O odpowiedzialności i adopcjach na odległość-ku przestrodze

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sie 13, 2007 9:57

Adopcje na odległość są niestety obciążone dodatkowym ryzykiem, niestety.

Osoba, która prowadzi pertraktacje z tego typu domami powinna mieć duże doświadczenie adopcyjne.

IMHO - szukanie domku na odległość zdecydowanie nie jest to robota dla amatora. Ja oddałam kota komuś, kto mieszkał bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania, tylko raz, Pankracemu udało się świetnie, z pomocą zaangazowanych forumowiczów :) .

Ale ogólnie - odmawiam.

Zbyt dużo niewiadomych, zbyt mała kontrola nad tym, co się dzieje, co się może stać.

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Pon sie 13, 2007 10:23

przykra sprawa...niemiła :?
ale ja oddałam 4 razy w swiat że tak powiem ..mam z nimi stały kontakt..i wiem że kociaki trafiły rewelacyjnie ,na to nie ma reguły tu pod nosem tez róznie bywa....i to tu pod nosem miałam najgorszą ,nieudana adopcje..okłamali mnie a ja ..głupia...ech ..nie ma co mowic na paskudnych ludzi i kłamczuchow wszędziej można trafic... :cry:
Obrazek

dorcia44

 
Posty: 43978
Od: Pt maja 19, 2006 20:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon sie 13, 2007 10:30

dorcia44 pisze:i to tu pod nosem miałam najgorszą ,nieudana adopcje..okłamali mnie a ja ..głupia...ech ..nie ma co mowic na paskudnych ludzi i kłamczuchow wszędziej można trafic... :cry:

A ja już zupełnie nie wiem co myśleć. Dzwoniłam do Elfridy jest po rozmowie z Nordstjerna. Naprawdę niefajnie to wszystko wygląda z tego co opisuje :(
Nie wiem co teraz dalej będzie...

mokkunia

 
Posty: 22181
Od: Wto gru 20, 2005 18:14

Post » Pon sie 13, 2007 13:20

Dobra, wreszcie znalazłam czas, żeby usiąść i odpisać.

Po pierwsze:
RaV, w żadnym wypadku nie rób sobie wyrzutów o ten transport, bo być może uratowało to Miszkę przed poważnymi kłopotami, a może i utratą życia.

Po drugie:
zacytuję mojego TŻa: "Gdybym miał choć cień nadziei, że ci ludzie będą dobrymi opiekunami dla kota, to oni by go dostali - naprawdę, ostatnią rzeczą na którą miałem ochotę, to ciągnięcie do domu kolejnego kota."
I ja się też pod tym podpiszę. Piątka niedotartych rezydentów + 4 małe tymczasy to dość, jak na jeden dom. W tym znerwicowana 10-letnia rezydentka na środkach uspokajających aktualnie.

Z jego relacji wyłania się taki obraz tych panów, że ja też nie mam wątpliwości - to nie był odpowiedzialny, przyjazny dom, w którym kot po przejściach mógłby znaleźć bezpieczną przystań. Ci panowie potraktowali jazdę po Miszkę jako okazję do imprezy, a samego kota jako zabawkę niewartą zachodu.

Proponowaliśmy różne rozwiązania: że kot przyjedzie do nas, a jutro lub pojutrze osobiście kota odwieziemy lub opiekun po niego przyjedzie; że opiekun przyjedzie do nas i może u nas zanocować razem z kotem; że opiekun poczeka u nas w domu na TŻa - żadne z tych rozwiązań nie zostało przyjęte. Odpowiedź brzmiała - nie ma problemu, poczekam na dworcu.
Na pytanie, czy "opiekun" ma coś do przewiezienia kota, padła odpowiedź, że tak, ma.

Nie wiem, który z panów miał wadę wymowy, ale ten "główny" rozmawiał z TŻem w taki nieskładny sposób, że trudno było wiele zrozumieć. Dodam, że pierwszy kontakt tel. był o godz. 23 - i wtedy TŻ podał miejsce, gdzie mają się umówić - o godz. 3-ej rano panowie nerwowo szukali tego miejsca, a TŻ czekał z kotem ponad 20 min. Czyli przez 4 bite godziny żaden z nich nie pofatygował się sprawdzić, gdzie znajduje się miejsce spotkania.

Sprawy kartonu komentować nie będę, szkoda czasu.
Natomiast bulwersujące jest to, że pan "opiekun" próbował agresywnie wymusić na TŻcie wydanie im kota, mówiąc że T. jest tylko transportem i nie ma nic do gadania, a on umawiał się z Karoliną a nie z TŻem.

Poza tym umowa adopcyjna nie powinna być podpisywana w stanie nietrzeźwym (czyli w stanie ograniczonej poczytalności).

Reasumując: tak jak stwierdziłam w rozmowie z elfridą - dla mnie wystarczyłby tylko jeden z tych powodów, żeby "domek" nie zdał egzaminu. Ale może dlatego z piątki moich tymczasiąt trzy nadal czekają na domki i pewnie jeszcze trochę u nas posiedzą.

Teraz trzeba się skoncentrować na spokojnym szukaniu domu dla Miszki, takiego, żeby już nie było wpadek.
Mokkuniu, ogłoszenia tak, jak najbardziej, poprosimy. Jeżeli znajdzie się domek chętny w naszej okolicy (niekoniecznie najbliższej) odwiedzimy go osobiście. Często jeździmy na Śląsk, więc w tym kierunku też można szukać. Oczywiście wśród znajomych rozpytuję i puszczam wici.

Wątek Miszki muszę przeczytać na spokojnie - teraz tylko szybkie pytanie:
kocior siedzi w "izolatce" - na ile w jego przypadku musimy zachować ścisłą kwarantannę? Zauważyłam, że kicha i ma wyciek z oczu - nie znam się na persach, czy to jest norma, czy mamy go brać do wetki (za chwilę jedziemy z rezydentką) ?
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Pon sie 13, 2007 13:46

Nordstjerna, wzięłabym go do weta... tak na wszelki wypadek...
I jednak bym izolowała, jeśli jest możliwość - to kot z innego miejsca, z innym "zestawem" bakterii..

Kiedyś wiozłam kota po chorobie, rekonwalescenta, z Krakowa do Łodzi - niby niedaleko i spokojnie, w samocidzie ciepło, a stres był tak silny, że kotu odnowiło się wyleczone zapalenie płuc - prosto z drogi wylądował w szpitaliku z silnymi dusznościami. Lekarz odratowali, ale momentami było nieciekawie
Zachęcam do zakupów w zooplusie przez zielony banerek na blogu - zooplus coś przekazuje na nasze podopieczne kocie bidy. http://domowepiwniczne.blogspot.com/

kalewala

Avatar użytkownika
 
Posty: 21154
Od: Śro cze 29, 2005 13:55
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon sie 13, 2007 13:57

Ależ historia..........
Też bym kota nie oddała. :evil:
Obrazek...Obrazek...Obrazek...

kristinbb

 
Posty: 40068
Od: Nie cze 03, 2007 20:32
Lokalizacja: Elbląg

Post » Pon sie 13, 2007 15:30

Ale jazda :evil:

Błogosławiony ten Twój TŻ Nordstjerna :!:
Przytomny i człowieczy, mimo, że sama pisałaś, iz nie miał zbyt wielkiej ochoty na następnego kota...

Jak tak czytam o Waszych doświadczeniach w adopcji, to jestem w szoku! Ja akurat reprezentuję tę drugą stronę - adoptującą. I patrząc na siebie i Pana KOTA, to aż myslę, że tak jakoś szybko i bezproblemowo ze sobą zamieszkaliśmy - nie wiem czy jestem aż tak przekonywująca na pierwszy rzut oka (w końcu jestem specem m.in. od manipulacji :lol: ), że wszystko odbyło się z dnia na dzień...

A za persa kochanego trzymam kciuki :ok:
Wiem ,że Mu takie "poniewieranie" się nie słuzy, ale może właśnie za to dostanie jeszcze lepszy domek!
Obrazek

marcjannakape

 
Posty: 6643
Od: Pon cze 18, 2007 9:26
Lokalizacja: i znów Wrocław

Post » Pon sie 13, 2007 18:14

Usłyszałam ta historię dziś rano. Szkoda mi Miszy, który ponownie pojechał w drogę i nie dotarł do swojego domu...
Zapewne na miejscu Twojego TŻ-ta tez nie oddałabym kota pijanym facetom, nawet jeśli mieli by kontener - kot to nie zabawka, jeśli pan o tym zapomniał - ja nie byłabym w stanie mu zaufać.
Po raz kolejny sprawdza się moja teoria, że lepiej czekać pół roku i wozić koty samemu. Dlatego moje tym,czasy tak długo czekają, a ja sie czepiam każdego szczegółu.
Nie podoba mi się natomiast tytuł wątku, bo odczuwam w nim wyraźne pretensje do Elfridy.
Dom z tego co mi wiadomo był sprawdzany przez jedną z forumowiczek osobiście, Karolina rozmawiała z panem wielokrotnie...
Tak jak napisała Annskr, wszystkiego przewidzieć się nie da. Półtora roku temu oddałam Gracjana do sprawdzonego domu, domu, który odwiedzał mnie wielokrotnie, który nieba by kotu przychylił. Po pół godzinie po jego wyjściu od nas z domu, kot uciekł z samochodu. Było -30 st, kot na obcym osiedlu... Znalazl się po 5 dniach, nie oddałam go już, za to mam nauczkę. Sama wożę swoje koty.
Obrazek

Magija

Avatar użytkownika
 
Posty: 15173
Od: Sob cze 05, 2004 11:34
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon sie 13, 2007 20:50

Magija, jak na post pisany w afekcie, o 4 -tej nad ranem, po nieprzespanej nocy, to i tak widzę że jak na siebie, to bardzo oględnie i w bardzo wyważony sposób to napisałam. Bo wtedy naprawdę byłam wściekła, na wszystkich, elfridy nie wyłączając, zwłaszcza, że panowie usiłowali się przedstawić poniekąd jako jej znajomi, którym taki jakiś %^*&% (tzn. mój TŻ) przeszkadza.

Na szczęście po telefonie elfridy złość mi przeszła - bo to właśnie tak jest:
każdy z nas ma za sobą nieudane adopcje, pomyłki w ocenie ludzi, sytuacje, kiedy wszystko wydaje się być super, a wychodzi potwór albo inna paskuda. :wink:

Całe szczęście, że skończyło się dobrze. Temat już mogę zmienić - chociaż myślę, że rozważania o adopcjach na odległość i różnych doświadczeniach forumowiczów z tym związanych jest bardzo potrzebny.
Bo czasem z forum wyłania się obraz istnej sielanki - załatwimy transport w każde miejsce, koty forumowe jeżdżą po całym świecie - i ktoś mógłby odnieść mylne wrażenie, że takie adopcje są łatwe, proste i przyjemne.
Niedawno taka sytuacja zdarzyła się Basi Horz, teraz historia Miszki - to bardzo traumatyczne przeżycie dla osoby wyadoptowującej kota, odbiera wiarę we własne siły. A jednocześnie dzięki takim adopcjom na odległość mnóstwo kotów znalazło naprawdę wspaniałe domki - potraktujmy więc to jako zbiorowe doświadczenie forumowe, nie obwiniając nikogo.

A teraz o głównym bohaterze afery: byliśmy u wetek, Miszka został osłuchany, wyoglądany i na szczęście jest zdrowy. Mam nadzieję, że nie przyplącze mu się jakaś opóźniona infekcja ze stresu (nasza Asica złapała jakieś paskudztwo w górnych drogach oddechowych, kicha i bulgocze). Wetki stwierdziły, że persiak jest w bardzo dobrej formie :)
Po rozmowie z elfridą wzięliśmy dla niego aniprazol, bo od ostatniego odrobaczania minęło sporo czasu, podamy chłopakowi, jak się trochę zaaklimatyzuje.
Miszka pokazał też, ile ma siły - i jak tragicznie mogła się skończyć próba wożenia go pod pachą - kiedy mu się znudziło siedzenie na rękach u TŻa.
Szkoda mi kociora, bo teraz siedzi samiutki w tej izolatce, a do towarzystwa ma rower TŻa i sprężarkę, a on tak bardzo chciałby do ludzi. :(
Idę sobie zaraz z nim pogadać o życiu :wink:
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Pon sie 13, 2007 21:14

Fajnie że Miszka jest zdrowy , przez szczeliny transportera widziałem tylko jego żółte oczy i wydłużony, nie persi nosek :D . Trzymam kciuki za prawdziwy kochający dom dla perskiego czarnuszka :ok: :ok: :ok:

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

Post » Wto sie 14, 2007 18:30

Tak jeszcze nam się z TŻem nasunęła taka sugestia, dla wyadoptowujących na odległość.

Czasami kot jedzie jakimś obcym, nieforumowym transportem - jakiś kolega, kuzyn, kierowca z pracy itp.
W takiej sytuacji, jeśli to tylko możliwe, dobrze byłoby zabezpieczyć sobie tyły, kontaktując się z kimś zaufanym z forum, kto mógłby być obecny przy przekazaniu kota. I kto mógłby w razie takiej wpadki kota zabrać do siebie - i przetrzymać na tymczasie, choćby nawet kot miał siedzieć w transporterze do przyjazdu dotychczasowego opiekuna.

Tak sobie myślę, jak wyglądałaby ta cała sprawa, gdyby Miszka jechał z kimś przypadkowym, nie z T. , który jest "prawie" forumowiczem, chociaż nie pisze postów i nie ma nicka.
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Śro sie 15, 2007 9:06

jestem pełna uznania dla twojego TŻ....
bo w sumie najłatwiej było oddać ..po to jechał....nie było by teraz problemu..wy byście go nie mieli...a jednak dla niego ważny był KOT...jeszcze raz wielkie uznanie..
Obrazek

dorcia44

 
Posty: 43978
Od: Pt maja 19, 2006 20:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro sie 15, 2007 16:42

podnosze :!:
moze warto przykleic watek

Kasia_1991

Uwaga
 
Posty: 5929
Od: Nie mar 18, 2007 12:58

Post » Śro sie 15, 2007 18:31

A ja się teraz martwię o Miszkę, bo zapłacił za to zamieszanie biegunką, pawikiem i chyba niestety deprechą. W poniedziałek widziały go wetki i wszystko było OK., dzisiaj jest nieciekawie, nie chce jeść i boję się, że się jednak rozchorował ze stresu. :(
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Śro sie 15, 2007 18:51

Wracaj do zdrówka Miszko , śliczny z ciebie chłopak i napewno znajdziesz swój prawdziwy dom . :D :D :D

bubor

 
Posty: 23310
Od: Czw maja 24, 2007 18:25
Lokalizacja: Kraków :)))

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 89 gości