varulv pisze:moral z historii moich kotow jest taki wlasnie taki, ze nalezy dopieszczac rezydentke

Staram się i to z naprawdę dobrym efektem
A w ogóle są zmiany.

Moja Luśka była u mnie na rękach
Najpierw odpoczywającą na parapecie okiennym dotknęłam pod bródką i nie zważając na przerażone oczy zaczęłam głaskać delikatnie, włączył się aparat mruczący, potem pokazało się chude brzunio i dawaj się nadstawiać do miziania. Nawet ząbkami zostałam w zabawie delikatnie i symbolicznie potraktowana.
A zaczęło się od kolacji – poczuła zapachy ze stołu i zaraz wskoczyła na krzesło, a potem na stół i z pysiem pcha się do półmiska. Szybko podstawiłam jej na krzesło miskę z jedzonkiem dlań odpowiednim i w ten sposób jedliśmy z tż-em kolację w miłym towarzystwie.
I to chyba był przełom, bo panika zmalała, już potem ją wzięłam na ręce i z zimnego okna (choć mają koty tam poduszkę, to zawsze ciągnie od szyby) przeniosłam na fotel. I tam trochę pospała.
W nocy była spokojna, nie buszowała, myślę że była po prostu bardziej wyluzowana.
Ale spłakałam się nad nią, bo ma takie przerażające, lękowe odruchy, mimo że staram się rękę wyciągać w sposób jak najspokojniejszy, otwartą dłonią, to i tak się kuli. Smutne, okropne, wiele musiała strachu przeżyć. Będziemy dalej pracować, starać się, żeby szybko się przekonała o najlepszych naszych zamiarach.
No i tuczyć ją, bo chuda jest. Żeby tylko więcej jadła.
Może z czasem poprawi muskulaturę
edit: o najważniejszym bym zapomniała - wczoraj wieczorem zrobiła elegancką kupę do kuwety, w ogóle bardzo ładnie uczęszcza do żwirku
