Chcialam napisac Wam dzisiaj o
Trikolorce z ZOO.
Moze zauwazyliscie juz wczesniej po moich wypowiedziach, ze bardzo mi ta koteczka w pamieci utkwila.
Widzialam jakie robi postepy w zoo w oswajaniu, gdy na poczatku syczaca i kulaca sie, potem przestala, pozwolila sie glaskac uchylajac sie tylko, potem juz sie nie uchylala przed ludzka reka, mialam ja na kolanach, choc widac bylo ze patrzy tylko jak uciec i jest bardzo czujna ale mialam,
raz nawet wsadzila mi glowe pod reke i spokojnie tak sobie u mnie lezala z 5 min.
Byla chora, miala katar, podejrzewalismy ciaze. Zostala zabrana do domu tymczasowego u jednej z wolontariuszek. Przeszla zabieg, rozpoczela leczenie. Poczatkowo siedziala w klatce wraz z Czarna kotka (ta co byla tak strasznie gruba bo w ciazy), pierwsze dni obie sie baly, potem bylo lepiej.
Trikolorka doszla nawet do momentu ze zaczela lezac w klatce jak sie wsadzilo reke mruczec i dawac brzuszek do glaskania!
No i dochodze do sedna tego posta
A teraz cos sie uwstecznilo i nie wiemy dleczego, mimo ze doswiadczenie z kotami nie takie male. Trikolorka i Czarna maja do swojej dyspozycji jeden maly pokoj z kanapa, stoi w nim jeszcze ta klatka wystawowa. Trikolorka prawie caly dzien siedzi w tej kanapie, syczy, boi sie, miala kilka dni ze nie jadla, wyprawa do weterynarza to dramat a musi czasami. I generalnie - jest problem.
Nie wiemy skad w niej takie nagle cofniece postepow w oswajaniu. Zastanawiamy sie nad zmiana domu tymczasowego dla kotki bo w obecnym co prawda ma swoj pokoj z ta druga kotka tylko, ale poza nim jest w tym domu duzo kotow, moze ona to czuje przez drzwi, moze ja to stresuje?
To byl kot co do ktorego spodziewalismy sie ze "szybko pojdzie" bo juz mi na kolanach lezala i ze to z Czarna bedzie wiecej problemow przy oswajaniu, a tu taki klops.
Dzisiaj odbieram od Siean krople Bacha dla niej, "na oswajanie", Siean jest optymistyczna co do ich skutecznosci wiec probujemy.
Zastanawialam sie czy nie zabrac jej do mnie - mniej kotow za drzwiami (tylko 2), ale tez mniejsza powierzchnia bo moge zaoferowac tylko 2m2 lazienki... Czasu niestety tyle samo co w obecnym domu tymczasowym, bo mam teraz ostry czas na uczelni i praktycznie cale dnie spedzam przed komputerem piszac projekty i nie wiem czy wykroje jakies sensowne minuty na oswajanie jej w lazience, a ona wlasnie najbardziej potrzebuje uwagi. No i pisze tutaj to wszystko, bo licze ze moze kogos tak jak mnie ona urzeknie i postanowi sprobowac pomoc, poswiecic jej czas, glaskac, podawac krople Bacha.
Nie jest to kot agresywny, nie atakuje, nie drapie, ona sie tylko kuli i wycofuje i syczy, kladzie uszy po sobie ale to z przerazenia, bierze sie ja gola reka zwinieta ze strachu w kulke.
To delikatna i wrazliwa koteczka o czym swiadczy wlasnie taki jej przestrach.
Jesli sie nie uda, jesli sie nie oswoi,
moze wrocic do ZOO, wiem ze ja tam przyjma, ale... 
mysle ze za wczesnie jeszcze na wyroki, ona dopiero 2 tyg u nas, poza tym tak mi bardzo zal tych kotow tam. Owszem maja woliery, calkiem schludnie urzadzone (2 budki, siano, piasek, jakis konar drzewa), ale nie wygladaja na szczesliwe, jednak ograniczona przestrzen, jednak zero kontaktu z czlowiekiem, w takim stadzie nie sposob uniknac chorob, a jak juz wczesniej pisalysmy, zabierane koty wlasnie zakatarzone byly, dyrektor tlumaczy ze nie maja czasu bo tysiac innych spraw czeka na rozwiazanie w zoo i na pewno nie jest to tlumaczenie bezpodstawne, zaniedban jest duzo
Reasumujac.
ZOO to nie jest miejsce dla domowych kotow, nie chce Jej ani zadnego innego tam oddawac. Zadnego kota nie chcemy tam zwracac, pomijajac te naprawde dzikuski bo i takie sa, ale to odmienna historia.
Potrzebujemy rozwiazania dla tej Trikoloreczki, kogos kto poswieci czas i sprobuje jeszcze ja przekonac ze nie ma sie czego bac. Przerzucanie jej do mnie bedzie dodatkowym stresem, a nie wiem czy poswiece jej tyle czasu by ten stres byl tego warty, poza tym mam zaplanowany za 2 tyg wyjazd i przez ponad tydzien mnie nie bedzie i co? znow sie uwsteczni jak ktos tylko raz na 2 dni wpadnie sprzatnac i uzupelnic jedzenie? bez sensu. A znow ja wtedy gdzies przerzucac? I kolejny stres na jej juz i tak zestrachane serducho?
Wszystko to napisalam bo mam nadzieje, ze moze ktos kto tu czyta wszystko, pomysli, zastanowi sie. I moze zdecyduje sie sprobowac i
poswiecic jej troche serca, zrobic taka inwestycje w tego kota, inwestycje, ktora stukrotnie zwiekszy jej szanse na dom, bo taka zestrachana ma je bliskie zeru.