Ktosiu, Izo, jesteście
Jasne, że pytaj, Ktosiu, ewentualny dowóz kotek gdziekolwiek na terenie Trójmiasta nie stanowi problemu.
Gorzej z odłowieniem - dzwoniłam do Ciapkowa, na moje pytanie o możliwość wypożyczenia klatki - pułapki usłyszałam "a co to takiego?"

Nie będę mówiła, co usłyszałam n.t. możliwości sterylizacji
W lecznicy w Redłowie usłyszałam: "trudno, żebyśmy dopłacali, to są koszty, można rozmawiać o obniżeniu ceny przy dużej ilości". No i żeby rozmawiać z TOZ-em.
W sumie, trudno mieć pretensje, ale
No to jak już będą fundusze na duuuużo sterylek, to może będzie taniej
No to tyle w naszej najbardziej ponoć europejskiej Gdyni
Co do maluszka: Teraz siedzi pod balkonem, wracając przed chwilą do domu poleciałam oczywiście na drugą stronę wieżowca i pokontemplowałam sobie znikające w krzakach ogony. Zostawiłam suche, którego nie dałam rano, bo kiedy wychodziłam, akurat pan na traktorku - kosiarce wjeżdżał tam kosić trawę. Z tego, co widzę, nie podjeżdżał za blisko krzaków, wygolił tę trawę niejako częściowo tylko, i dobrze, przynajmniej koty mniej się stresowały.
Rano, zanim wyszłam, gapiłam się z okna - maluszek był. Czyli wychodzi na to, że jest tam prawie cały czas, znikając wraz z pozostałymi kotami na widok człowieka.
MUSZĘ złapać karmicielkę, może ona ma do nich lepsze "dojście", bardzo bym chciała chociaż spojrzeć na te koty, a szczególnie malucha, upewnić się, że przynajmniej "na oko" wygląda OK. Jeśli dzieje mu się coś np. z oczkami, to przecież nie zobaczę tego z 9-go piętra!
Ja też uważam, że jeśli nie jest chory, to niech jeszcze pobędzie z mamą, nie wygląda (z daleka) na wychudzonego - przeciwnie - taka tłuściutka kluska.
Rozpuściłam dziś wici w pracy, tam co prawda większość już jest "zaposiadana" przez jakieś zwierzę, a tej reszcie nie dałabym pod opiekę nawet tarantuli, ale prosiłam o przesłanie wieści dalej o prześlicznym białym klusku. Zobaczymy, ale...
Co do zdjęć - nie wiem, myślę, że po prostu trzeba się będzie zaczaić przy piaskownicy na przykład i mieć nadzieję, że uda się podejść.
Z tego, co zaobserwowałam od wczoraj, kiciuś był cały czas, z przerwami na obecność człowieka albo kosiarki
Rano też był, w dodatku rano słyszałam koci płacz, żałosny taki (zupełnie, jak Kissa kiedy płacze, że głodna, a po podaniu żarełka zadziera ogon i ostentcyjnie odchodzi

). Nie wiem, czy to mały płakał, wydawało mi się, że tak, w pobliżu był jeden z dużych białasów i nie reagował.
Dziewczyny, miałybyście czas podskoczyć zrobić te zdjęcia?
Tylko u mnie jutro i pojutrze odpadają, w sobotę pracuję od 11 do 16, a już potem - hulaj dusza. Tak jak wcześniej pisałam, w sobote rano urządzam polowanie na karmicielkę, jeśli nie uda mi się jej złapać wcześniej.
Ufff, to idę zjeść jakiś obiad (chyba na balkonie, bo chcę poobserwowac to kocie towarzystwo

)