Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie wrz 09, 2007 16:40

Słuchajcie. dostałam " do łap " dwie książeczki jeszcze ciepłe, te, co lsą na fotografii. I te książeczki chcą pomóc Wąsikowi z tego wątku http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=65550
Więcej narazie nie mam - bo to zupełnie pierwsze egzemplarze...
I każdy startuje od 10 złotych. dla Wąsika.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 09, 2007 20:38

Skarb Babci Weteranki



Babcię Weterankę w miasteczku znali wszyscy. Mówiono nawet, że miała tyle lat. Ile miasteczko, ale nie było to prawdą. Na pewno od Babci Weteranki starszy był dom, w którym mieszkała.
Dom był duży, z gankiem oplecionym winobluszczem, a tuz przy drzwiach, mocno przykręcony do ściany wisiał stary, pokryty zielonym nalotem dzwon.
Dawno, dawno temu Babcia Weteranka była zwyczajną lekarką, a jeszcze dawniej niż dawno, dawno temu – podczas wojny, o której właściwie nie pamiętał już nikt prócz dwu staruszków, którzy spotykali się w parku, aby zagrać w szachy – Babcia Weteranka opatrywała rannych.
Ale to było naprawdę bardzo dawno temu i Babcia Weteranka nie lubiła wspominać tamtego czasu.
Czasami zapraszano Babcię Weterankę do jedynej w miasteczku szkoły, aby – jak to określały młode nauczycielki z paznokciami pomalowanymi w kolorowe kwiatki – dzieci mogły spotkać się z historią .
I właśnie dlatego, gdy Katarzynka pakowała do plecaka podręcznik i zeszyt do historii zawsze miała przed oczyma pomarszczoną twarz Babci Weteranki.
Babcia Weteranka pracowała w Ośrodku Zdrowia tak długo, dopóki pewnego razu nie poczuła, że dłużej niż zwykle zastanawia się, jakie lekarstwo przepisać pacjentowi.
- Lekarz musi być sprawny – powiedziała, zapakowała do brązowej, skórzanej torby swój kubek, puszki z herbatą i cukrem i zegarek, który tak długo stal na biurku, że na blacie pozostały ślady jego nóżek.
Mieszkańcy miasteczka urządzili Babci Weterance wspaniałe przyjęcie ogrodowe, a szkolne dzieci, którym robiła zastrzyki ofiarowały jej ogromną laurkę w kształcie serca.
Babcia Weteranka, która przez całe życie zajmowała się innymi dopiero wtedy odkryła, że tak naprawdę nie ma nikogo bliskiego i gdyby nie pręgowana kotka, którą znalazła kiedyś w szczerym polu, nikt nie witałby jej w progu drzwi, gdy wracała do domu.
Bo z domu, szczególnie wiosną i latem, gdy okoliczne łąki pełne były rozmaitych ziół, Babcia Weteranka wychodziła bardzo często.
Na wiosnę zbierała żółte główki mleczy, z których robiła wyśmienity syrop na kaszel, latem zbierała kwiat lipy na przeziębienia i różne inne zioła, na których znała się bardzo dobrze.
Jednak oprócz ziół Babcia Weteranka miała swój specjalny sekret, który pomagał, gdy zawodziło wszystko inne. Ale co to było – tego w miasteczku nikt nie wiedział i nawet pani z lokalnej gazety nie udało się zdobyć informacji. Pani próbowała śledzić Babcię Weterankę,
Ale oczywiście nie wyśledziła niczego prócz tego, że kiedy Babcia wieczorem siada w dużym miękkim fotelu to szara kotka wskakuje jej na kolana i zaczynają długą rozmowę. Rzecz jasna taka informacja nie nadawała się do Poważnej Gazety, więc pani zrezygnowała po kilku nieudanych próbach...
Pewnego dnia, kiedy wyjątkowo deszczowy początek września sprawił, że nieduży strumyk płynący za miasteczkiem zamienił się w rwącą rzekę Katarzynka postanowiła wybrać się na spacer w przerwie między jedną a drugą ulewą.
Założyła żółtą pelerynę i zielone kalosze, na wszelki wypadek zabrała małą parasolkę i zostawiwszy na stole liścik do mamy wyszła z domu.
Na ulicach stały ogromne kałuże, trawniki pozamieniały się w podmokłe łączki , a woda w rynnach bulgotała na wszelkie możliwe tony.
Katarzynka minęła ostatnie domy miasteczka – ujrzawszy w oknie Babcię Weterankę pomachała jej ręką i rozchlapując na wszystkie strony wodę pobiegła małą ścieżką tam, gdzie w wąwozie szumiał rozgniewany potok.
- Jestem małą syrenką – powiedziała Katarzynka i już-już miała usiąść na kamieniu w najbardziej syreniej pozie aby zaśpiewać najbardziej syrenią piosenkę, jaką sobie po drodze wymyśliła, gdy nagle, przez szum płynącej wody usłyszała jakiś rozpaczliwy głosik, który najwyrazniej wzywał pomocy.
Katarzynka zerwała się z kamienia i zaczęła schodzić w dół stromym i śliskim brzegiem parowu.
A kiedy zeszła na brzeg zobaczyła, że na grubym konarze, który musiała z daleka przynieść brudno-żółta woda, siedział mały, zupełnie malutki i przemoczony kotek. Szeroko otwierał pyszczek i trzymał się śliskiej kory wszystkimi czterema łapkami.
Katarzynka spróbowała wyciągnąć rękę ale przerażony kotek tylko zacisnął oczy i zaczął płakać jeszcze głośniej..
Katarzynka zdjęła więc zielone kalosze i trzymając się mocno gałęzi wierzby zwieszających się tuz nad wodą weszła do strumienia.
Woda była przerazliwie zimna, ale dziewczynka dzielnie dobrnęła na środek rwącego potoku i ostrożnie odczepiła wszystkie pazurki – co wcale nie było takie, bo kiedy udało się jej odczepić przednie, to tylne pazurki chwytały się kory jeszcze mocniej, a gdy zabierała się za tylne, to przednie były już mocno wczepione w konar.
Tak więc trwało to na tyle długo, że obydwoje zdążyli porządnie przemarznąć.
W powrotnej drodze kichali na przemian – raz kotek, a raz Katarzynka i pewnie skończyłoby się to nie najlepiej, gdyby nie Babcia Weteranka, która wypatrzyła ze swojego okna przemoczoną dwójkę.
Wybiegła przed dom i po chwili Katarzynka i kotek siedzieli w ciepłej kuchni. W piecu buzował ogień, na fotelu mruczała szara kotka, a Babcia Weteranka szybciutko zaparzyła jakąś ziołową herbatkę.
Katarzynka wypiła cały kubek, ale kotek na herbatkę nie miał najmniejszej ochoty. Siedział, kichał i trząsł się, pomimo, że jego futerko zdążyło już obeschnąć.
Babcia Weteranka poprawiła wysuwającą się z siwych włosów srebrną szpilkę.
- Tu może pomóc tylko kocyk – powiedziała ni to do siebie, ni to do kotki, ni to do swoich gości.
Podeszła do malowanej w kwiaty skrzyni i wyjęła z niej nieduży, wyblakły kocyk z poszarpanymi frędzlami.
Wzięła kotka z kolan Katarzynki i owinęła go tak, że ledwie widać mu było czubki uszu.
A potem usiadła naprzeciw dziewczynki i uśmiechnęła się tajemniczo.
- To jest właśnie mój skarb – powiedziała, a oczy Katarzynki zrobiły się okrągłe jak dwa niebieskie guziki.
- TO ? – zapytała dziewczynka.
Babcia Weteranka pokiwała głową.
- Dawno, dawno temu....
Deszcz uderzył w szyby i jego szum zlał się z mruczeniem szarej kotki. Zatrzeszczały polana w piecu, zapachniały letnie zioła.
Opowieść Babci przeniosła Katarzynkę w środek zimowej nocy, kiedy od mrozu pękała na drzewach kora, a Babcia Weteranka, która była wtedy jeszcze młodą dziewczyną z długim, jasnym warkoczem niosła do szpitala malutkie dziecko brnąc po kolana w śniegu.
I kiedy miała usiąść pod drzewem i poddać się zobaczyła jak z mroku wychodzi przedziwna postać otulona długim płaszczem.
„ Masz, powiedział nieznajomy, owiń się tym” .
I nieznajomy zdjął długi płaszcz.
„ Idz, bo spóznisz się na kolację” powiedział, a kiedy Babcia owinęła siebie i dziecko płaszczem nieznajomy odwrócił się i zniknął. A Babcia Weteranka zdążyła tylko dostrzec, że na plecach miał ogromne, białe skrzydła...
- A był to wieczór wigilijny....- zakończyła swą opowieść starsza pani.
Katarzynka spojrzała na mordkę kotka który ciekawie rozglądał się po kuchni.
- A ja też mogę ? – zapytała wsuwając stopy pod skraj kocyka.
Babcia Weteranka skinęła głową.
Miłe ciepło przeniknęło stopy dziewczynki tak, jakby oparła je o skraj pieca.
Kotek wydrapał się na fotel i chwycił pazurkami czubek ogona szarej kotki.
- Nie powiem o tym nikomu – powiedziała Katarzynka, a Babcia Weteranka tylko się uśmiechnęła.
- Myślisz, że ktokolwiek by mi uwierzył ? – zapytała.
A zegar na ścianie odezwał się z przekorą
- Tak- tak- tak ....
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 09, 2007 20:42

I przepis na likier kakaowy Babci Weteranki ( pani Anny H. , która już , niestety odeszła za TM...) : puszka mleka skondensowanego, 1.5 szklanki cukru, 4 łyżki rozpuszczalnego kakao - zagotować i wystudzić. Dodać ćwierć litra wódeczki....I nie trzeba czekać, aż się "przegryzie".
To dzisiaj podajemy w szafie :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 09, 2007 21:29

To ja przyniosę szarlotkę, jeszcze ciepła jest, dobrze :?:

Śliczna dzisiejsza dobranocka :wink:
Obrazek Staram się pisać poprawnie po polsku

barba50

 
Posty: 5015
Od: Nie kwi 03, 2005 12:01
Lokalizacja: Czarnów k/Konstancina

Post » Pon wrz 10, 2007 3:31

Mniam, mniam :)

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Pon wrz 10, 2007 20:24

Tysiąc innych rzeczy



Problem z Babcią Weteranką polegał na tym, że wcale się nie czuła „żywą historią”. Miała swoje wspomnienia i swoje 90 lat, szarą kotkę i nieduży domek na skraju miasta. I tak było jej najlepiej.
Znała po imieniu wszystkie zioła rosnące na łące pod lasem, którą widziała z okna swojej kuchni, znała po imieniu okoliczne psy i koty i dzieci, które w drodze nad strumień wpadały wczesnym latem na talerzy truskawek ze śmietaną, albo na garść soczystych czereśni.
Babcia Weteranka lubiła dzieci, czasami nawet przyznawała się przed szarą kotką, że woli rozmawiać z dziećmi niż z dorosłymi, a szara kotka potakiwała myjąc różowy nosek.
Toteż kiedy Babcię Weterankę odwiedzały dzieci ze szkoły, żeby porozmawiać o tym, jak to było dawno temu Babcia nie wiadomo czemu robiła się bardzo zła.
- Dawno to dawno – powiedziała pewnego dnia do swojej kotki, a ta od razu się z nią zgodziła.
Nadejście wakacji zwykle oznaczało spokój, ale tego roku stało się zupełnie inaczej. Do szkoły, która zazwyczaj w wakacje stała pusta przyjechała kolonia. I nie była to zwyczajna kolonia, ale grupa dzieci z domu dziecka.
Babcia Weteranka podejrzewała skrycie, że dzieci przyjechały na kolonie do Złociejowa tylko dlatego, że nie kosztowało to zbyt wiele... i, jako że i tym razem kotka przytaknęła, Babcia była pewna, że się nie myli.
Z okna swojej kuchni obserwowała jak piętnaścioro dzieci maszeruje w karnym szyku do lasu, albo jak taplają się w strumieniu i nie wiadomo dlaczego było jej smutno.
Ale kiedy pewnego popołudnia, kiedy akurat miała zabrać się za pakowanie kwiatu lipy do niedużych, szarych, papierowych torebek zadzwonił dzwonek w furtki i zobaczyła piętnaścioro dzieci stojących w rzędzie przy ogrodzeniu nie wiadomo dlaczego nagle zrobiła się zła.
- Żywa lekcja historii ? - mruknęła kotka i na wszelki wypadek dała susa do ogrodu, a Babcia zdjęła kraciasty fartuch i poprawiła włosy.
A potem wyszła przed dom i spojrzała na wpatrzone w nią piętnaście par oczu
Za dziećmi stała pani wychowawczyni uśmiechając się przepraszająco.
- Dzieci, przywitajcie się z panią Teklą – powiedziała, a babcia, która od dawien dawna wszyscy nazywali po prostu Babcią przez chwile rozejrzała się za panią Teklą.
- Dzień dobry – powiedziały chórem dzieci.
Babcia Weteranka westchnęła głęboko. Zobaczyła, że pani szybciutko rozdała dzieciom małe świstki papieru i gotowa była dać głowę, że na małych karteczkach zapisane są pytania, jakie za chwilę jedno po drugim zadadzą jej dzieci...
I właśnie wtedy poczuła, że strzyka ja w plecach, że na skutek deszczu, który do niedawna padał i padał w Złociejowie bolą ją stawy i że ma 90 lat, a w tym wieku ma pełne prawo cierpieć na sklerozę.
- Powiedziano nam ,że podczas wojny... – zaczęła drobna, rudowłosa dziewczynka ukradkiem zerkając na kartkę.
Babcia Weteranka zastukała w podłogę werandy parasolem – nie potrzebowała jeszcze laski, a parasol był jedyną rzeczą, która akurat była pod ręką i nadawała się do stukania.
- Żadne wojny – powiedziała Babcia głośno i dobitnie. Wojna nie jest dla dzieci , chyba wyrażam się jasno.
Piętnaście głów pokiwało z ulgą, a szara kotka ukryta w krzakach cicho zachichotała.
- A w komputerze ? - wyrwało się wysokiemu chłopcu w czerwonej podkoszulce.
- W komputerze tym bardziej – oświadczyła Babcia, a dzieci bardzo się zdziwiły, bo wydawało się im , że Babcia powinna zapytać, co to jest komputer, a potem chwycić się rękoma za głowę.
- To co jest dla dzieci ? – zapytał inny chłopczyk pracowicie przeżuwając kartkę papieru.
- Bajki. – Powiedziała Babcia. – Dla dzieci są czary, i bajki i maliny prosto z krzaka i jeszcze tysiąc innych rzeczy.
Pani wychowawczyni zamachała rękoma, ale Babcia uśmiechnęła się słodko i zaprowadziła wszystkie dzieci do ogrodu.
- Zaczniemy od malin – powiedziała Babcia, zerwała parę liści łopianu i pokazała dzieciom, jak zrobić z nich zielone torebki na owoce. A największą torebkę podała pani wychowawczyni
Pani zarumieniła się i nieśmiało zapytała :
- A...spotkanie ?
- To jest właśnie SPOTKANIE – odparła Babcia.
A kiedy dzieci najadły się świeżych malin i niedojrzałych porzeczek usiadły na trawniku jak stadko szpaków Babcia przyniosła mały, składany stołeczek i siadła między nimi.
- Proszę pani...- zaczął ciemnowłosy chłopiec – a dlaczego tego miejsca nie ma na mapie ?
Babcia poprawiła okulary.
- A wszystko zawsze musi być na mapie ? – zapytała, a dzieci odpowiedziały, że nie musi.
- A...czemu to miejsce się nazywa Złociejowo ? – zapytała jakaś dziewczynka.
- Moja kotka ma na imię Miaulina – powiedziała Babcia i dzieci wybuchnęły śmiechem.
Pani wychowawczyni trochę się ociągała, ale po chwili również roześmiała się. Wtedy Babcia wstała skinęła na dzieci i oświadczyła :
- A teraz odwiedzimy moją dobrą przyjaciółkę.
I energicznym krokiem wyszła na chodnik, a za nią dzieci, które nagle zapomniały, jak się chodzi w parach.
- W małym mieście Złociejowie – zaśpiewała nagle Babcia – cały świat stoi na głowie...
A dzieci zaczęły się śmiać, a pani wychowawczyni nie zwróciła im uwagi, że hałasują.
Więc hałasując i podskakując dotarły na niedużą uliczkę, gdzie bluszcz przykrywał tabliczkę z jej nazwą.
Babcia zatrzymała się przed bardzo starym domkiem i przechylając się przez murek zawołała – Bajanno ! Masz gości !
W drzwiach domku stanęła starsza pani a obok niej dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka.
- A, proszę, proszę – powiedziała starsza pani i dzieci otworzyły furtkę.
I dzieci z kolonii, jedno po drugim weszły do ogrodu, a potem do małego domu, gdzie w pudełkach leżały kolorowe szmatki, koraliki i wstążeczki.
- Tutaj nasza ciocia robi zaczarowane zabawki – powiedziała dziewczynka, a starsza pani wybrała kilkanaście zabawek i wręczyła po jednej każdemu dziecku.
I, co dziwniejsze, każde dostało to, co najbardziej lubiło...
Jeśli to był pajac, to uśmiechał się wesoło, jeżeli lalka – to mrugała niebieskimi oczyma jak żywa, a jeśli był to pies – to powarkiwał na pluszowego kota.
Pani wychowawczyni na chwilkę pożałowała , że nie jest małą dziewczynką, ale zupełnie niepotrzebnie, bo starsza pani zawiesiła na jej szyi malutkie, kryształowe serduszko.
Dzieci zostały w ogrodzie Bajanny do wieczora, a kiedy nadeszła pora powrotu na kolację obiecały, że jeszcze nie raz przyjdą w odwiedziny.
- W Złociejowie mieście starym , same cuda, same czary – śpiewały dzieci wracając na kolonię, a najgłośniej śpiewała pani wychowawczyni.
Zaś Bajanna i Babcia długo patrzyły za nimi uśmiechając się tajemniczo. Bo przecież Babcia obiecała dzieciom tysiąc innych rzeczy...które powinny były wydarzyć się tego lata.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon wrz 10, 2007 20:34

:1luvu:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Pon wrz 10, 2007 21:50

Oj jak ja lubię takie dobranocki :lol:
Obrazek Staram się pisać poprawnie po polsku

barba50

 
Posty: 5015
Od: Nie kwi 03, 2005 12:01
Lokalizacja: Czarnów k/Konstancina

Post » Pon wrz 10, 2007 22:40

Śliczne Bajusie :D
Dziekuje Caty :1luvu:
a ten likierek dobry jest tez z dodatkiem rumu szczególnie jesli sie zmarznie na dworze :D
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pon wrz 10, 2007 23:01

Piękne :1luvu:
Mścisław [']21.10.2010
Konstancja ['] 14.08.2017

ObrazekObrazek
Lecz ja na moim kutrze sam sobie sterem, wędkarzem i rybą. :mrgreen:

AniHili

Avatar użytkownika
 
Posty: 11055
Od: Pon kwi 30, 2007 22:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Wto wrz 11, 2007 1:24

:1luvu: :1luvu: :1luvu:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Wto wrz 11, 2007 5:55

Było Łopianowe Pole, a terz, dzieki Wam narodziło się Złociejowo...Kto wprowadza się do szafy w Złociejowie ?
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto wrz 11, 2007 6:34

Ja.. z największą przyjemnością.. :1luvu:
Przywiozę wódeczkę na miodzie, propolisie i soku brzozowym..
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Wto wrz 11, 2007 7:55

I ja bym chciała..... :oops: Przyniosę nalewkę pigwową..... :wink: I ciepły wełniany koc......

ewa74

 
Posty: 3570
Od: Pt paź 06, 2006 10:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto wrz 11, 2007 10:37

Ja też, dokładam dżemy własnej produkcji.

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości