Ewa, pomysł niezwykły ale jak widać w przypadku kota sąsiadów okazał się skuteczny
może rzeczywiście warto spróbować
a tutaj przeczytajcie relację z wczorajszych poszukiwań Muśki (Jetty)
i rady forumowiczów - Muśka sie odnalazła (może i nasza Szylkretka
jest nadal w budynku):
"Teraz schodzimy ponownie rozmontowywać wszystko, gdzie ewentualnie ogła wejść, a nie może wyjść, ale takich miejsc jest niewiele. Piony kominowe sprawdzone."
"Ola, ja kiedyś w moim 47-metrowym mieszakaniu, w tym jeden pokoój był pusty, przez 6 godzin szukałam kota córki. Następne 2 spędziłam pod domem, ścigając wszystko co bure, a jak się ściemniło - wszystko, co się ruszało. O 1 w nocy, zaryczana i przygotowana na dekapitację w wykonaniu córki, ujrzałam Czorta, jak słodko ziewając wynurza się zza .... worka ze starymi kocami i kapami, za który - przysięgam - zaglądałam 77 razy!!!!
Jesli masz taki worek w przyziemiu, to go wybebesz - Muśka tam jest!"
"Czitka, spokojnie. Te cholery (koty mam na myśli) są mistrzami w wynajdywaniu kryjówek niewidocznych dla ludzkiego oka. Podobnie jak Bungo przez kilka godzin przeczesywałam kiedyś swoje mieszkanie w poszukiwaniu maleńkiej podówczas Szelmy. Kamień w wodę. Wreszcie w przypływie desperacji zaczęłam penetrować miejsca, do których żadną miarą (he, he) kot nie mógł wejść. Zbudzona rumorem odsuwanych szafek, z szerokim ziewem, wylazła zza jednej z nich kocina.
Pamiętam zresztą, że całkiem niedawno sama opisywałaś ładny numer, jaki Czitusia wycięła Twojemu TZowi...
Muśka pewnie zadekowała się gdzieś na solidną drzemkę i uaktywni sie pod wieczór
Naprzód gdzie nie była
Nie była: w dwóch starych rozwalonych wersalkach, w pralce, za odsuniętymi szafkami, w lodówce, pod zlewem , w szafie, na szafie, w pionach kanalizacyjnych, w zabudowach regipsowych, w walizkach, torbach, za książkami, w rękawach wiszących starych kurtek, pod starą zwiniętą wykładziną, w wiadrach, pod piecem c-o, w milionie kartonów dużych i małych z rzeczami nikomu niepotrzebnymi, nie wiem gdzie jeszcze
Była w jednym dużym kartonie, z którego wyrzuciłam wszystko, ale zagięte jedno skrzydło do środka zrobiło taki namiocik
Tam była
Jurek ją znalazł, wyciągnął do niej rękę, ale dała dyla jak błyskawica za tapczan, tam się chowała już wczoraj wieczorem.
Ona nas chyba nie lubi
Ale dobrze, że jest"
wiecie co przypomniało mi się, że kiedyś na miau czytałam o ciężarnej piwnicznej kotce, która sie długo nie pokazywała aż wreszcie ktoś pomyślał, że trzeba sprawdzić w piwnicy - okazało się że kicia była już taka gruba, że nie mogła się przecisnąć przez kraty piwnicznego okienka

na szczęście udało sie jej pomóc
może warto jeszcze raz sprawdzić czy nasza kicia jest gdzieś w budynku