Mama też się nie przyznaje

Więc ja już nic nie rozumiem
Tak, rozdzielenie to chyba jedyna droga.
Wczoraj przez pierwsze godziny nie byłam pewna, czy rzeczywiście to dobra decyzja.
Burasia siedziała wcisnięta w kącik klatki, reagowała przerażeniem na ruch, zbliżanie się człowieka, kuliła uszy ze strachu, nie chciała jeść... Była w depresji,
No i syczała, fuczała. Brałam na ręce i wypuszczałam po paru sekundach.
Późnym wieczorem natomiast włożyłam rękę do klatki i długo głaskałam skulone futerko.
Po ok. 5 minutach usłyszałam coś, czego nie byłam pewna. A właściwie poczułam ręką jakąś podskórną wibrację...
Burasia po raz pierwszy zamruczała.
**
W nocy była cichutka, nie ruszała się prawie.
Rano wyciągnęłam rękę aby ją pogłaskać. Skuliła się i fuknęła, po czym zaczęła mruczeć, głośniej nieco. Mruczy jeszcze cichutko.
Capnęłam za kark, posadziłam na kolanach.
Miała cały czas zamknięte oczy i nie przestawała mruczeć. Ale cichutko.
Boi się nadal, łapki jeszcze się trzęsą.
Boi się nagłych odgłosów, ruchów...jeszcze się nie cieszę, bo pewnie długa droga przed nami.
***
Sreberko już w Stolicy, rezyduje również w klatce.
Pozwala się dotknąć, poglaskac, ale rozgląda się i próbuje czmychnąć. Piotrek potwierdza, iż "ma odruch śledziowy" i cały czas trzymana jest "na śledzia". Ponieważ klatki wystawowej nie ma szansy izolować (nie zmiesciłaby się w łazience). Małżonek zostawił ją na łaskę-niełaskę rezydentów, wąchają się przez kratki.