Mam do Was pytanko w zwiazku z dokoceniem. Wiem,że lepiej słuchać wetów i raczej nie radzicie postepować wbrew ich radom. Nam wet kazał podawać przez tydzień Motorynce synulox i zakraplać oczka (nota bene wczoraj znów zaczęła pokichiwać

- więc idziemy z nią do przychodni) , a w niedzielę -jezeli wyzdrowieje - przyjsć z nia na szczepienie. I dopiero dzień, dwa po tym szczepieniu zorganizować kotom spotkanie. Ale... Tak jak napisałam wcześniej Motorynka zaczęła znowu kichać (kurcze, to chyba przez tą pogodę, staram się nie robić przeciągów, ale czasem MUSZĘ otworzyć okno). Więc ze szczepienia chyba nici i wygląda na to,że Bursztynowi szykuje się kolejny tydzień mieszkania u mojej mamy. Czy rzeczywiście tak będzie lepiej, czy one moga się od siebie czymś pozarażać? No, tym katarkiem na przykład. Ale z drugiej strony- jeżeli w domu sa dwa, trzy kotuchy, to jak jeden zachoruje - zawsze izolujecie go od pozostałych?? Przyznam,że mam ten week-end wolny, dzieci w domu nie będzie - można by spróbować zetknąć kociska ze sobą. Poza tym straaasznie tęsknię za rudzielcem...

Wczoraj jak wychodziłam od mamy, to aż wyleciał za mna na klatkę schodową,mama musiała go wziąć na ręce, a on tak patrzył.... U mamy jest mu dobrze,może tak wyleciał bo mu się w mieszkaniu znudziło, ale wolę myśleć,że też za mna tęskni

Poradźcie, co robić? Przedłużać tę kwarantannę, czy spiknąć kicie?