Z pamiętniczka karmicielki

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Pon lip 09, 2007 10:00

no chyba, bo sie kurka wcale nie odzywa :(
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pon lip 09, 2007 11:10

Nie wiem, czy mogę napisać za Jolę, ale w tym tygodniu Jola jest bardzo zajęta: codziennie rano jedzie na kurs, musi się dużo uczyć, bo po kursie MUSI zdać egzamin, wiec prośba do Was o cierpliwość.
Pomęczycie ją za tydzień.
Moje koty za TM: Gaja - 4 lata; 21.09.2009 Bobik - 8 lat; 16.08.2018 Myszka - 14,5 lat; 17.01.2020 Szymek - 19 lat; 07.05.2021 Kuba - 17 lat; 28.03.2022

Koty z Opola pod moją wirtualną opieką: Skarbinka - 16.02.2010 Maskotka - 22.10.2010 Fatimka - 01.11.2010 Irenka - 29.06.2012
Roki - 16.08.2012
Henio ze Szczecina - lipiec 2022
Bibi - 17.08.2022

Szymkowa

 
Posty: 4849
Od: Pon lis 21, 2005 17:06
Lokalizacja: Warszawa - Żoliborz

Post » Pon lip 09, 2007 11:28

To już trzymamy kciuki. :ok: :ok: :ok:

varia

 
Posty: 13824
Od: Sob sty 31, 2004 22:28

Post » Pon lip 09, 2007 20:44

oj... to niedobrze... :roll:
Amiś, Antoś, Bambosz, Pepsi i Cola

Sydney

 
Posty: 14742
Od: Pt mar 19, 2004 10:28
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon lip 09, 2007 21:46

Sydney pisze:oj... to niedobrze... :roll:


Dlaczego?
Moje koty za TM: Gaja - 4 lata; 21.09.2009 Bobik - 8 lat; 16.08.2018 Myszka - 14,5 lat; 17.01.2020 Szymek - 19 lat; 07.05.2021 Kuba - 17 lat; 28.03.2022

Koty z Opola pod moją wirtualną opieką: Skarbinka - 16.02.2010 Maskotka - 22.10.2010 Fatimka - 01.11.2010 Irenka - 29.06.2012
Roki - 16.08.2012
Henio ze Szczecina - lipiec 2022
Bibi - 17.08.2022

Szymkowa

 
Posty: 4849
Od: Pon lis 21, 2005 17:06
Lokalizacja: Warszawa - Żoliborz

Post » Wto lip 10, 2007 7:19

Trzymamy kciuki za Jolę :ok: :ok:
Szanse jeden na milion mają to do siebie, że sprawdzają się w dziewięciu na dziesięć przypadków.
Obrazek

Mruczanka

 
Posty: 1004
Od: Pon mar 27, 2006 20:00
Lokalizacja: Tarnów

Post » Sob lip 14, 2007 19:25

Szymkowa pisze:
Sydney pisze:oj... to niedobrze... :roll:


Dlaczego?


bo cos dla Joli mam do pracy :twisted:
Amiś, Antoś, Bambosz, Pepsi i Cola

Sydney

 
Posty: 14742
Od: Pt mar 19, 2004 10:28
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon lip 16, 2007 11:20

Przepraszam, że się nie odzywałam i dziękuję Szymkowej za wyjaśnienie powodu mojej nieobecności. W gruncie rzeczy był on trochę bardziej obszerny.

Ponieważ od lat nie mogę wziąć normalnego urlopu, życie czasem stawia mnie z nagła przed koniecznością wzięcia urlopu okolicznościowego. Tym razem był to urlop "naukowy" połączony z urlopem "dla poratowania zdrowia".

Źle się czułam już przed kursem - wiejące wiatry, zimno i egipskie ciemności w moim mieszkaniu dały mi się mocno we znaki. A na odchodnym zostawiły mi paskudne choróbsko, przez które o mało co nie zawaliłam kursu. Udało mi się go zaliczyć prawie cały "obecnościowo" tylko dzięki temu, że znajoma z kursu przybierała mnie samochodem spod domu i potem odstawiała na miejsce. Jedynie w piątek nie dałam już rady i zamiast na kursie wylądowałam u lekarza.

Na szczęście kurs nie kończył się od razu egzaminem, jak pisała Szymkowa. Ten jest dopiero końcem września, muszę się jeszcze do tego czasu sporo nauczyć i zaliczyć 50 udokumentowanych zabiegów. Certyfiakt ukończenia kursu przyjdzie z RPA (tam jest główna siedziba szkoły) dwa miesiące później, czyli pod koniec roku...
Ale za kciuki dziękuję, pomogły mi przetrzymać to wszystko kondycyjnie.

Koty też spisały się dzielnie. Zewnętrzne poradziły sobie, mimo że w ciągu tygodnia byłam w stanie zajść do nich tylko trzy razy. Moje odniosły się do sytuacji z dużym zrozumieniem i nie sprawiały większych problemów, jadły bez grymaszenia chrupki i umiarkowanie po nich rzygały.

Z wyjątkiem Zajączka oczywiście, który sprawiał wszelkie możliwe problemy. Ale za to gdy miał wolną chwilę, starał mi się to wynagrodzić. Od razu wyczuł źródło największych dolegliwości i postanowił dać z siebie wszystko jako terapeuta. Ładował mi się cały albo na bolącą głowę, albo, co lepsze, na ledwo zipiącą tchawicę... Tylko przedśmiertny zryw z poduszek ratował mnie przed całkowitym uduszeniem. A Zając bynajmniej się tym nie zrażał i uparcie ponawiał próby. Bo on wie, że "tak trzeba".

Z kolei teraz, gdy minęła nadwrażliwość pewnych narządów i faktycznie okłady z Zająca przydałby mi się na doleczenie, nawet na mnie nie spojrzy. Chyba się w końcu obraził :roll:

---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pon lip 16, 2007 23:04

Duuuuuuuzo zdrowia Jolu!
Amiś, Antoś, Bambosz, Pepsi i Cola

Sydney

 
Posty: 14742
Od: Pt mar 19, 2004 10:28
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Wto lip 17, 2007 0:25

jola.goc pisze:Z wyjątkiem Zajączka oczywiście. (...) Od razu wyczuł źródło największych dolegliwości i postanowił dać z siebie wszystko jako terapeuta. (...)
Chyba się w końcu obraził :roll:
---

No chyba się mu nie dziwisz? :?

Zdrowiej :!:

varia

 
Posty: 13824
Od: Sob sty 31, 2004 22:28

Post » Wto lip 17, 2007 7:09

Jolu, trzymaj się cieplutko i zdrowiej :!: :D
Szanse jeden na milion mają to do siebie, że sprawdzają się w dziewięciu na dziesięć przypadków.
Obrazek

Mruczanka

 
Posty: 1004
Od: Pon mar 27, 2006 20:00
Lokalizacja: Tarnów

Post » Wto lip 17, 2007 8:15

Joluś, co za wieści, cieszę się, że wyzdrowiałaś, Zając się stara jak może, ale on widocznie na żadmne kursy nei chodził i dlatego taki nieporadny, napisz jak Spioch się czuje.
Obrazek

magicmada

Avatar użytkownika
 
Posty: 14568
Od: Śro paź 05, 2005 19:10
Lokalizacja: moose county

Post » Wto lip 17, 2007 8:40

powiem Wam coś w tajemnicy.

Jola kocha Zajączka.
Wczoraj mi powiedziała ;)
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Wto lip 17, 2007 9:38

varia pisze:
jola.goc pisze:Chyba się w końcu obraził :roll:
---

No chyba się mu nie dziwisz? :?


Ja go doskonale rozumiem. Wiem, co to znaczy nie móc się spełnić jako terapeuta :(

/17. 07. '07; Koty nie są złośliwe. Tylko zające/

Zajączek miał jakąś niedyspozycję. Objawiła się ona biegunką oraz tym, że gdy siadłam do komputera, by o tym donieść, narzygał mi na klawiaturę :|

Jednak ani na moment nie stracił wigoru. Nie mogę napisać, ze Zajączek jest bezmyślny, jako że zostało tu wcześniej ustalone i przyjęte, iż myśli on lotnie, abstrakcyjnie, a nawet przebiegle. Procesy myślowe Zajączka muszą jednak przebiegać na głęboko ukrytych poziomach, bo są zupełnie niezauważalne.

On sam jest jakby nieobecny duchem. Przypomina mi nakręcaną zabawkę. Z wyjątkiem chwil, kiedy pełni rolę terapeuty oraz kiedy wyczerpują mu się baterie i zapada w letarg – cały czas musi być w ruchu.

Ten ruch... jakiś taki mechaniczny jest. Startuje z miejsca i zatrzymuje się na parę sekund – obróci głową w lewo lub prawo, liźnie się nerwowo lub drapnie – i znów start i zatrzymanie, liźnięcie lub drapnięcie. Kierują nim krótkie impulsy, zależne od tego, na czym akurat spocznie jego wzrok. O, okno! Trzeba wyjść. O, kolanka! Trzeba zająć. O, pochylone plecy! Trzeba wskoczyć. O, człowiek wszedł kuchni! Trzeba chcieć jeść. O, człowiek idzie do kuchni! Pędem za nim i chcieć jeść! O, człowiek siedzi przed monitorem, stuka w klawiaturę i popija kawę! Trzeba stanąć między nim a monitorem tak, żeby nie mógł stukać, i otrzepać się nad szklanką! Potem przelecieć się w stronę okna, wrócić i powtórzyć. I jeszcze raz powtórzyć. I jeszcze :twisted:

Upór, z jakim Zając dąży do raz obranego (zaprogramowanego) celu, nie ma sobie równych w świecie zwierzęcym. W ludzkim może znalazłoby sie parę odpowiedników... :?

Ot, wskoczył mi na kolana i siedzi. A ja muszę co chwila wstawać i biegać do kuchi, bo na gazie pykają zioła dla Śpiocha i nie mogą zawrzeć. Wspinający się co chwila na kolana kot i potem kurczowo się ich trzymający jest kapkę denerwujący. Zdejmuję go, on wchodzi, zdejmuję, wchodzi. I tak w kółko. W końcu niemal krzyczę, zrzucam go i chcę się momentalnie podnieść, ale Zając jest szybszy. Ledwo dotyka podłogi, a już się od niej odbija i tryumfalnie ląduje z powrotem na moich kolanach. Złośliwa mucha ma więcej litości dla człowieka.

Muszę jednak przyznać, że czasem coś do niego dociera i wtedy się obraża. Aktualnie jest w fazie obrażonej, co objawia się tym, że wpada do domu tylko coś przekąsić, potem biegnie zaraz do okna i skacze na główkę, jakby się za nim paliło. Mnie nie zauważa.

A ja cierpię katusze. Gdzie jest? Czy wróci? Czy jeszcze na mnie spojrzy? Czy wskoczy na kolanka? Zaczynam go obłaskawiać na wszelkie sposoby. Wiem, jak to się skończy, bo ten schemat się powtarza. Zajączkowi znów nagle się odmieni. Znów będzie panem sytuacji, a ja prześladowaną i uciskaną (dosłownie) ofiarą, plującą sobie w brodę, co też najlepszego zrobiłam.

Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Miałam się do niego nie przyzwyczajać. Jest to jest, nie ma to nie ma. Tymczasem łapię się na tym, że ciągle podchodzę do okna i przepatruję po kolei wszystkie brązowawe kupki w trawie - krecie kopce, stożki liści - zastanawiając się, która z nich jest Zającem. Bo on, jak na zająca przystało, zwija się w taką kupkę w trawie (tylko czemu na środku trawnika?) i potrafi tak przespać niemal cały dzień. Nawet gdy siąpi deszcz.

Gorzej, gdy go tam nie ma. Jak wczoraj. Nigdzie go nie było od poprzedniego dnia, a ja w desperacji zaczęłam nawet pytać sąsiadów (chyba mi odbiło). Przy okazji dowiedziałam się, że zawarł już z nimi znajomość, jest szeroko znany i rozpoznawany :twisted: Przesiaduje często na okienku od mojej piwincy (nie wiem, skąd wie, że moja - jest po drugiej stronie bloku i dawno do niej nie zachodziłam).

Gdy wreszcie wrócił - tylko po to, żeby się nachłeptać wody - wzruszyłam się do łez. Więcej nawet - drapnęłam go i wycałowałam w ten śmierdzący, chudy, zajęczy, złośliwy pychol 8O


---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Wto lip 17, 2007 9:56

Cudny zajac:))

A ja o Tobie Jolu mysle codziennie odkad zaczalam remontowac mieszkanie i tymczasowo pomieszkuejmy w sasiednim bloku. I codziennie musze zajsc do piwnicy i przejsc te 4 pietra. I mysle o Twoich wycieczkach obchodzacych. I mysle sobie, ze moje koty maja dobra piwnice. A jeszcze teraz zrobilam im wielki parapet w piwnicznym okienku i maja sie gdzie wylegiwac:))
Teraz wiem poza tym jak mi wygodnie karmic moje piwniczniaki. Jak w gruncie rzeczy niezbyt wiele czasu mi to zajmuje. Choc przy okazji porzadkow to jak nic 4 godziny trzeba liczyc, zeby wszystko powymieniac, pomyc i poscielic na nowo. ALe za to jaki potem jest cudny widok, jak towarzystwo pouklada sie wygodnie:))

Lidka

 
Posty: 16220
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016 i 15 gości