zuza pisze:Moim zdaniem (przepraszam, ze sie wtracam) trzeba te badania zrobic juz!
Zuza, ja sie calkowicie z Toba zgadzam. I wychodzac od Dorci wydawalo mi sie, ze ona dokladnie zrozumiala moje "warunki". Rysia dostala ode mnie jakies pieniadze na leczenie kociaka "w razie czego" wiec nie ma problemu finansow.
Wydaje mi sie, ze problem lezy gdzie indziej

. Powiedzialysmy Dorci, ze kota powinni odebrac RODZICE tej dziewczyny (skoro jest niepelnoletnia) i powinni zostac poinformowani o mozliwosci choroby na poczatku. Podejrzewam, ze tak sie nie stalo. Wszyscy wiemy, jaka jest roznica w podejsciu przy braniu kociaka, ktory "jest OK" i przy braniu kociaka, ktory "moze byc chory". Jak "jest OK" i potem dopiero sie okazuje, ze byly wczesniej problemy, to sie sprawe bagatelizuje. I mowi sie "pojdziemy do lekarza, jak cos sie stanie..." . Jesli od poczatku sie mowi, ze jest DUZE prawdopodobienstwo, ze kociak jest chory, to jesli ktos zdecyduje sie go wziac, robi to z pelna swiadomoscia, co go czeka (wet, badania, inne takie).
Przykro mi to mowic, ale wydaje mi sie, ze Dorcia oddala kociaka nie informujac o zagrozeniu

. Mimo naszych uwag i niepokoju (Katy wydawalo sie, ze kociak charczy przez nos np). Mimo, ze w czasie spotkania zgadzala sie z naszym podejsciem.
Jest mi bardzo przykro, bo gdyby nie te wyjazdy sluzbowe sama zajelabym sie kiciem i na pewno mialby zrobione wszystkie mozliwe badania. Moze jestem przewrazliwiona po smierci Pasiastego, ale coz... ten typ tak ma...
Zuza - Rysia moze (o ile Dorcia da jej KONTAKT do osob, ktore wziely kociaka) sama go zawiezc na badania i dopilnowac wszystkiego. I jesli bedzie potrzeba wiekszych pieniedzy to osobiscie przyrzekam sie pokryc wszelkie koszty. Ten maly byl taki slodki...