Mole - dom wariatów - Jeszcze jeden okruszek - dla sylwii k.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lip 13, 2007 19:11

Ja od jutra przez kilka dni nie będę miała dostępu do internetu.. :placz:
jak ja to wytrzymam..

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Pt lip 13, 2007 22:46

Wiecór jus jes- zęby na czereśniach zjadłam :wink:
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Pt lip 13, 2007 23:29

Fakty i mity


Po konarze wiekowej czereśni, która rosła w samym rogu ogrodu weszliśmy na mur, a potem zeskoczyliśmy prosto w wysoką, niekoszoną trawę sąsiedniej parceli należącej do Agresywnegopsa.
Agresywnypies był duży, miał miękką sierść biszkoptowego koloru, uwielbiał gumowe zabawki i cały czas czuł się pokrzywdzony przez to, co napisano na tabliczce przymocowanej do bramy.
Czarne litery na białym tle wyraznie informowały, że każdy, kto tylko ośmieli się wejść poza magiczną linie ogrodzenia, zostanie potraktowany zębami, w czasie nie krótszym niż dwie sekundy.
Kto jak kto, ale ja wiedziałem dobrze, że Agresywnypies zębów używał jedynie przy jedzeniu, a jego dobroduszna morda żywo przeczyła obrazowi stróża domu, jaki usiłowali wykreować jego właściciele.
Kiedy przebiegaliśmy przez trawnik, Agresywnypies spal smacznie w swojej budzie i nawet nie poruszył czubkiem zwisającego ucha.
Dexter niuchnął w kierunku miski, ale wyraz zawodu na jego pysku powiedział, że miska była pusta.
Zresztą, zdziwiłbym się ogromnie, gdyby było inaczej...
Kiedy przez dziurę w siatce wydostaliśmy się na ulicę i potruchtaliśmy wzdłuż żywopłotu odgradzającego chodnik od jezdni Tetryk nagle zatrzymał się i powiedział :
- Wydaje mi się, że powinniśmy poszukać tej....no...jak jej tam....no, karmicielki.
- A kto to taki ? – zapytałem, bo po raz pierwszy spotkałem się z tym pojęciem.
Dexter usiadł w cieniu i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym wytłumaczył mi, że karmicielka to bardzo stara pani, która chodzi w połatanym szlafroku, rozczłapanych kapciach, na głowie ma puszysty beret a w portfelu pustki, bo całą emeryturę wydaje na jedzenie dla kotów.
Oprócz tego taka osoba często ma brodawkę na czubku nosa i w ogóle przypomina Babę Jagę z ilustracji w dziecinnych książkach.
Przyznam się, że jak nigdy Dexter zaimponował mi wiedzą. Jak na domowego , wypieszczonego kota, zadziwiająco dużo wiedział o życiu na ulicy.
Oczywiście nie omieszkałem mu o tym powiedzieć, na co oczy Tetryka nieco się zaszkliły i mruknął, że ma za sobą trudne dzieciństwo.
- Ja urodziłem się w pralni – powiedziałem i poczułem, jak trudne dzieciństwo cementuje naszą niedawno zawartą przyjazń.
Wstałem a Dexter ruszył za mną.
Ten dzień widać zamierzał być dla nas szczęśliwy, bowiem ledwie uszliśmy parę kroków na alejce wiodącej do parku pojawiła się osoba kropka w kropkę odpowiadająca opisowi karmicielki, jakim uraczył mnie Tetryk.
Mimo panującego na dworze upału owinięta była kraciastą chustką, a przez ramię przewieszona miała torbę.
Torba była tak duża, że z pewnością mogła pomieścić całe mnóstwo kocich przysmaków, i do pyska napłynęła mi ślinka.
- Pasztecik – szepnąłem do siebie – chrupki....a może i kawalątko ryby....
Idąc krok w krok za karmicielką doszliśmy do stojącej w cieniu ławki. Wtedy wyszliśmy z zarośli i usiedliśmy w przyzwoitej odległości od ławki, tak, aby nie narzucać się, a jednocześnie zamanifestować naszą obecność.
Karmicielka otworzyła torbę. Spojrzałem na Dextera nerwowo kłapiącego zębami i pomyślałem, że w tym momencie muszę wyglądać dokładnie tak samo.
Ale zamiast pyszności, jakich obrazy podsuwała mi wyobraznia, karmicielka wyjęła z torby niedużą butelkę, odkręciła ją i pociągnęła spory łyk.
Przysunęliśmy się trochę bliżej mniemając, że z powodu podeszłego wieku nie widzi nas, ale dopiero wtedy, gdy Dexter wyskoczył na ławkę i wysunął pysk w stronę torby karmicielka otworzyła mętne oko i wychrypiała :
- No i czego chcesz sierściuchu ....?
Dexter otarł się o torbę sygnalizując swoje potrzeby, a wtedy butelka, niedbale wsunięta między jakieś zawiniątka wypadła z torby i stoczyła się pod ławkę.
- O ..... – karmicielka schyliła się po nią, jednocześnie używając znanego mi łacińskiego słowa, oznaczającego linię krzywą.
Serce zabiło mi mocniej, bowiem od razu pomyślałem o Wnuku powracającym z towarzyskiego spotkania przez uchylone okno na parterze.
Karmicielka zdecydowanie musiała być osobą wykształconą, która zrujnowała się dokarmiając moich bezdomnych braci.
Z wdzięcznością trąciłem jej rękę głową, a wtedy pochyliła się i wzięła mnie na kolana.
Teraz zapewne nadchodzi pora jedzenia , pomyślałem.
Palce karmicielki chwilę miętosiły moje futro, po czym wyciągnęła z torby duży, płócienny worek.
- No, w sam raz na moje stawy – wymamrotała i schwyciła mnie za kark.
- W nogi ! – wrzasnął Dexter rzucając się między mnie a karmicielkę.
Jak dwie błyskawice – ruda i czarna przemknęliśmy przez alejkę.
O tempora, o mores ! staruszka z parku okazała się być podstępną żmiją.
Wizja zdartego ze mnie futra wygrzewającego jej brudne kolana była tak przerażająca, że na chwilę musiałem przystanąć i złapać głęboki oddech.
- Ładnie nas wkopałeś – powie działem spoglądając z wyrzutem na Tetryka.
Ten zaś, wcale nie zmieszany oblizał nos i wycedził przez zęby :
- Errare humanum est – i parę razy przejechał pazurami po pniu najbliższego drzewa.
Poczekałem, aż minie złość i starając się nie być zgryzliwym, stwierdziłem, że chyba zbliża się pora obiadu, co Tetryk skwitował cichym prychnięciem.
W tej samej chwili poczułem na plecach czyjś przenikliwy wzrok.
Odwróciłem się powoli. W krzakach siedział nieduży czarno-biały podrostek i obserwował nas podejrzliwie.
- Myślałem, że to Parkowy Gang – powiedział przepraszająco. – Zdaje się, że ktoś wspominał o obiedzie ?
- Zjadłoby się to i owo – rzekł z rezerwą Dexter.
Czarno-biały smarkacz oblizał różowy nos.
- Panowie pozwolą za mną – powiedział i poszedł przez trawnik w kierunku starej oranżerii.
Spojrzałem na Dextera, a Dexter spojrzał na mnie - smarkacz w białych skarpetkach wydawał się być godnym zaufania.
Poszliśmy więc za smarkaczem przez gąszcz mięty i zdziczałych pysznogłówek czując coraz bardziej dotkliwe ssanie w żołądkach.
Na niewielkim placyku przed oranżerią siedziało już kilka zupełnie nieznanych nam osobników, a oczy wszystkich skierowane były na wylot jednej z alejek prowadzącej do głównej bramy parku.
Prawie, że słyszałem burczenie pustych brzuchów, choć zapewne stołownicy byli bardziej przyzwyczajeni do tego uczucia, a zatem panowali nad nim w stopniu większym niż Dexter i ja. Po prostu siedzieli i czekali, spokojnie, cierpliwie, pewni jak dwa razy dwa jest cztery, że za chwilę pojawi się obiad.
Kiedy po asfalcie zastukały delikatnie obcasy wśród stołowników zapanowało lekkie poruszenie. Zaczęli pomału wstawać i ustawiać się według jakiejś zupełnie obcej mi hierarchii.
A gdy na placyku pojawiła się ludzka postać osłupiałem ze zdumienia.
Osoba , która najpierw zabrała się za rozstawianie plastikowych tacek była mniej więcej w wieku Wnuka. Miała na sobie leciutkie sandałki i powiewną czarną sukienkę, na której zaraz jeden z głodomorów pozostawił kłak swojego futra.
Tacki szybko napełniły się jedzeniem – wprawdzie nie było filecików, ani kawałeczków lekko sparzonej ryby, za to chrupki smakowały mi jak nigdy dotąd
- Delicje – mruknąłem w stronę smarkacza w białych skarpetkach, a ten podniósł głowę znad tacki i mrugnął do nas porozumiewawczo..
- Najlepsza knajpa w całej okolicy – powiedział. – I jaka obsługa...
Trąciłem Dextera w plecy. Przełknął porcję chrupek i spojrzał na mnie z miną niewiniątka.
- No, wiesz....- powiedział. – Taka karmicielka, zanim zostanie staruszką, to musi być jakiś czas młoda....
Łapa aż mnie zaswędziała, żeby tym razem przyłożyć mądrali, ale pomyślałem, że trzeba dawać dobry przykład młodzieży i nie wszczynać awantur przy stole.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lip 14, 2007 0:07

Rety, jest!!! - a ja już na oczy nic nie widzę. Doczytam jutro.... JUTRO???
Dzieńdobry, Caty!
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Sob lip 14, 2007 8:31

Superek :)

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob lip 14, 2007 16:40

Trzej myszkieterowie

Po skończonym obiedzie ułożyliśmy się w cieniu rozłożystej akacji. Miałem nadzieję na moment błogiej ciszy, ale Dexter dalej, z uporem maniaka drążył temat karmicielek
Długi wywód, dotyczący ruiny materialnej i samotności – ponieważ / z tym skądinąd zgodziłem się / towarzystwa kota jest zdecydowanie lepsze od towarzystwa człowieka, który jest w każdej dziedzinie uciążliwy – przeplatał myciem uszu, obgryzaniem paznokci, aż w końcu niechętnie przyznał, że i najmądrzejszy kot od czasu do czasu może ulec stereotypom,.
- Nie ma sprawy – powiedziałem i już-już zamykałem oczy, gdy nagle poczułem na plecach czyjeś uporczywe spojrzenie.
Ktoś wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że aż sierść zafalowała mi na grzbiecie.
Odwróciłem głowę.
Na trawniku siedział smarkacz w białych skarpetkach i patrzył na mnie z wyrazem nadziei na pysku.
- Co jest ? – zapytałem, i wtedy podszedł nieco bliżej. Oblizał nos i czekał nie wiadomo na co.
- Jesteście domowi, prawda ? – powiedział i przysunął się jeszcze bliżej.
Dexter mruknął potakująco.
Czarnobiały smarkacz usiadł pomiędzy nami.
- Chciałbym być domowy – zamruczał. – Mieć fotel, miskę...no, to wszystko, co wy macie.
Dexter uniósł głowę i parsknął szyderczym śmiechem.
- Ha – prychnął. – z tego, co miałem, pozostał mi tylko reumatyzm.
Smarkacz przekrzywił łepek i stropił się.
- Nie chciałem być niegrzeczny – powiedział – ale wydawało mi się, że wybraliście się na mała wycieczkę-ucieczkę.
- Jasne – mruknąłem. – Uciekliśmy z lecznicy, gdzie chciano skrócić nasza wycieczkę i omal nie przerobiono nas na smalec.
Czarnobiały opuścił głowę. Przez chwilę zrobiło mi się go żal.
- To ja już sobie pójdę – powiedział i wycofał się pomiędzy kwiaty na klombie.
- Nie powiem, żebyś był dla niego miły – rzucił Dexter i zwinął się w kłębek.
Idąc za jego przykładem zapadłem w miłą drzemkę
Śniły mi się wygodne fotele, miski ustawione na trawiasto zielonych dywanikach, ręka drapiąca mnie za uchem.
I pewnie byłbym tak śnił dalej, gdyby w moje marzenia nie wdarł się znajomy głos, zduszonym miaukiem wzywający pomocy. Otworzyłem oczy i lekko ugryzłem się w łapę.
Głos dobiegał z niedużego skwerku, gdzie omal nie przerobiono mnie na skórkę.
- Dexter – miauknąłem – wstawaj.
Tetryk nieprzychylnie łypnął złocistym okiem i odwrócił się na drugi bok.
- Wstawaj – wrzasnąłem i zdzieliłem go łapą. To obudziło go do reszty.
- Co jest ? – zapytał.
- Posłuchaj – powiedziałem.
Z głębi parku Czarnobiały smarkacz wzywał pomocy.
Zerwaliśmy się na równe nogi. Niedawno spożyty posiłek dodał nam sił, więc w mgnieniu oka znalezliśmy się na małym placyku. Staruszka dalej siedziała na swoim miejscu, pod ławką leżała pusta już butelka, a obok niej miotający się na wszystkie strony worek.
Z tego właśnie worka dochodził rozpaczliwy miauk Czarnobiałego smarkacza.
Staruszka wymierzyła workowi celnego kopniaka i na chwilę zrobiło się cicho.
.- Chyba go nie....- urwałem i przyjrzałem się workowi.
Worek lekko poruszył się.
Staruszka oparła głowę o ławkę i nie minęła chwila, jak z jej ust rozległo się donośne chrapanie.
- Do dzieła – rzekł Dexter i pełznąc na brzuchach doczołgaliśmy się do worka. Jednym szarpnięciem pazura rozwiązałem zaciskający go sznurek i ze środka wyjrzała udręczona mordka smarkacza.
- Dziękuję – wyszeptał i we troje cofnęliśmy się w krzaki.
Smarkacz uporządkował sobie potargane futro i w paru słowach opowiedział, jak to poczuł się straszliwie samotny i bezdomny i wędrując prze park natrafił na staruszkę.
Dexter rzucił w stronę śpiącej nienawistne spojrzenie.
- Lepiej nic nie kombinuj – powiedziałem, ale Tetryk już penetrował zawartość leżącej na ławce torby, a gdy nie znalazł niczego ciekawego przykucnął i....
Jako filozof nigdy w moim kocim życiu nie dopuściłbym się czegoś podobnego, ale nie sposób było się nie uśmiechnąć.
Dexter parę razy dla proformy drapnął w brezent torby i spiesznie oddaliliśmy się. Smarkacz szedł za nami w taktownej odległości.
- Słuchaj – zaczął Dexter – nie mamy czasu na prowadzenie freblówki.
Pomyślałem o smutnej mordce smarkacza i moje serce wykonało dziwny podskok.
- Z freblówki, moim zdaniem – powiedziałem – to on już wyrósł. A ktoś sprawny i młody może się nam przydać. W sumie nie wiadomo, co jeszcze nas czeka.
I odwróciwszy głowę do tyłu mrugnąłem porozumiewawczo. Smarkacz jednym susem zrównał się z nami.
Wywinął w powietrzu dwa koziołki, zupełnie zapominając, że przed chwilą o mały włos zostałby przerobiony na smalec albo przeciwreumatyczną skórkę
- Taka jest natura młodości – podsumował Tetryk, a mi nagle przypomniała się niespodziana kąpiel w wannie pełnej piany, krótka, acz przerażająca przejażdżka na dachu samochodu i jeszcze parę innych epizodów z mojego życia.
- Możesz dołączyć do nas – powiedziałem, gdy smarkacz się nieco uspokoił – ale to my dyktujemy warunki.
- No tak, oczywiście, rzecz jasna, rozumie się samo przez się – zamiauczał Czarnobiały i szeroki uśmiech rozjaśnił mu pysk.
Z głębi parku doszedł naszych uszu wrzask staruszki komentujący jakąś krzywiznę..
Dexter spojrzał na mnie z miną niewiniątka i skierował się między drzewa..
- Kiedyś czytałem taką książkę – powiedziałem, choć słowo „czytałem” nie było specjalnie odpowiednim słowem , bo książkę czytał Dziadek Wnukowi, a ja tylko siedziałem na fotelu i słuchałem. – Byli tam trzej przyjaciele, którzy...
Urwałem. Przed moimi oczyma stanął gabinet Dziadka i Wnuk, który trzymając mnie mocno w objęciach szeptał do mojego rudego ucha „ słuchaj Philo, ja będę Atos, a ty Aramis, pojedziemy gdzieś bardzo daleko i będziemy mieli całe mnóstwo przygód...”
Czarnobiały dotknął nosem mojego nosa.
- Zdaje się, że rozumiem, o co ci chodzi – powiedział cicho.
Pokiwałem głową. Nawet Dexter powstrzymał się od swoich sarkastycznych komentarzy.
Na chwile zapadła cisza, w której śpiewanie ptaków zabrzmiało jak najpiękniejsza muzyka.
I, jako, że przygód mieliśmy dość jak na jeden dzień zaszyliśmy się w najdalszym krańcu parku oczekując nocy..
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lip 14, 2007 18:09

D z i ę k u j ę za kolejny odcinek !

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Sob lip 14, 2007 18:21

caty pisze: - Najlepsza knajpa w całej okolicy – powiedział. – I jaka obsługa...


:ryk: :ryk: :ryk:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Sob lip 14, 2007 19:14

Jak thriller to thriller. fajne laski być muszą :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lip 14, 2007 23:13

Wróciłam! Tydzień mnie prawie nie było i nie miałam dostępu do netu. I zamiast iść spać to siedzę i czytam. Czy to już uzależnienie??? :?: :?:
I nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Cieszyć - bo przeczytałam hurtem, niecierpliwość mnie nie zjadła itd. Płakać - bo straciłam okazję by codziennie taaaaaakie opowieści czytac i w lepszym humorze być. :?: :?:

Caty - masz PW.

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Nie lip 15, 2007 10:09

Caty czytając Twoje Bajki leczę moją chorą zmeczoną duszę :1luvu:

Kochana Kasiu tak bardzo Cidziękuję za prezent urodzinowy
Teraz bedę czytac i czytać.
Listonosz dzisiaj przywiózł mi osobiście do domu przesyłkę bo bał sie zostawic w skrzynce :D
A ja gdy otworzyłam paczkę i zobaczyłam te ksiązki z dedykacją to tak sie popłakałam ze wzruszenia i radości że teraz mam spuchnieta twarz ,ale to nic.Wiesz Caty zawsze myslałam że łzy to łzy poprostu,że smakuja tak samo ,ale to nieprawda.Dzieki forumowym Przyjaciołom zauważyłam różnicę :D łzy wzruszenia i radości sa takie słodkie jak czereśnie :D
Dziękuję Ci Kasiu z całego serca :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Nie lip 15, 2007 15:30

A tu jest opowieść z kluczem - kogo Philo napotkał na dzikiej plaży ? Pierwsza odpowiedz nagrodzona :)


Dzika plaża


Wbrew moim obawom Smarkacz okazał się miłym, taktownym towarzyszem. Rzecz jasna, kiedy spaliśmy, bawił się najpierw suchym listkiem, a potem zaczął ostrzyć pazury o pień drzewa tak energicznie, że drobiny kory sypały się na wszystkie strony, ale wystarczyło jedno spojrzenie, aby przestał i grzecznie ułożył się w pobliżu.
Kiedy słonce schowało się za drzewami Smarkacz obudził mnie lekkim pacnięciem łapy.
- Czy.... z nim – wskazał Dextera leżącego w trawie jak przewrócona deskorolka – jest wszystko w porządku ?
- O tak, - roześmiałem się – jak najbardziej.
Aby obudzić Tetryka po dniu pełnym przeżyć musiałem zdrowo się namęczyć. W końcu niechętnie otworzył jedno oko i szeroko ziewnął.
Z parku powoli znikały mamy z wózkami, wrzeszczące dzieci, staruszkowie postukiwali laskami o asfalt alejek i pierwsze psy zaczęły pojawiać się na wieczornych spacerach,
- Jeśli można – Smarkacz przetarł pyszczek łapą – to chciałbym cos zaproponować.
- Jeżeli to ma związek z kolacją...- mruknął pod nosem tetryk, a Smarkacz aż się rozpromienił.
- Właśnie to miałem na myśli – powiedział
- Prowadz . – Przeciągnąłem się jeszcze raz i jeszcze raz wygiąłem grzbiet w łuk.
Poszliśmy za Czarnobiałym jemu tylko znanymi ścieżkami do miejsca, gdzie park przechodził w osiedle niedużych domków.
Za domkami coś szumiało monotonnie i z każdym krokiem szum się nasilał.
Przystanąłem.
- To morze – wyjaśnił Smarkacz.
Popatrzyliśmy na siebie z Dexterem, a każdy z nas miał co najmniej głupawą minę.
W oddali zabuczał jakiś niski jękliwy głos i zaraz odpowiedział mu drugi.
- Portowe syreny – Smarkacz najwyrazniej wiedział sporo o morzu, które znałem tylko z opowieści o piratach jakie swego czasu uwielbiał Wnuk. – statki rozmawiają ze sobą na redzie.
- Poeta – mruknął Dexter rezygnując z pytania, czym jest „reda”, ale Smarkacz był obdarzony przenikliwością godną jasnowidza.
- Reda – rzekł – to miejsce, gdzie statki czekają, aż zaproszą je do portu.
Tertyk łypnął wściekle oczyma, ale bez słowa ruszył za Smarkaczem.
Statki pogadały ze sobą jeszcze chwilę. Ich zawodzenie obudziło w moim sercu nieznane mi dotąd uczucia...Szarpnęła mną tęsknota do wieczorów wypełnionych cichym tykaniem zegara, brzęczeniem sennej muchy na szybie, szelestem skrzydeł ćmy obijającej się o mleczny klosz lampy.
„Robisz się sentymentalny” powiedział pewnego dnia Dziadek, gdy przysiadłem na tarasie wpatrzony w nieżywego żółtego motyla.
Być może właśnie to samo działo się w tej chwili ze mną.
Asfalt powoli przeszedł w piasek. Co prawda nie dało się po nim biec, ale za to był miękki i ciepły, jak dywan w Dziadkowej sypialni.
Szum stał się bardzo głośny, a rześki wiatr wiejący nam prosto w nosy niósł ze sobą słony smak.
Piasek nagle stał się mniej sypki i pofałdowany, jak tekturka, a smarkacz prowadził nas pomiędzy ostrymi trawami w dół, ku migającym żółtym światełkom. Poprzez szum morza dochodziły do nas śmiechy i głosy ludzi, skrzypienie i plusk.
- Rybacy powrócili z połowu – wytłumaczył Smarkacz i pobiegł przed siebie z uniesionym do góry ogonem.
Do naszych nosów dotarł nagle rozkoszny zapach świeżej ryby. Puściliśmy się pędem za smarkaczem, zapominając o stosownych do naszego wieku i statusu manierach i zatrzymaliśmy się dopiero tam, gdzie piasek stał się ubity i nieprzyjemnie mokry.
Na piasku leżały sieci, a w ich okach poniewierały się malutkie srebrne rybki, które Smarkacz wybierał pełną łapą i pakował do pyszczka.
Dołączyliśmy pospiesznie do uczty.
Jakaś szorstka twarda dłoń pogładziła mój kark i głos nad moją głową życzył mi „smacznego”. Spojrzałem w górę i zobaczyłem uśmiechnięta, brodatą twarz. Właściciel twarzy poklepał grzbiet Dextera i powitał smarkacza, jak starego znajomego.
- Widzę, że przyprowadziłeś przyjaciół – rzekł , a Smarkacz zamruczał najgłośniej jak umiał.
Człowiek wyplątał z sieci jeszcze kilkanaście rybek i położył je na kawałku brezentu, aby się nie zapiaszczyły.
Po skończonej uczcie Smarkacz zgrabnie wyskoczył na wyciągnięta na plażę łódkę i przystąpił do wieczornej toalety.
Dexter zajął miejsce tuz obok niego, a ja postanowiłem przejść się kawałek plażą. Morze, świeże ryby i plaża były dla mnie czymś nowym, czymś, czego jeszcze nie widziałem i chciałem to poznać.
O parę kroków dalej dostrzegłem drewniany pomost wychodzący daleko w morze. Zatrzymałem się i wciągnąłem powietrze głęboko w płuca. Było wilgotne i świeże.
Smarkacz znalazł się jednym susem u mego boku.
Spojrzałem na niego z lekkim wyrzutem – po tylu niewygodach i przygodach miałem ochotę na chwilkę samotności.
Ale jak się okazało Smarkacz chciał tylko poinformować mnie, że fale na morzu czasami bywają bardzo kapryśne i potrafią niespodzianie i dotkliwie przemoczyć futro.
Wszedłem na pomost. Pod łapami czułem wilgotne drewno a w nosie kręcił zapach wodorostów.
Przeszedłem parę kroków i zatrzymałem się, zdumiony.
Na końcu pomostu, wpatrzona w horyzont siedziała nieduża figurka. Podszedłem bliżej.
Stara, biało bura kotka spojrzałam na mnie łagodnymi oczyma i usunęła się nieco, abym mógł usiąść obok.
- Co tu robisz ? – zapytałem i pozwoliłem, aby obwąchała mój pysk.
- Nic szczególnego – odparła. – Zrobiłam sobie mały urlop, choć wiem, że w domu martwią się o mnie. Po prostu usiłuję coś zrozumieć.
Poczułem się zupełnie tak samo, jak za dawnych dobrych czasów, kiedy siedząc na oknie przysłuchiwałem się dysputom Dziadka i Wnuka.
- Jeśli można zapytać – co chciałabyś zrozumieć ?
Kotka uśmiechnęła się.
- Morze. – Odpowiedziała. – Mruczy tak, jakby było szczęśliwe, ale ma smak taki, jak ludzkie łzy. Więc coś jest nie tak.
Oblizałem łapę. Była słona, zupełnie jak drobne kryształki, które czasami zostawały na kuchennym stole, gdy Wnuk smażył jajecznicę.
- Fakt, słone. – Powiedziałem, a kotka skinęła głową.
Pomyślałem, że w trakcie swojego życia tak wiele nasłuchałem się o naturze świata, a taka prosta rzecz jak morze zaskoczyła mnie zupełnie.
- Może to ma być tak – powiedziałem nieśmiało. – Żeby nie było na coś odpowiedzi.
- Może – zgodziła się kotka.
Spojrzała w stronę łódki, gdzie na ławeczce smacznie spał Tetryk.
Kotka uśmiechnęła się pod nosem.
- Twój kolega kogoś mi przypomina...
- Kogo ? – zapytałem, ale kotka tajemniczo zmrużyła oczy.
- Kot ma dziewięć żywotów – powiedziała . – A to było w tym ósmym.
W ten sposób dała mi do zrozumienia, że nie powinienem zadawać więcej pytań, a ja taktownie zastosowałem się do jej prośby.
Siedzieliśmy długo obok siebie patrząc na ciemniejący horyzont, dalekie światełka kutrów i słuchając jak rozmawiają statki.
- Wiesz – powiedziałem nagle, bo olśniła mnie pewne myśl – czasami ludzie płaczą z radości.
- Czasami – odparła. – Miło było cię poznać – dodała. – chyba powinnam już wrócić do domu.
Zeszliśmy razem z pomostu, a gdy mijaliśmy łódkę kotka wskoczyła do środka i delikatnie polizała smarkacza w ucho.
- Lubię dzieci – wyjaśniła i znikła.
O tym, że była tu jeszcze przed chwilą świadczyły drobne ślady na mokrym piasku.
Ułożyłem się między Dexterem a Smarkaczem i zanim zamknąłem oczy pomyślałem, że nie wiadomo skąd wzięła się we mnie pewność, że wszystko musi się dobrze skończyć...
Statki od czasu do czasu pojękiwały w oddali, a morze szumiało monotonnie. Zapadłem w głęboki, spokojny sen, a szum w tym śnie przemienił się w mruczenie mojej Matki.



i - kogo przypominał temu komus Dexter ?????
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lip 15, 2007 17:45

Caty - ta kotka to Babunia, na bank :cry: (ze wzruszenia)

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie lip 15, 2007 17:50

Na bank. Anka, dostajesz nagrodę, jutro idzie pocztą.
Bo Babunia w zasadzie mogła chcieć zobaczyć, jak to jest z tym morzem...
Babunia jeszcze nie raz będzie wracać, tak niespodzianie. ania, btw - adres ten sam ?

A kto zgadnie, kogo Babuni przypominal Dexter ?
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lip 15, 2007 17:59

caty pisze:Na bank. Anka, dostajesz nagrodę, jutro idzie pocztą.
Bo Babunia w zasadzie mogła chcieć zobaczyć, jak to jest z tym morzem...
Babunia jeszcze nie raz będzie wracać, tak niespodzianie. ania, btw - adres ten sam ?

A kto zgadnie, kogo Babuni przypominal Dexter ?


Ten sam :D

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Hana i 34 gości