Panią ze sklepu rybnego znam jako Gosię, a zwracam się do niej (za jej zgodą) per Pani Rybkowa.
I z kronikarskiego obowiazku - dwa złapane zamiast parkingowego połamańca okazały się kocurkami, ciachnięte, wczoraj wieczorem wypuszczone. Okazały mi dużą grzeczność - jeden z nich uciekł w samochodzie z kontenera, pogryzł mnie przy próbie łapania, pojechałam do lecznicy z dzikim kotem pod siedzeniem i drugim w łapce. Fachowcy z lecznicy wydobyli kota, okreslili płeć, i wtedy prawie popłakałam się ze szczęścia, że kocurek nie nasiusiał mi w samochodzie

Klatka czekała całą noc na połamanego, pan parkingowy miał w razie czego do mnie dzwonić. Widział tego połamanego w nocy, ale do klatki wlazł świeżo ciachnięty buras. Na połamanego klatka nadal czeka, a ja coraz bardziej się martwię.
Kociaka pod biurowym oknem nie widać ... Rodzice przychodzą na posiłki.. Powoli tracę nadzieję...