gdańszczanie mają się coraz lepiej... zakraplanie oczu przebiega bez problemów... największe są z mamusią... najbardziej protestuje... towarzystwo kuwetkuje bez kłopotów... apetyty dopisują...
dziś rano zaniosłam im krojonego kurczaka... powyciągałam zza pralki - ulubione miejsce... podstawiłam pod miseczki... niektóre zabrały się od razu do jedzenia... jeden z koteczków siedział wciśnięty w kąt przy drzwiach... wzięłam o na ręce, nawet nie prychnął... zaczęłam głaskać... nie uciekał... w końcu miał dość, więc odszedł... ale odchodząc odwrócił się, popatrzył na mnie zdziwiony, zaciekawiony... i powoli poszedł za pralkę... nie uciekał panicznie... cała reszta też została wymiziana... mruczanek na razie brak, ale to kwestia czasu tylko... maluszki mają okrągłe brzuszki... i wyglądają super...
wstawiłam im jeszcze do łazienki mały drapak... dałam dwie myszki... mamusi na parapet położyłam jeszcze poduchę... mamuśka spędza większość czasu na parapecie właśnie... wczoraj w nocy, jak się myłam, Rudzia opowiadała mi co to było na tym dachu... jak nie miała chwili spokoju... i wogóle pogadałyśmy sobie jak dwie matki... od serca...
życia zewnętrznego nie zauważyłam, ale zaaplikuję im lek... oglądając qpale - jesoooo - nie widziałam również śladów życia wewnętrznego... qpale są książkowe i mam wrażenie, ze juz każdy z koteczków przynajmnie raz korzystał z kuwety... sioooo było sporo...
imiona bedą na G... nawt jedno już mam... czarno-biały kotek to Gargamel... najodważniejszy z paczki... i też bardzo uważnie mi się przyglądał zdziwiony, że nie spotyka go nic złego... a dziś to już nawet nie prychnął na mnie...
