Przepraszam, że się nie odzywałam i dziękuję Szymkowej za wyjaśnienie powodu mojej nieobecności. W gruncie rzeczy był on trochę bardziej obszerny.
Ponieważ od lat nie mogę wziąć normalnego urlopu, życie czasem stawia mnie z nagła przed koniecznością wzięcia urlopu okolicznościowego. Tym razem był to urlop "naukowy" połączony z urlopem "dla poratowania zdrowia".
Źle się czułam już przed kursem - wiejące wiatry, zimno i egipskie ciemności w moim mieszkaniu dały mi się mocno we znaki. A na odchodnym zostawiły mi paskudne choróbsko, przez które o mało co nie zawaliłam kursu. Udało mi się go zaliczyć prawie cały "obecnościowo" tylko dzięki temu, że znajoma z kursu przybierała mnie samochodem spod domu i potem odstawiała na miejsce. Jedynie w piątek nie dałam już rady i zamiast na kursie wylądowałam u lekarza.
Na szczęście kurs nie kończył się od razu egzaminem, jak pisała Szymkowa. Ten jest dopiero końcem września, muszę się jeszcze do tego czasu sporo nauczyć i zaliczyć 50 udokumentowanych zabiegów. Certyfiakt ukończenia kursu przyjdzie z RPA (tam jest główna siedziba szkoły) dwa miesiące później, czyli pod koniec roku...
Ale za kciuki dziękuję, pomogły mi przetrzymać to wszystko kondycyjnie.
Koty też spisały się dzielnie. Zewnętrzne poradziły sobie, mimo że w ciągu tygodnia byłam w stanie zajść do nich tylko trzy razy. Moje odniosły się do sytuacji z dużym zrozumieniem i nie sprawiały większych problemów, jadły bez grymaszenia chrupki i umiarkowanie po nich rzygały.
Z wyjątkiem Zajączka oczywiście, który sprawiał wszelkie możliwe problemy. Ale za to gdy miał wolną chwilę, starał mi się to wynagrodzić. Od razu wyczuł źródło największych dolegliwości i postanowił dać z siebie wszystko jako terapeuta. Ładował mi się cały albo na bolącą głowę, albo, co lepsze, na ledwo zipiącą tchawicę... Tylko przedśmiertny zryw z poduszek ratował mnie przed całkowitym uduszeniem. A Zając bynajmniej się tym nie zrażał i uparcie ponawiał próby. Bo on wie, że "tak trzeba".
Z kolei teraz, gdy minęła nadwrażliwość pewnych narządów i faktycznie okłady z Zająca przydałby mi się na doleczenie, nawet na mnie nie spojrzy. Chyba się w końcu obraził
---