Nie jest dobrze...
Bidzieńkowe wyniki pogorszyły sie jeszcze bardziej... Nie wiem, co z nią będzie. Ta kocica jest dla mnie symbolem Fundacji. Od kiedy sie przyłączyłam, Bidzia zawsze była. Inne przychodziły i odchodziły, a ona była. Zawsze tak samo pogodna. Tak samo radośnie witająca każdego człowieka. Nigdy agresywna, co najwyżej zrzędząca: `tu nie głaszcz, raczej tu pogłaszcz; na ręce nie bierz, ale na kolana ci wlezę od razu; ty, kocie nie podchodź teraz, to ja siedzę na tych kolanach`.
Z prędkością błyskawicy, prędkością, która mnie zawsze wprawiała w zdumienie, potrafiła przelecieć przez pokój, by wylądować zadowolona na szczycie szafy. Przy jej krągłościach robiło to na mnie ogromne wrażenie.
Teraz...
Teraz buzia jej wyszczuplała. Zostały tylko te okrągłe pućki. Boczki się zapadły. Sierść wyłazi garściami.
Wczoraj siedziałyśmy z Lidką dość długo pod wieczór w fundacji. Bidzia zjadła podawane ręką chrupki. Już było nam wszystko jedno, czy to lecznicze, czy jakie inne, byle coś zjadła.
Ciągle jest taką samą cudnie kontaktowa kocicą. Pięknie nas przywitała w szpitaliku.
Jest nam bardzo ciężko - również finansowo. Wygrana w Krakvecie zapewniła naszym kotom tzw. byt, niestety finansowo leżymy.
Czarna z tego wątku:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=62324
miała ropomacicze. Zabieg kosztował nas 150 zł. Na krechę...
Dziś, na dalsze leczenie Bidy znowu nic nie ma. Znowu - na krechę...
Wystawiłam na Bazarku haftowany przeze mnie krzyżykami obrazek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=63366
Właściwie to wszystko jedno na kogo ta aukcja, bo i tak wszystko idzie na konto fundacji, więc zapraszam tez tych, którym dobro Bidzi leży na sercu.