Wieczorem była jezda z Czarkiem od Ewy. Ewa histeryczka stwierdziła, że kot już tyle wycierpiał, że ona nie chce mu kroplówki podawać

Musiałam długo tłumaczyć, że to co wycierpiał pójdzie na marne jak się odwodni. Wkońcu ją przekonałam, ale ona spytała czy już dawałąm kroplówkę

. Później zadzwoniła do weta, powiedzieć, żeby przyjechał, bo ja sobie nie dam rady - była godz. 20.oo. Wet nie chciał z nią gadać tylko ze mną i zdziwiony się spytał z czym mam problem. No jak to z czym - z Ewą. W końcu podgrzałam kroplówkę i bez problemu przypłukałąm wenflon, ale jak zaczęła kapać kroplówka okazało się, że wenflon niestety wysunął się z żyły.No taka dobra to ja nie jestem coby się kotu w żyłe wbić. Pozatym nie miałam nowego wenflonu. Zadzwoniłam do weta spytać czy można tą kroplówkę podać podskórnie. Okazało się, że można, więc pobiegłam do apteki po igły 1,2 i Czaruś dostał kroplówkę

. Dziś powtórka z rozrywki. Dzwoniłam rano do Ewy, Czaruś zaczął jeść

. Św. Franciszku, żeby jeszcze ten kot pożył, bo faktycznie się biedak namęczył strasznie. Niestety nie jestem w stanie bywać tam rano, żeby przypilnować podawanie leków do jedzonka, a znając Ewę - to jej go będzie żal, bo może mu nie smakuje i różnie to może być.
Kotka po sterylce ma się dobrze, ale integracja z dwiema kotkami, które są w tym mieszkaniu gdzie jest rezydentkami nie wyszła pomyślnie. Kotka na nie syczy i je tępi. Wylądowała więc znowu w łazience sama.
Druga kotka po zmarłej kobicie, co ja wczoraj Halina zabrała jest w pracowni i niestety tam być zbyt długo nie może ze względów technicznych - właściciel nic o niej nie wie i nie powinien wiedzieć. Nie mam jej gdzie przechować. Kotka była domowa, od sąsiadek zmarłej kobiety dowiedziałyśmy się, ze całymi dniami siedziała na parapecie okna u babci, która zmarła. Syn kobiety po jej śmierci zamknął mieszkanie, a kotkę wygonił

. Teraz zrobiło się zimno i nie sądzę, żeby ta kotka miała szanse na podwórku. Gdzie ją ulokować przynajmniej na tymczas. Płakać mi się chce nad tymi wszystkimi biedami kocimi.
Moja Sisi bez zmian. Je, chodzi za mną i wszystko wyglada ok., ale nie wiem co się w srodku dzieje. Nie wiem też czy nie powinna znowu dostać kroplówki, a do tego weta daleko i w dodatku ona się strasznie stresuje drogą. Muszę dziś zadzwonić i popytać.
Kociaki na strychu mają zimno - o ironio losu. Zaczyna mnie tam znowu czas gonić. Jestem tak zdesperowana, ze najchętniej zabrałąbym je do domu - ale co na to Sisi - nie wspomnę już o mojej Mamie

.
Ogólnie kiepsko.