


Dopóki nie miałam kota nękały mnie potworne zawroty głowy, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie. Pojawiały sie zupełnie niespodziewanie. Lekarz nie bardzo wiedział co mi jest, podejrzewał kilka możliwosci, m.in zwyrodnienie kręgosłupa szyjnego. Leki nie pomagały wcale. Jak przygarneliśmy Minię, była jeszcze maleńka, osierocona i wyrzucona do lasu z rodzeństwem, niedopieszczona....Uwielbiała ciumkać mnie po szyi ugniatajac ja łapkami, własciwie do tej pory czasem tak próbuje, ale niestety za bardzo wbija mi te pazury w szyję. Fakt faktem, że odkad ją mam , czyli dwa lata, nie mam zadnych zawrotów...cud?