PHILO - jeszcze wróci !!! A teraz dla forumowych dzieci :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sie 18, 2007 10:52

A w moim jest :) tzn kupionym w Wieliczce...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob sie 18, 2007 11:57

A u nas nie ma :(
Tyle wiem, że powinno być: "Koty i sowie pióra" :D

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 18, 2007 18:15

w wydaniu internetowym na pierwszej stronie pisze:Obrazek


... Szkoła Philozoficznych Detektywów im. Caty :D :twisted:
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Sob sie 18, 2007 18:28

Nasi detektywi dopiero teraz będa mieć nie lada zadanie....
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob sie 18, 2007 18:50

Kto tu zagląda.....
...ten czyta !
Ostatnio edytowano Wto sie 21, 2007 7:17 przez graszka-gn, łącznie edytowano 1 raz

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Sob sie 18, 2007 19:51

dzięki, z przyjemnością przeczytałam o Caty :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Sob sie 18, 2007 21:04

ewung pisze:dzięki, z przyjemnością przeczytałam o Caty :-)


Ja Też :D
Caty pozdrawiamy Cię serdecznie
i jak zwykle czytamy i dziekujemy :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Nie sie 19, 2007 7:52

Śpiewający telegram


Kocię otworzyło oczy, oblizało różowy nosek i błyskawicznie zorientowawszy się w sytuacji dało susa w zarośla paproci.
Pani Hortensja wybuchnęła śmiechem i po chwili dołączyła do niej reszta gości.
- Chodz tu NATYCHMIAST – syknęła Alex z miną nie wróżącą nic dobrego.
- Ale to NIE JA – zapiszczało kocię. – To naprawdę nie ja....
Smarkacz zaczął zlizywać z futerka malca resztki bitej śmietany.
- Ja TYLKO poszłem zobaczyć – tłumaczyło się kocię - i wtedy.... taki mały złapał mnie i...
- Powiedzmy, że ci wierzymy – rzekł Dexter odsuwając na bok Smarkacza.
Kocię z wyrazną przyjemnością zmrużyło oczy.
- Ale TERAZ – powiedziała Alex - musisz być bardzo grzeczny...Jeśli oczywiście chcesz, żeby było jak w kinie.
Malec zapalczywie pokiwał łebkiem i usiadł obok psa.
- Już mówiłem, że NIE NADAJĘ SIĘ na niańkę – mruknął pies.
- OBIECUJĘ – pisnęło kocię.
Przekradliśmy się pod główny stolik dokładnie w chwili, gdy przed bramką hoteliku zatrzymała się riksza.
- Czy dobrze trafiliśmy pod „Szaloną Mewę ” ? – zapytał młody chłopak.
- To właśnie tutaj – rzekł Wacław podejrzliwie przyglądając się dwu postaciom siedzącym obok siebie.
- Śpiewający telegram – zaanonsował chłopak i dwie postacie, chudsza i grubsza, lekko uniósłszy się z miejsca zaintonowały fałszując okrutnie :
- Niech nam żyje...pani Hortensja...wdzięku esensja ( - Esencja – odruchowo poprawił Dexter )
Niech nam żyje...całe sto lat...pani Hortensja... wdzięczna jak kwiaaaaaaaaaaaaat.....
Zawyły kończąc i zamilkły w oczekiwaniu na brawa. Kiedy przebrzmiały skąpe oklaski, riksza zawróciła i znikła w mroku.
- Ach, Zygmuncie – pani Hortensja przytuliła się do ramienia brata – co za szalone urodziny...
- Szalone urodziny pod „Szaloną Mewą” – roześmiał się profesor i jako, że gramofon zaczął następnego walca, ukłonił się przed panią Hortensją prosząc ją do tańca.
W jego ślady podążyli niebawem Dziadek i pani Dorota, zaś Emilia wykonawszy zgrabny dyg przed doktorem Zygmuntem porwała go do walca.
Goście również podobierali się w pary, a my korzystając z okazji weszliśmy do willi.
Na korytarzu było ciemno i cicho, tylko w jadalni paliły się malutkie lampki oświetlając ogromny obraz przedstawiający zatonięcie Titanica.
Zaś na końcu korytarza, spod zamkniętych drzwi pokoiku numer trzy sączyła się smuga światła...
Bez słowa , wymieniając tylko pospieszne spojrzenia, najszybciej i najciszej jak tylko się dało pobiegliśmy pod numer trzeci.
Pies oparł na klamce ciężką łapę i drzwi ustąpiły z cichym piskiem. Potykając się o wszędobylskie kocię wpadliśmy do środka.
Na podłodze leżały dwa nieruchome ciała, w których od razu rozpoznaliśmy Wnuka i jego znajomą z parku.
Podbiegłem drżąc z niepokoju, ale Wnuk i dziewczyna na szczęście żyli. Pociągnąłem za skraj chustki wetkniętej w usta dziewczyny, a Dexter uczynił to samo z szalikiem zatykającym usta Wnuka.
- Ach, Philo – jęknął Wnuk. – Jeżeli NAPRAWDĘ grasz w szachy i jesteś filozofem, to zrób, co ci teraz powiem.
Usiadłem starając się zrobić najmądrzejszą minę, jaką tylko umiałem.
- Dobrze – powiedział Wnuk. – Teraz pociągnij ten koniec sznurka za moimi plecami...
- Ja ! Ja ! – zapiszczało kocię i chwyciło koniuszek w zęby. Pociągnęło tak mocno, że sznurek od razu puścił, a kocię potoczyło się pod ścianę.
Wnuk wstał z trudem rozprostowując zdrętwiałe nogi i ręce i rozwiązał linkę do bielizny krępującą dziewczynę.
- Ja was już gdzieś widziałam ...- powiedziała dziewczyna przypatrując się uważnie Smarkaczowi.
- Sto rudych kotów – mruknął pod nosem Dexter.
Wnuk pomógł dziewczynie usiąść na fotelu i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Wyobrazcie sobie – powiedział – że chcieliśmy zrobić pani Hortensji niespodziankę... Śpiewający telegram urodzinowy...Ukryliśmy przebrania w szafie i właśnie zamierzaliśmy zrobić małą próbę, gdy nagle poczułem, że kręci mi się w głowie....i ocknąłem się dopiero kiedy weszliście do pokoju...
- Gaz usypiający – szepnął Smarkacz, a kocię aż zapiało z zachwytu.
Dziewczyna wstała z fotela nieco chwiejnie i poprawiła włosy.
- Na telegram nie jest jeszcze za pózno – powiedziała spoglądając w okno.
Wnuk chwycił ją za rękę i wybiegli z pokoju.
- Śpiewający telegram ! – po raz drugi zaanonsował Wacław.
Głosy Wnuka i dziewczyny utonęły w ogólnym aplauzie, a my tymczasem wybiegliśmy na korytarz.
Niestety – w całym hoteliku nie znalezliśmy niczego podejrzanego, poza drobinami gipsu na podłodze...
- Ogród ! – zawołał pies.
Kryjąc się w cieniu domu, sunąc pod ścianą jak niewidzialne cienie dopadliśmy do starej sosny...
Z miejsca uderzył nas w nozdrza zapach świeżo rozkopanej ziemi...Brzęknęła pozostawiona w pośpiechu na trawniku łopata .
- Uprzedziły nas ! – jęknął Smarkacz.
- Nie sądzę – rzekł pies trącając pyskiem coś, co leżało na ziemi.- Jeżeli już, to zostaliśmy uprzedzeni WSZYSCY.
Z upapranej gliną kartki, w słabym świetle latarni odczytaliśmy koślawy napis. Napis brzmiał
„ A KUKU ”.
- A kuku ...- szepnęło ze zgrozą w głosie kocię.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie sie 19, 2007 9:13

A kuku...

uwielbiam tę bajkę :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Nie sie 19, 2007 14:09

Ja też śpieszę z oklaskami !
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Nie sie 19, 2007 14:23

Czytam :D
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Nie sie 19, 2007 15:38

Cudowne... Czytam codziennie chociaż nie piszę w wątku..

Caty.. :love: :love: :love:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Nie sie 19, 2007 22:19

Nadrabiam zaległości. Dzięki Caty.


p.s. A ten artykuł - nie mogłybyście go jakoś przemycić do wątku? Nie wszystkim udało się kupić gazetę.

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Nie sie 19, 2007 22:27

Benni - Graszka_gn podała wcześniej link zatytułowany "kto tu zagląda" ;)
zajrzyj :D

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Pon sie 20, 2007 5:52

Godzina zero



Jako, że tej nocy nie było już nic więcej do zrobienia pozostawiliśmy panią Hortensję i jej gości w ogródku, a sami, z góry ustaloną trasą : promenada – deptak – szpital – park udaliśmy się do domu.
Wokół willi Dziadka panował niczym nie zmącony spokój.
- Ten profesor...- odezwał się Smarkacz po chwili namysłu. – Egipt, Bastet, przyjaciele z lat dziecinnych...
- Dziadek, pani Hortensja, doktor Zygmunt i Drogi Nieobecny – dodała Alex. – Sami znajomi...
Położyłem się na schodach za dnia wygrzanych słońcem. Nad moją głową błysnął i zgasł rój meteorytów.
- Philo – odezwał się nagle Dexter. – Powiedz, co wiesz o ciotkach ?
Fakt – nikt z nas jeszcze nie wspomniał o ciotkach, zajmujących główne miejsce na liście podejrzanych...
No cóz...ciotki były w moim życiu od zawsze, to znaczy od momentu, kiedy Dziadek wyjął mnie z kieszeni kurtki i postawił na biurku.
Nieciekawe, wiecznie zrzędzące osoby, roztaczające dookoła zapach naftaliny i pałające nienawiścią do wszystkiego, co nie pasowało do ich świata. Rzecz jasna – najbardziej nie pasowałem ja. Zostawiałem rude futro na ich żakietach, darłem pazurkami pończochy, plądrowałem zawartość torebek do momentu, gdy przez nieuwagę zamknięty w jednej z nich byłbym się udusił...
Z tego co było mi wiadome, ciotki nieco młodsze od Dziadka były jego kuzynkami w pierwszej linii i od samego początku nie znosili się wzajemnie. Najprawdopodobniej chodziło o myszy ukradkiem wkładane do tornistrów jeszcze za czasów szkolnych, o żaby, znienacka wyskakujące z drewnianych piórników, pająki, stonogi i inne stworzenia, których ciotki panicznie się bały.
Ja zapewne zajmowałem całkiem inną jakościowo niszę - jako kot i na dodatek rudy MUSIAŁEM być fałszywy, a moje wszelkie próby zjednania sobie ich sympatii kończyły się zwykle wrzaskiem – gdy znajdywano mnie śpiącego na kołdrze którejś z nich, albowiem czynić to mogłem tylko w jednym celu, o którym, przez szacunek dla pani Doroty lubiącej moje towarzystwo podczas poobiedniej sjesty, nie wspomnę. Dość powiedzieć, że gdy kilka razy Dziadek poprosił je, aby zajęły się mną na czas jego kilkudniowej nieobecności był to czas, który wzajemnie staraliśmy się sobie uprzykrzyć...
Ze swojej strony ograniczałem się do przynoszenia od czasu do czasu mysiego truchełka w porze posiłku, co wcale, moim skromnym zdaniem , nie równoważyło zapachu naftaliny zmieszanego z wonią konwaliowego mydła...
To wszystko, bez zbędnych komentarzy i dywagacji opowiedziałem przyjaciołom i w ten sposób – jak to określił Smarkacz – powstał portret psychologiczny dwu przestępczyń.
Bo co do tego, że działalność ciotek była mocno podejrzana nikt z nas nie miał nawet najmniejszych wątpliwości...
- Skoro ciotki należą do rodziny – rzekł Dexter – i wiedzą o Złotej Bastet, jest to najprawdopodobniej rodzinny skarb, w którego posiadanie usiłują wejść nieczystymi metodami.
To rzekłszy rozejrzał się wokół, aby sprawdzić, jakie wrażenie wywarły na nas jego słowa.
- Dalszy wniosek nasuwa się sam – kontynuował - Złota Bastet musiała przywędrować razem z profesorem...
- Z Egiptu – podsumowała Alex.
W koronach modrzewi zaszeleścił wiatr. Z parku, z kina letniego dobiegała stłumiona muzyka, a w trawie przemykały jakieś małe stworzonka.
- Wypadałoby zająć się profesorem – zaproponował Smarkacz. – Mam wrażenie, że lada moment może znalezć się w niebezpieczeństwie...
Alex przeciągnęła się i ziewnęła.
- Mam nadzieję – powiedziała – ze DZISIAJ nic się już nie wydarzy...
- A i jutro niezbyt dużo...- mruknął pod nosem Dexter: widać nieuchronnie zbliżała się zmiana pogody...
Kiedy Alex, Smarkacz i pies znikli w ciemności weszliśmy do domu i ułożyliśmy się do snu akurat w samą porę, bo przed bramką zatrzymał się samochód doktora Zygmunta.
- Wspaniały wieczór – podsumowała pani Dorota przekręcając klucz w furtce – a pomysł z kociątkiem naprawdę był nie z tej ziemi.
Dexter ponuro łypnął ślepiami, a ja cicho się roześmiałem.
- Prezent dla Maurycego też był doskonały – zaśmiał się Dziadek. – Mój Boże, Zygmuncie...czuję się taki młody...taki młody...
Przez koronkową firankę dostrzegłem jak uścisnęli się serdecznie i jak doktor pomaszerował do samochodu.
- Jak myślisz, Karolu – zawołał wsiadając – czy Maurycy podejmie GRĘ ?
- Jakbyś nie znał Maurycego...- odparł, śmiejąc się Dziadek. – Daję głowę, że na pewno już coś wymyślił...
Gdy światła samochodu znikły za zakrętem a z sofy rozległo się pochrapywanie Dextera cichutko zeskoczyłem z parapetu i podkradłem się pod drzwi sypialni Dziadka i pani Doroty.
- Mieliście fantazję...- zachichotała pani Dorota.
- Ależ Dorotko – odparł Dziadek – skąd ten czas przeszły ? MAMY fantazję, mamy...Dojrzeliśmy jak stare wino...
- A niektórzy...to znaczy niektóre... zamieniły się w ocet – powiedziała pani Dorota.
Usłyszałem szuranie kapci, skrzypienie łóżka i światło w sypialni zgasło.
- Powiedz mi jeszcze – do moich uszu dobiegł senny głos pani Doroty – jak to było z ....
Aż zapiszczałem z irytacji – zegar w jadalni wybił godzinę trzecią zagłuszając pytanie pani Doroty i odpowiedz Dziadka.
Powarkując prawie jak Dexter wróciłem do gabinetu , parę razy drapnąłem obicie fotela i ułożyłem się do snu. Zasypiając postanowiłem, że wstanę pierwszy . Miałem nadzieję, że rozmowa o dawnych czasach, która rozpoczęła się wieczorem zacznie się na powrót rano.
Obudził mnie dzwonek telefonu.
Dziadek szurając kapciami i w pośpiechu nakładając bonżurkę podniósł słuchawkę i od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Byłem tego pewien – rzekł do słuchawki – ale nie przypuszczałem, że tak szybko zaczniesz grę...to może być naprawdę ciekawe....jeżeli chodzi o mnie mam zamiar bawić się doskonale...tak, jasne...wszystko opowiedziałem już Dorocie...Tak ? Oczywiście, że się zgadza...ma nawet pewną swoją koncepcję....Dobrze. Dobrze.
Pod „Kotem filozofem” to najwłaściwsze miejsce.
Odłożył słuchawkę i mocno podrapał mnie za uchem.
- Jedyne, co nam nie grozi to nuda – powiedział z uśmiechem, ale dla mnie zabrzmiało to dziwnie złowieszczo...
Powiewając ogonem zgrabnie wyminąłem na zakręcie Dextera i łeb w łeb wpadliśmy do kuchni.
Pani Dorota, w sportowym dresie wykonała parę przysiadów i napełniła nasze miski.
- No, Dorotko, - rzekł Dziadek mieszając kawę – jest tak jak mówiłem. Maurycy już wkroczył do akcji...
- Więc godzina zero wybiła – rzekła pani Dorota, a po moim grzbiecie przebiegł zimny dreszcz...
„Godzina zero” powtórzyłem w myślach i wybiegłem do ogrodu. Dexter zdążył już zająć najbardziej wygrzane miejsce na ławce , ale nie miałem najmniejszego zamiaru go z niego spychać.
W powietrzu wisiało coś znacznie grozniejszego niż dwójka cierpiących na nadpobudliwość ruchową i niepohamowaną żądzę przygód kociąt, coś tajemniczego, coś, co dawało się wyczuć w powiewie wiatru, szumie drzew, w odgłosach dobiegających z portu.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 24 gości