Byliśmy z Jerzykiem w lecznicy. Chłopię ma troszeczkę podniesioną temp. (39,2) i wyciek z noska. Wet zdecydował, że odrazu antybiotykami nie będzie walić w maleńtasa, i tak już mnóstwo dostał, narazie dostał tolfedynę, która działa przeciwzapalnie, a i temperaturę lekko obniża, mam mu dawać do oczek gentamecynę, i jutro do kontroli. Teraz po stresach poszedł jeść

(rano nie bardzo miał apetyt).
W nocy Jerzyk przestraszył mnie niemal śmiertelnie. Kiedyś znalazłam rano martwe kocię zsunięte za tapczan, to była okropna trauma. Od tej pory mam jakieś takie lęki, że mi kot śpiąc w nocy umrze. Obudziłam się w nocy, Jerzyk spał obok i jakoś tak się zsunął. Dotykam do niego - a on nic, jak szmatka

. Prawie wpadłam w panikę, na szczęście jak mocniej nim potrząsnęłam, to się ocknął. Musiał wyjątkowo jak na kota mocno zasnąć. Ale co w tych paru sekundach przeżyłam to moje, brrr.
W tym tygodniu Jerzyk mił być szczepiony. Teraz znowu to wszystko odwlecze się, a w związku z tym także i szukanie domku na stałe. No cóż... . Aby tylko maluch był zdrowy.