się nie dogadał i pozostawiane same musiały być zamykane w różnych pokojach...
Stronghold kupimy. Malucha musimy przebadać dokładnie, bo Herhor to słabeusz (sza!! obraziłby się), może łatwo coś złapać. A nie możemy go doszczepić (półtora roku minęło od szczepionki), bo jak ostatnio byliśmy u weta (właśnie po to) to się okazał na szczepionkę uczulony
Ania nie dzwoniła już (ma możliwość).
Będę dawać znać, co dalej