Domino miała zapalenie pęcherza i siusiała z krwią, ale podałam jej wczoraj No-Spę rozkurczowo i już nie widziałam krwi ani wczoraj w dzień ani dzisiaj.
niestety zrobił się jej łysy placek, taki jakby z grzybem, nad ogonem...
poza tym wczoraj rano wymiotowała białą pianą, i dzisiaj nad ranem obudził mnie znowu odgłos wymiotowania, więc wstałam i wytarłam tą pianę, którą zwymiotowała, wróciłam do łóżka i zasnęłam, a godzinę później obudził mnie straszny łomot, bo Domino radośnie goniła zapalniczkę po całym mieszkaniu.
ona z jednej strony jest chora, i czasem to widać, bo wymiotuje albo ma krwiomocz, albo łysieje, ale z drugiej strony potrafi szaleć z myszką albo jakimkolwiek innym przypadkowym przedmiotem, mruczy jak traktor i ma humorki...
tak strasznie się boję...
może nie wszystkim udało się przeczytać historię Domino, więc ją Wam streszczę:
w Giżycku mieszkała pani Grażyna, która zajmowała się bezdomnymi kotami. brała je do siebie i szukała im domów, a jeśli jakiegoś kota nikt nie chciał, to zostawał u niej. i tak pani Grażyna pewnego dnia obudziła się z 29 kotami w mieszkaniu. niestety, ponieważ mieszkanie nadawało się do remontu i urząd miasta nakazał pani Grażynie opuścić na ten czas mieszkanie, forum miau zaczęło organizować akcję pomocy kotom pani Grażyny.
pani Grażyna miała w Warszawie siostrę, panią Basię, która pracowała i pomagała pani Grażynie finansowo jak tylko mogła, sama opiekując się 10 kotami. kiedy pani Basia dowiedziała się, że trzeba wywieźć koty jej siostry, zaczęła dzwonić w różne miejsca i okazało się, że znajdzie się miejsce dla tych 29 kotów w Korabiewicach. w czasie forumowej akcji znalazł się też barakowóz, w którym te koty mogły zamieszkać. koty przewieziono (w sumie 24 sztuki, same dorosłe koty - reszta została z panią Grażyną) i zamieszkały w nieogrzewanym, drewnianym barakowozie. wszystkim zrobiono test na białaczkę, zaczęto organizować nawet pomoc przy ocieplaniu tego barakowozu, dziewczyny pojechały do Korabiewic zrobić giżyckim kotom zdjęcia, porobiły ogłoszenia, i kilka kotów znalazło domy. akcja przycichła, kotami przestano się interesować, barakowóz pozostał nieocieplony... to było w 2004 roku.
w marcu 2007 Bajka zabrała z Korabiewic 2 koty na SGGW - jednym z nich był Bezik a drugim nikomu nie znana i niezauważana do tej pory kotka Domino - giżycka kotka, tak przynajmniej twierdzi pani Basia, która po przejściu na emeryturę opiekuje się w Korabiewicach kotami siostry, i mieszka z nimi w baraku, gdzie zimą zamarza woda w wiadrze.
na SGGW nie potrafili zdiagnozować co kici dolega - była chuda, wynędzniała, apatyczna... postanowiłam wziąć na tymczas Bezika, a Bajka uprosiła mnie, żebym zabrała też Domino.
wzięłam oboje. Domino po przyjeździe do mnie zrobił się ropień na pysiu, i okazało się, że trzeba jej usunąć ponad połowę zębów, bo już jej gniły dziąsła. poza tym kicia miała trudne do zdiagnozowania rany na skórze i nadal była bardzo chuda.
po jakimś czasie doszła do siebie, strupy zniknęły, kotka jadła, bawiła się i mruczała gdy ją głaskałam. niestety nie miałam zbyt dużo czasu, żeby się nią jakoś szczególnie zajmować, bo miałam na głowie pozostałych 5 kotów. pewnego dnia zdecydowałam, że Domisia wygląda już na tyle dobrze, że można ją wysterylizować i wystawić do adopcji.
badania krwi przed sterylizacją wykazały niewydolność nerek... a kolejne badania FIV...
nie jest mi żal pieniędzy, które idą na leczenie. nie jest mi żal męczącego podawania leków czy ciągłych wizyt w lecznicy. żal mi tylko, że ona umiera, a ja nie mogę jej pomóc...
Domino ma pewnie 5 lat, może więcej. nigdy nie miała własnego domu i swojego człowieka. u mnie też jest na tymczasie. patrzę na nią codziennie, jak chodzi za mną, mruczy, ociera się - jak patrzy na mnie, na tą Dużą, która nagle tak bardzo się nią interesuje - i widzę, że w tym małym futerku jest mnóstwo straconej kociej miłości do człowieka. ona mogła być wspaniałą przytulastą nakolankową kotką. mogła być czyjąś ogromną radością. a ona umiera niczyja. chociaż nie tak do końca... bo im bardziej ona umiera przy mnie, tym bardziej staje się moja... i tym trudniej jest mi się z tym pogodzić, że pewnego dnia już jej nie będzie...
coraz trudniej mi to wszystko znieść...