Dobra to hmmm jest tak, że chyba można się cieszyć, Teraz to już nie zależy ode mnie, a od wyroku czy i kiedy można go do Warszawy przetransportować.
Z mojej strony Quazi mógłby być odebrany w przyszłym tygodniu (w tym pracuje i na weekend wyjeżdżam) ;/ ew. w niedziele. Czytając o nim to chyba była miłość od pierwszego opisu charakteru.
W domku jak mówiłam są 3 psy, które przez pewien czas były z kotem, ale to długa historia jak do tego doszło może napiszę, żeby była pewność, że dobre ręce i serduszka chcą Quaziego do siebie. Więc generalnie cała moja rodzina to typowi psiarze, ratujemy raczej psiakami, czy bardziej przygarniamy do siebie takie potrzebujące. Kiedyś, gdy dziecięciem byłam na moich oczach kobieta 1 listopada wyrzuciła kota przez okna. Czy raczej było tak, że ktoś otworzył okno, co było słychać, później był huk i zamknięcie okna, a na ziemi leżał początkowo myślałam, że tarzający się kot, dopóki nie zobaczyłam, że wymiotuje śliną i krwią. Kot miał złamaną poprzecznie miednicę co wyszło później ale udało się go odratować. Chodząc po mieszkaniach z tamtej strony wieżowca zrozumiałam, że albo oni kłamią albo przed kotem niebo się otworzyło i spadł koło mnie. Tutaj pojawia się pierwszy z moich psów, który praktycznie go wyprowadził z choroby (pies był u nas już wcześniej. W ogóle takiej symaptii jak między tą dwójką to mało wśród zwierząt szukać, do tego stopnia, że mały mój goniciel wszystkich kotów jak pies na jego kotka się rzucił to atakował. Później do domu trafił znajda kaukaz, a kot poszedł do babci bo się okrutnie o niego martwiliśmy, a babcia była sama po śmierci swojej kotki i uznaliśmy, że to dobre rozwiązanie. Kot został u niej a u mnie pojawiła się zmaltretowana sunia, a później jej córka. W tym czasie też kot Dinks wrócił do nas z powodu choroby. Lekarze (a byliśmy u całej masy specjalistów) nie mogli ustalić co mu jest ale to długa i smutna historia, w każdym bądź razie w zeszłym roku po 4 latach walki musieliśmy go uśpic (miał kociego FIV i ostrą niewydolność nerek), ale przez czas kiedy kot był u nas był spokój. Zresztą psy na wyjazdach mają kontakty z 2 kotami, nie jest idealnie bo to są zazdrośnice, ale poradzą sobie.
Uff a teraz o mnie, tyle osób mu pomogło, że macie chyba prawo wiedzieć, chociaż czuję się prawie jak na randce w ciemno (Quazi mnie wybierz) no więc mam 24 lata, jeszcze studiuję, od jesieni pewnie będę też pracować, ale póki co czasu u mnie dostatek (chociaż w tym tygodniu jeszcze pracuję), jest jeszcze mój 17stoletni brat i mama z sercem miększym niż moje, która też na pewno urokowi Quaziego się nie oprze. Już się nie oparła....
rany przepraszam za tą przydługą opowieść i więcej informacji to chyba już na pw, gdzie czekam z niecierpliwością na ocenę tego wszystkiego
