Wiesia w pracy, więc to chyba mnie przypadnie w udziale przekazanie złych wieści. Miałyśmy wczoraj łapać Malutką na pilny zabieg, niestety koteczka wywinela nam numer i okociła się parę godzin wcześniej

Do kociaków sie nie dostaniemy (sąsiedzi

), trzeba czekać aż je wyprowadzi. Jeśli dożyją - z poprzedniego miotu nie ostał się żaden kociak.
Za to ta dziewczynka postanowiła się z nami zabrać
Córeczka Kici z pierwszego postu, końskim targiem wiek ustalony na 7 tyg (oczka już wybarwione, tylko tak wyszło na zdjęciu), zdrowa, uszy czyste, oswoiła się już w tramwaju, od razu kuwetkowa. Można sie już zakochiwać.
Wiesia jest osobą (wspaniałą!), która zamiast chwalić sie co już osiągnęła, ma wyrzuty sumienia z powodu tego co jest jeszcze do zrobienia - a tu i pieniędzy i czasu i siły już brak.
Koty sa zadbane, niektóre wykastrowane (głównie za własne pieniądze, i to niemałe, bo były przechowywane w szpitaliku przy lecznicy, cześciowo przez schronisko, i częściowo przez poprzednich włascicieli, nim je wywalili z domu).
Razem z dwoma nowymi kotami (kocur krówek i bura cięzarna kotka) do kastracji zostało +/- 4 kocice i 3 kocury - ale ja w liczeniu kotów nigdy nie bylam dobra
Córka Wiesi wraz z chłopakiem w przerwach miedzy karmieniem ślepego jeszcze kociaczka-sierotki (ryśka dzięki za rady, i przepraszam za zawracanie głowy, ale spanikowałam

) będą polować na burą ciężarną, pozostałe dzieci Kici, i wreszcie samą Kicię, która ma podejrzanie duży brzuch, jak na wycieńczoną kotkę karmiącą

Mamy tylko jedną wolną klatkę, muszę szybko coś wymyśleć
Ale najbardziej przeraża mnie to, że połowa dorosłych kotów to oswojone miziaki. Rety, jak my dla nich domy znajdziemy

Tymczasy by się przydały
Gdyby ktoś miał możliwość poratowania cmentarnych kotów choć odrobiną karmy, kotki (i my) byłyby bardzo wdzięczne
