uff, jestesmy juz w domu
malenstwo w locie niemal przekazane, przepakowane z koszyka do transporterka, i od razu wizyta u weta na Sadybie
no i standardowo -
przemycie oczek (spore zapalenie, ale cos tam przez nie kicia nawet widzi (wpatrywala sie we mnie od czasu do czasu intensywnie, jak ja na stole u weta trzymalam), zakrapianie bedzie co 2 godziny ...
pierwszy atak na swiezbowca (

przez wziernik obejrzalam sobie to swinstwo ruszajace sie wewnatrz kocich uszu brrrrrrr!), krople i czyszczenie (strasznie dlugo to trwalo ...), a potem masc ...
jeszcze uklucie - antybiotyk
i stronghold, zeby sie z pchlami i innymi uporac ...
mala byla dzielna, malo zdecydowanie usilowala sie raz wyrwac, a zaraz po tych wszystkich zabiegach zasnela w transporterku
w domciu przenosiny do kartoniku ... hmm niezla mala, bo okazal sie dla niej za niski i prawie mi wylazla - nakrylam wiec czesciowo recznikiem i chyba odpuscila sobie, pomiauczawszy najpierw ...
teraz moge sie zajac reszta domu ... czas kolacji przeciez!