» Sob lip 28, 2007 4:48
Urok
Dexter, mistrz odpoczynku , wynalazł sobie od razu kępę wyjątkowej miękkiej trawy i oświadczył, że mała drzemka zawsze poprawia samopoczucie. Znając Tetryka wiedziałem, ze mała drzemka potrafi przerodzić się w kilkugodzinny, kamienny sen więc postanowiłem udać się na mały spacer, pozostawiając śpiącego Tetryka pod bacznym okiem psa.
- W zasadzie możesz chodzić, gdzie chcesz – powiedział pies. – Ten kawałek lasu należy już do szpitala. Powinny być tu jakieś myszy albo inne przekąski. W każdym razie życzę miłej przechadzki.
Pies nie mylił się. Wśród mchu obficie porastającego wijące się między drzewami malutkie ścieżki czerniały mysie nory, ale byłem tak zafascynowany odkrywaniem nieznanego terenu, że nie czułem głodu, a na to, aby polować dla czystej zabawy byłem po prostu….hm, za poważny.
Trochę pobiegałem – aby sprawdzić jak się miewa moje serce – dostałem lekkiej zadyszki, ale ogólnie wszystko było w porządku. Parę razy podrzuciłem do góry szyszkę i przysiadłem na moment aby wyrównać oddech, a wtedy, zza drzewa dobiegł do mnie cichy śmiech.
Zerwałem się i jednym susem skoczyłem w stronę kępy paproci które zakołysały się i zamarły
Rozchyliłem liście i spojrzałem na dwa małe, przerażone kociaki, które na mój widok zamknęły oczy i wczepiły się pazurkami w mech..
Chwilę zastanawiałem się, co zrobić, ponieważ jeśli chodziło o dzieci, nie miałem absolutnie żadnego doświadczenia i trwało to zdaje się o chwilę za długo, bo nagle poczułem na karku
pięć mocnych pazurów, które, co nietrudno było zgadnąć należały do mamy przerażonej dwójki.
- O co chodzi ? – zapytała trójkolorowa kotka z miną nie wróżącą niczego dobrego.
Kocięta, poczuwszy bliskość matki od razu odzyskały rezon.
- To my – zaczęły wołać jedno przez drugiego – to nasza wina ! Ale on tak śmiesznie bawił się szyszką !
Łapa delikatnie zsunęła się z mojego karku.
- Przepraszam – powiedziała kotka. – nie można ich na chwilę spuścić z oka.
Tymczasem dwa maluchy dopadły do porzuconej przeze mnie szyszki i rozpoczęły gonitwę.
- Jestem Mruczka, kotka szpitalna – przedstawiła się mama kociąt. – mieszkam w kotłowni
Ale tutaj jest mój teren łowiecki i przy okazji dzieciaki mają gdzie pobiegać..
- Philo – przedstawiłem się. – Kot w drodze.
Jakiś czas temu , patrząc na wygładzone przez wieczór morze wymyśliłem tego „ kota w drodze” i musze przyznać, że to określenie bardzo mi się spodobało.
- Trochę na lądzie, trochę na morzu. Ale w drodze.
Kotka uśmiechnęła się.
- Tutaj możesz zjeść niezły obiad .Kucharki wystawiają dla nas resztki więc niczego nam nie brakuje. Dbają o nas, bo ponoć pełnimy funkcję terapeutyczną
Pomyślałem, że jak na kotkę z kotłowni była całkiem, całkiem rozgarnięta. Funkcja terapeutyczna, ho, ho.
- Jest tu sporo dzieci – dodała nie spuszczając oczu ze swoich maluchów – i to głównie ze względu na nie.. . Ale dorośli tez nas lubią, nie powiem.
- Pan od zabawek, pan od zabawek – zaśpiewały chórem kociaki.
- Od jakich zabawek ? – zapytałem, a kocięta zawstydziły się.
W końcu większe, w ciemnoszare paski wysunęło się o krok do przodu i pisnęło :
- Ten pan ma takie śmieszne pudełko, a w nim różne takie….no, takie…takie…
Dało nura w paprocie i wyturlało spomiędzy nich…wieżę. Najprawdziwszą wieżę z pudełka szachów mojego Dziadka !!!
- Skąd to masz ? - zapytałem .
Kocię najeżyło cieniutki ogonek
- Spadło z balkonu – powiedziało i położyło się na zabawce.
Trąciłem malucha nosem. Ogonek wrócił do normalnych rozmiarów, a ja usiadłem obok kotki i jak mogłem najkrócej, opowiedziałem jej swoją historię.
- Aha – powiedziała. – więc ta dwójka podrostków, którzy pojawili się dzisiaj w kuchni to wasi przyjaciele ?
- Tak – odpowiedziałem. – to Alex i Smarkacz. Lubię te dzieciaki.
- Zauważyłam, że byli bardzo uprzejmi – rzekła kotka. – Najprawdopodobniej są już po obiedzie.
Podszedłem ostrożnie do kociaka.
- Pilnuj dobrze tej zabawki – poprosiłem. – Jak wszystko się dobrze skończy wymienimy się, zgoda ?
- Na co ? – zapytało rozsądnie kocię. – bo jak na szyszkę, to nie.
Opowiedziałem mu o piłeczkach z dzwoneczkami i futrzanych myszkach, a kocię aż otworzyło z przejęcia pyszczek.
- Za myszkę i piłeczkę – powiedziało.
- Za myszkę i piłeczkę – odparłem i uśmiechnąłem się do kotki. - mam nadzieję, że można znaleźć was bez trudu ?
Kotka skinęła głowa i zabrała się za mycie mniejszego z kociąt Mrugnąłem porozumiewawczo do większego i zawróciłem do miejsca, gdzie pozostał śpiący Dexter
i pies.
Dexter zdążył się już obudzić i właśnie mówił cos do psa na temat obiadu.
- Wiem, że Alex i Smarkacz odwiedzili kuchnię– powiedziałem, a Tetrykowi natychmiast zaburczało w brzuchu.
- To bardzo podobne do tej rudej czarownicy – burknął Dexter. – Zawsze mówiłem, że młodzież to egoiści.
Alex śmignęła między prętami bramy jak ruda błyskawica.
- Że niby co ? – wrzasnęła.
- Alex, proszę ! – krzyknął Smarkacz.
Zielone oczy Alex miotały błyskawice.
- Masz – prychnęła rzucając pod łapy Tetryka kawałek wędzonej ryby. – Egoistka przyniosła ci obiad ! Udław się tym wstrętny sybaryto !
Dexter puścił obelgę mimo uszu i błyskawicznie capnął kąsek.
Nagle znieruchomiał i zakaszlał. Zakaszlał raz, drugi i trzeci.
- Dexter ? – zapytałem.
W odpowiedzi wybełkotał coś niezrozumiałego i zamarł z uchylonym pyskiem. Ślepia nabiegły mu łzami. Najwyrazniej próbował pozbyć się czegoś, co utkwiło mu w gardle
- Dexter ! – zawołałem, ale nie odpowiedział. Stary Tetryk dusił się na naszych oczach.
- Na pomoc ! – zawołał Smarkacz. – Na pomoc !
Samochód zatrzymał się tuz za naszymi plecami.
- Na Jowisza ! – zawołał doktor Zygmunt . Porwał omdlewającego Tetryka na ręce i pobiegł w stronę szpitala.
- Już po nim …- jęknęła Alex.
- Jak to zrobiłaś ? – zapytał Smarkacz.
Oszklone drzwi zakołysały się i znieruchomiały.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!