Dawno nie pisałam i miałam więcej się nie odzywać, ale nie mogę się powstrzymać.
Mała biało-bura ma się dobrze i już się dogadała z nowym braciszkiem. Maluchy biegają po całym domu, a że w wielu miejscach na podłodze jest parkiet i terakota -podłoże nieco śliskie dla kocich łapek to co i rusz słychać łuup, buum, brzdęk - to koty nie wyrobiły na zakrętach, "hamulce" zawiodły i nastąpiło bliższe spotkanie z ścianą drzwiami lub meblem

. Babcia ma specjalny kalendarzyk dla kociaków i tam zapisuje wszystkie ważne w kocim życiu wydarzenia i daty. Weterynarz został tak przekabacony, że jak trzeba było to i na domową wizytę przyjechał

.
Szara koteczka miała natomiast w zeszłym tygodniu wypadek. Niegroźny wprawdzie w skutkach, ale niemiły. Skoczyła na ścinę w pogoni za jakimś latającym stworzeniem (tak przypuszczają), ale nie wykalkulowała pewnie, że do powierzchni pionowych to ona nie ma zdolności przyczepiania się i zjechała po ścianie ryjąc w tynku wszystkimi pazurami. Odgłos podobno był taki, że się wszyscy domownicy do pokoju zbiegli. Ściana ma ślady po kocich pazurach, a koteczka pazurki zdarte CAŁKOWICIE

. Jak spadła to miała wszystkie łapki zakrwawione. Pojechali z nią od razu do weta (a późno już było). Mała ma łapki zabandarzowane i po tygodniu miała się zgłosić do kontroli. Pazurki zdarła tak całkowicie, że jak się naciska na opuszki jej łapek - tak jak się u kotów wysuwa pazurki, to NIC się nie wysuwa

. Oczywiście biedny kot nie bardzo potrafił chodzić z zabandarzowanymi łapkami - biedactwo.
Odnośnie Zbója (teraz ma już inne imię), to wiem, że ma się dobrze, wiem nawet dużo więcej, ale czekam aż koleżanka to opisze. Wiem, że się już zalogowała i czekam z niecierpliwością na jakiś post.
Wierna kotom całym serce, ale niestety już nie zakocona Mysza