Porwanie Kotona?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob cze 28, 2003 18:48

ana pisze: Gdy sprawa zostanie wyjaśniona / sprostowana (cokolwiek), na pewno to do nas dotrze. Np w postaci linku do odpowiedniego artykułu lub komentarza na stronie Canisu. :wink:

Obawiam się, że nigdy nie zostanie w obiektywny sposób sprostowana ani w prasie (która nie wróci już zapewne w pozytwny sposób do tematu), ani na stronach Canisu, który nie jest w tej sprawie bezstronnym obserwatorem.

Estraven

 
Posty: 31460
Od: Pon lut 04, 2002 15:30
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob cze 28, 2003 21:03

Ofelia pisze:Candy - sorki, ale z tą zmianą imienia przesadziłaś :lol: To zbrodnia?

Nie Ofelio,to nie zbrodnia,często właściciele zmieniaja imiona kotom,bo inne im bardziej pasuje :D
Ja po prostu nigdy nie zmieniłam dorosłemu kotu imienia,jak widziałam,ze na nie reaguje.
Tu może zbyt pochopnie,oceniłam,że p.Tomasz chciał się odciąć od byłej opiekunki.Masz rację,pewnie przesadziłam :D
Wybacz,emocje :D

Candy

 
Posty: 1409
Od: Wto lut 04, 2003 22:27
Lokalizacja: Małe Trójmiasto

Post » Sob cze 28, 2003 21:33

Zrozumiałam, że kociak był mały 8O

Ja też zmieniłam imię, bo mi się źle kojarzyło. :wink: Poza tym, że mi się nie podobało :roll:

Ofelia

 
Posty: 19437
Od: Wto lut 05, 2002 17:16
Lokalizacja: W-wa

Post » Nie cze 29, 2003 7:39

Witam!

Uprzedzając być może czyjeś oburzenia - przeczytałam wszystkie poprzednie posty :wink:
Jenny - wiesz może jak czuje się Koton? Wygląda na to, że jest poważnie chory. Biedny kocio :(
Co do profesionalizmu wolontariatu zgadzam się niestet z azją. Jeżeli coś (obojętnie co) robi się dla dobra innych, trzeba to umieć robić. Niestety samo dobre serce, współczucie i chęci nie wystarczą. Trzeba mieć predyspozycje psychiczne jak przy każdej niewątpliwie stresującej działalności "pierwszego kontaktu" i posiąść szereg umiejętności. Nie znaczy to oczywiście, że każdy kociarz, karmicielka czy chodowca ma być profesionalnym wolontariuszem.
Emocji ludzkich w całym zajściu jest dużo bardzo. Kurcze, chciałabym wiedzieć co tak dokładnie się stało. Tak to mogę sobie gdybać. Mogę tylko mówić co ja (prawdopodobnie) bym zrobiłam. Nie oddałabym kota do adopcji jeżeli byłby moim ukochanym kotem i nie dałabym sobie go odebrać jeżeli byłabym jego nowym opiekunem. Robię się wredna jeżeli ktoś występuje przeciwko członkowi mojej rodziny (obojętna jest w tym momencie przynależność gatunkowa). Tak że w wypadku próby uprowadzenia ... :evil:
Co do kompetencji wetów nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Sama stosuję na sobie wiele niekonwencjonalnych metod leczenia, bo te tradycyjne, z ubezpieczenia mogę sobie pod tramwaj podłożyć.

Pozdrawiam ciepło
Monika & Ruda i Kropek. Za TM Bursztyn, Kocinka, Cykoria, Wodzik, Dyś i Zuzia..
Nasz wątek http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46 ... #p10850216

Monika

 
Posty: 17879
Od: Pt lut 22, 2002 12:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie cze 29, 2003 8:02

Co do metod leczenia - pani Beata jest jak dotad jedynym wetem, ktoremu ufam...
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87921
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie cze 29, 2003 12:38

Monika pisze:
Co do profesionalizmu wolontariatu zgadzam się niestet z azją. Jeżeli coś (obojętnie co) robi się dla dobra innych, trzeba to umieć robić. Niestety samo dobre serce, współczucie i chęci nie wystarczą.


Czy moglabys sprecyzowac, w tym przypadku, co zle zostalo zrobione.
Z tego co czytam ze stron Canisa zrobiono w roku 2002 ponad 200 adopcji. Aby taka adopcje zrobic trzeba zwierzaka do niej przygotowac-wiec nie sa to tylko: dobre serce, wspolczucie i checi. Jest to codzienna praca nad i ze zwierzakiem. Jakos nie wyczytalam nigdzie, na stronach Canisa ani tez nie czytalam w prasie aby co drugie zwierze bylo odbierane, wiec gdzie jest blad? A moze warto by sie zastanowic, czy w Polsce istnieja inni wolontariusze, czy tez instytucje, ktore przygotowuja do tego rodzaju zadan wolontariuszy?
A odnosnie uczuc i ich zangazowania w ratowanie bezdomnych zwierzat, przykladem tego sa chociazby miejskie schroniska. Tam przewaznie nie ma zaangazowania uczuciowego i mamy to co mamy.
Marzec; Ogólnopolski Miesiąc Sterylizacji Zwierząt,niższe ceny zabiegów

ARKA

 
Posty: 4415
Od: Sob lut 16, 2002 21:27
Lokalizacja: Janinów k/Grodziska Mazowieckiego

Post » Nie cze 29, 2003 13:20

Dobra, miałam się nieodzywać, ale...
Wszyscy tu piszecie o "wygórowanych" wymaganiach adopcyjnych. Każdy kij ma dwa końce. W każdej umowie jest klauzula, że jeśli kot się znudzi, przestanie spełniać wymagania, czy zajdzie jakiś przypadek losowy, to my tego kota przyjmiemy z powrotem.
Myslicie, że miło się żyje ze swiadomością, że w każdej chwili mogę mieć o 11 kotów więcej (gdyby mi nagle wszystkie adopcje do domu wróciły). Otóż nie jest to miła świadomośc, a niestety od niezłych kilku miesięcy wisi nade mną powrót kota, bo "właścicielka" ma jechać do sanatorium, a rodzinie się nie uśmiecha opieka nad kotem. I już kilka razy miałam alarm "proszę przyjechać po kota", przyjeżdżałam, pani się po drodze z rodziną dogadała, a ja wracałam do domu z pustym transporterem. I tylko dlatego nie odebrałam kota siłą (mogłabym, bo to nie pierwsza prośba o jego odbiór), ale widziałam kota zadbanego, leczonego i otoczonego miłością.
Dlatego, jeśli już ktoś przejdzie przez restrykcyjne sito, to mamy prawie 100% pewności, że kot jest z wyboru i ze za pół roku/rok, jak kot przestanie byc "nowością" nie wróci do nas.
Z innej strony trudno mówić w tej chwili o profesjonaliźmie w obliczu totalnego braku dotacji. Do zeszłego roku fundacja była dotowana przez gminę Bielany, dzisiaj urzędnicy z ratusza odsyłają inne organizacje prozwierzęce po fundusze właśnie do Canisu. Inaczej się sprawy załatwia z perpektywy pełnego konta i dotacji, a inaczej, jak prywatne osoby z własnych prywatnych pieniędzy zastanawiają się jak przeżyć, i jeszcze jednemu z drugim gminnemu, czy miejskiemu urzędnikowi nie mogą odmówić przyjęcia zwierzaka, bo od tego może zależeć nie tylko wysokośc, ale i sam fakt otrzymania dotacji.
Na temat sytuacji pod lecznicą nie będę się wypowiadać, bo mnie tam nie było. Jeśli jednak oddałabym komukolwiek chorego kota (byłoby to zaznaczone w umowie, wraz z lekami, dawkowaniem i lekarzem prowadzącym), to jeśli po kilku miesiącach zobaczyłabym kota w o wiele gorszym stanie, to pewnie postąpiłabym podobnie, zwłaszcza, jeśli ten ktoś bezskutecznie leczyłby zwierzę na mój rachunek... Nie mówiąc już o tym, że przez pierwsze kilka tygodni chciałabym mieć informacje na temat zwierzęcia z pierwszej ręki, czyli od adoptującego, a nie od pani wet, bo kot w lecznicy i kot w domu to potrafią być dwa różne pod względem zachowania stworzenia.
I to by w zasadzie było na tyle. Mogę jeszcze tylko dodać, że ściśle współpracowałam z Anią przez półtora roku i znam ją dośc dobrze. Nie sądzę, żeby tu w grę wchodził egoizm, bo kilkakrotnie za mojej webmasterskiej kadencji ze strony adopcyjnej, a nawet z adopcji na odległośc znikały ukochane koty (Łatka, Mirinda, Benek i kilka innych), aby pojawić się w dziale "znalazłem dom".
Obrazek

lakshmi

 
Posty: 2870
Od: Pt mar 01, 2002 23:48
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Nie cze 29, 2003 20:29

cytuje e-mail, ktory otrzymalam od Ani:

Historia pewnego porwania czyli nieuwzględniona relacja rzekomych porywaczy.

Przeczytałam w piątkowej „Stołecznej” opowieść o porwaniu przeze mnie kota o imieniu Koton- Szekspir. Nieco mnie ta relacja zaskoczyła jako osobę biorącą w zdarzeniu udział czynny acz nieco odmienny od opisanego. Pani Anna to ja..
Od początku:
1. Jestem długoletnim wolontariuszem Fundacji Opieki nad Zwierzętami (bez nazwy, żeby opis tej sprawy nie zaszkodził interesom Fundacji a zwłaszcza jej podopiecznym), która ratuje porzucone przez ludzi zwierzęta i stara się znaleźć im dobre miejsce na ziemi w postaci odpowiedzialnych i troskliwych opiekunów, stosując Umowę Adopcyjną- umowę prawno- cywilną, zawieraną między Fundacją a osobą adoptującą zwierzę. Umowa podkreśla, że jest zobowiązaniem adopcyjnym, a nie umową kupna- sprzedaży.

2. Adoptujący kota Kotona pan Tomasz (polecony przez lekarza weterynarii!!! panią doktor Brzeźny) podpisał w moim mieszkaniu i dobrowolnie Umowę Adopcyjną. Kilka z punktów tej umowy chciałabym omówić w kontekście adopcji porwanego Kotona:
a. adoptujący zwierzę zobowiązuje się utrzymywać telefoniczny kontakt z Fundacją – pan Tomasz nie dotrzymał tego warunku, a po kilku moich telefonach (na przestrzeni dwóch miesięcy od adopcji) jego znajoma stwierdziła w napastliwym telefonie do mnie, że ja, dopytując się o los i stan kota „mobbinguję” go. Pan Tomasz od chwili adopcji nie zadzwonił do mnie ani jednego razu
b. adoptujący zobowiązuje się również do informowania Fundacji o zmianie miejsca pobytu zwierzęcia – pan Tomasz, przeprowadzając się, nie poinformował o tym fakcie, ale podczas rozmów telefonicznych nie podał swego nowego adresu, udając amnezję,
c. adoptujący zobowiązuje się do udostępnienia możliwości odwiedzenia zwierzęcia w nowym miejscu pobytu- panu Tomaszowi przez 3 miesiące nie udało się znaleźć czasu (byłam gotowa dostosować się do każdego proponowanego terminu): z jednej strony twierdził, że spędza z Kotonem mnóstwo czasu, z drugiej w każdym proponowanym terminie wizyty był w pracy,
d. adoptujący zobowiązuje się do zabezpieczenia co najmniej jednego okna siatką, zabezpieczając w ten sposób kota przed wypadnięciem (a w konsekwencji okaleczeniem lub zaginięciem) – w rozmowie telefonicznej z panią Prezes fundacji pan Tomasz przyznał, że żadne z okien nie jest zabezpieczone i że boi się spotkania ze mną, bo wie, że nie spełnia warunków umowy .
e. w umowie jest zastrzeżenie, że w przypadku nie dotrzymania warunków umowy lub podania nieprawdziwych danych Fundacja zastrzega sobie prawo do odebrania zwierzęcia – w przypadku niedotrzymania umowy, a:
i. nie można było sprawdzić jak Koton się ma u nowego opiekuna,
ii. nie można było otrzymać rzetelnej i obiektywnej relacji (pani doktor widywała Kotona podczas niezbyt częstych wizyt),
iii. nikt nie wiedział czy pani wspierająca pana Tomasza widuje Kotona i czy zna się na tyle na kotach, żeby ocenić jego stan
iv. nie było realnego kontaktu z panem Tomaszem, bo nieliczne rozmowy odbyte przez osoby związane z Fundacją były traktowane jak nękanie
to uznałam, że jedynym sposobem jest rozwiązanie adopcji i odzyskanie kota.

3. Ponieważ nie otrzymałam w żadnym momencie adresu pana Tomasza zmuszona byłam odebrać Kotona w jedynym miejscu, w którym wiedziałam, że niekiedy bywa – w klinice, a właściwie przed kliniką, ponieważ miałam na względzie dobrą opinię tej kliniki i spokój jej pacjentów.

4. We wspomnianej klinice Koton był leczony bezpłatnie przed i po adopcji (wciąż na kartotece Fundacji) – nawiasem mówiąc w artykule pani doktor użyła drugiego nazwiska, a nie tego pod którym znana jest w światku zwierzęcym. Kiedy po odzyskaniu Kotona, zwróciłam się z prośbą o udostępnienie dokumentacji, dowiedziałam się, że program nie pozwala na wydrukowanie historii choroby, a nikt nie ma czasu, żeby przepisywać to ręcznie. Było mi przykro, ponieważ działania te nie były w interesie Kotona.
a. ,
5. Stwierdzenie, że kot przebywając u mnie był w depresji, smutny czy apatyczny jest nieprawdziwe- miał ze mną wspaniały kontakt, lubił ze mną „rozmawiać’, siedząc na moich kolanach, wtulać swój łepek pod szyję, a spał rozłożony wygodnie obok mojej ręki lub wtulony w szyję .

Równie nieprawdziwe jest stwierdzenie, że „kot wyrwał się z tego skupiska kotów”- kota wzięłam prosto z ulicy, gdzie porzucony przez kogoś, błagał o pomoc każdego przechodnia i tej pomocy udzieliłam mu ja, lecząc, karmiąc, kochając i szukając dla niego dobrego domu. To „skupisko”, o którym mowa w artykule to lśniące od czystości moje prywatne mieszkanie, w którym wszystko dostosowałam do potrzeb ratowanych od kilku lat zwierząt, a kota Kotona adoptowałam w najlepszej wierze- nikt go ode mnie nie wyrywał,

6. Że Koton ma coś w duszy wiem najlepiej, bo znam go jak nikt inny i jak nikt inny troszczyłam się przez 1,5 roku stale o jego zdrowie i „duszę”- to „ludzki kot”, który odczuwa ogromnie silną potrzebę miłości i uwagi człowieka. On nie jest dla mnie przedmiotem kuracji, jak dla p. Tomasza, lecz podmiotem (ta konkluzja jest skutkiem powtarzania przez pana Tomasza informacji, że „kot mu dobrze robi”),

7. Koton jest od 1,5 roku zdiagnozowany jako nieuleczalnie chory na plazmocytalne zapalenie jamy ustnej. W czasie przebywania pod moją opieką był konsultowany z lekarzami różnych specjalizacji, odczulany, systematycznie leczony, na specjalnej diecie dla alergików. Choroba ta powoduje bolesność śluzówki jamy ustnej i może spowodować odmowę przyjmowania pożywienia przez kota.

8. Wczoraj kot został zdiagnozowany przez kolejnego lekarza weterynarii: obustronne zapalenie zatok, rozpoczęliśmy kurację, kot schudł w ciągu 3 miesięcy o 1 kg, ma matową, zmierzwioną sierść. Mąż pani doktor Brzeźny nie udostępnił mi wczoraj historii leczenia kota w ostatnich trzech miesiącach (podobno problem z wydrukami z komputera i brak czasu na przepisanie ręcznie przez pracownika lecznicy). Jednocześnie zażyczył sobie zerwania ze mną kontaktów z lecznicą.
Zaczynamy więc leczenie kota od zera.

P.S. W ciągu kilku lat mojej charytatywnej działalności w fundacji na rzecz bezdomnych zwierząt wyadoptowałam ponad 300 bezdomnych kotów i psów.
Do tej pory żadnego nie odebrałam.

Anna Wydra
Marzec; Ogólnopolski Miesiąc Sterylizacji Zwierząt,niższe ceny zabiegów

ARKA

 
Posty: 4415
Od: Sob lut 16, 2002 21:27
Lokalizacja: Janinów k/Grodziska Mazowieckiego

Post » Nie cze 29, 2003 20:37

Bardzo sie ciesze, ze moglam to przeczytac.
Nie dziwie sie checi odebrania kota.
Dziwie sie klopotom w kontaktach z lecznica, ktora znam od najlepszej strony.
Kotonowi nadal wspolczuje przezyc :-(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87921
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie cze 29, 2003 20:46

Dziękuję za przekazanie i tej relacji. 8)

ana

 
Posty: 24745
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Nie cze 29, 2003 21:09

I ja bardzo dziekuje, że mogłam przeczytać jak to wygląda "z drugiej strony" :)
Obrazek

Koty łączą ludzi, którzy w innym przypadku nigdy by się nie spotkali.

Katy

 
Posty: 16034
Od: Pon sie 05, 2002 18:57
Lokalizacja: Kocia Mafia Tarchomińska

Post » Nie cze 29, 2003 21:58

No coz, doskonaly przyklad na to, jak skrajnie rozne od siebie moga byc dwa poglady na jeden i ten sam problem :? Po przeczytaniu nalezy wyciagnac srednia - IMHO cala sprawa jest dosc dziwna, a obie relacje nieco subiektywne (czemu trudno sie dziwic); co wcale nie przeszkadza temu, ze obie strony maja swoje racje, nie wnikam kto ma ich wiecej bo zadnej z osob nie poznalam osobiscie. Jakkolwiek zachowanie p.T. przedstawia sie jako naprawde dziwne, a metoda odebrania kota przez "porwanie" tez jest dosc, 'oryginalna'. Nie rozumiem tez dziwnego podejscia pani Ani do sprawy okreslenia grupy kotow w jej mieszkaniu jako "skupiska". Nikt przeciez nie twierdzil, ze panuje tam nieporzadek czy wrecz brud, ani nic takiego - ja w kazdym razie nic tam takiego nie odebralam. Mam wrazenie ze po prostu jedne koty moga przebywac w duzej grupie a innym nie robi to zbyt dobrze, wtedy mozna zargonowo okreslic "ze wyrwal sie z tego skupiska kotow". I chyba nie ma tu nic obrazliwego :? Z tym ze to tylko moja - subiektywna - ocena.

Ciesze sie jednak (thnx) ze moglam sie zapoznac z tym tekstem. Jedno wiem na pewno - najbardziej poszkodowany jest tutaj kot. Szkoda ze musial przez to wszystko przechodzic.
Ewelina i...
Obrazek

Kiara

 
Posty: 5697
Od: Nie mar 02, 2003 13:18
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie cze 29, 2003 23:39

Anja pisze:Ja dopisze jeszcze kilka slow o Ani W., bo wczesniej nie napisalam wszystkiego. Otoz Ania nie tyle, ze nie nam wogle nie chciala dac kotow, tylko proponowala zupelnie inne, np. dorosle. Poniewaz Piotr nigdy nie wychowywal kotka od malenkosci, wiec stad bardzo zalezalo nam nam na maluchach. Chcialam, aby raz w zyciu przeszedl uroki kociego macierzynstwa.


Wiesz Aniu, przykro mi ale te agrumenty dla mnie, swiadcza o niczym a wlasciwie rozumie, Anie, ze nie przeprowadzila adopcji,z Wami.

Bardziej zrozumialale byloby dla mnie, ze nie chcesz doroslego kota powiewaz nigdy nie mialam doswiadczenia z kotami, niz argument ' przezycia macierzynstwa' i powiem wiecej. Gdyby ktos powiedzial mi, wlasnie tak, to tez nie wydalabym kociaka. A wiesz dlaczego? bo balabym sie,ze biorac kociaka bedzie ponownie chcial przezywac te uroki macirzynstwa, czy rozumiesz to?
Marzec; Ogólnopolski Miesiąc Sterylizacji Zwierząt,niższe ceny zabiegów

ARKA

 
Posty: 4415
Od: Sob lut 16, 2002 21:27
Lokalizacja: Janinów k/Grodziska Mazowieckiego

Post » Nie cze 29, 2003 23:54

[quote="azja jeżeli ktoś decyduje się na woluntariat (nie tylko koci), to decyduje się na działanie we wrogim środowisku. to jest walka, wyzwanie, nie spacerek z pieskiem do parku. dlatego, jeżeli chcemy, aby było skuteczne, potrzebny jest profesjonalizm.
... jego brak widoczny jest również w ogólnym wrażeniu jakie odnosi się po przeczytaniu wyjaśnień - mam pretensje do całego świata, jest mi źle, nikt mnie nie kocha. decydując się na taką działalność, trzeba liczyć się z tym, że człowiek będzie spotykał się z różnymi zarzutami, często niesłusznymi. taka p... robota i już.
... raz jeszcze podkreślam - nie oceniam, kto ma rację, bo mam za mało danych. oceniam jedynie postawę pani ani, którą uważam za amatorkę tam gdzie jest miejsce na poważny profesjonalizm.[/quote]

Powtarzasz, jak zdarta plyta, o profesionalizmie. Czy moglbys okreslic w czym DOKLADNIE objawia sie, w tym konkretnym wypadku, nieprofesjonalizm, co zarzucasz?
Marzec; Ogólnopolski Miesiąc Sterylizacji Zwierząt,niższe ceny zabiegów

ARKA

 
Posty: 4415
Od: Sob lut 16, 2002 21:27
Lokalizacja: Janinów k/Grodziska Mazowieckiego

Post » Pon cze 30, 2003 0:02

Rozumiem, że nowy właściciel Kotona nie przestrzegał formalności, do których zobowiązywała go umowa adopcyjna - mianowicie nie kontaktował się z poprzednią opiekunką kota.

Domyślam się, że umowa traktuje również o sprawach mniej formalnych, a bardziej istotnych dla samego zwierzaka - jak obowiązek zapewnienia mu bezpiecznego domu, ciągłości opieki nad nim (mam na myśli nie zmienianie mu opiekuna, jeśli nie zachodzi konieczność, jak przypadki losowe), opieki weterynaryjnej, odpowiedniego wyżywienia, odpowiednich warunków bytowych.
Czy któryś z tych punktów umowy również został naruszony?

ani

 
Posty: 3491
Od: Pon mar 10, 2003 23:31
Lokalizacja: Gdynia

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot], Szymkowa i 51 gości