» Sob lip 07, 2007 19:08
Aia, byłam w tym samym czasie co ty. Też porozwieszałam kilka.
Odwiedziłam tę nową stołówkę, było puściutko, a karmy w nocy naładowałam tam dosłownie stos. Teraz uzupełniłam. Budowa dziś nie pracuje. Wejście zamknięte.
Ale kotów to tam jest. Chyba Jana pisała, żeby je wyłapać. Dobry pomysł. Jeśli się znajdą chętni do współpracy, możemy to zorganizować. Może jednak uda się wciągnąć do tego kogoś z budowy. Przy którejś okazji porozmawiam.
Mayo, postaram się zaglądać tam codziennie, jak tylko czas pozwoli.
Ale właśnie dziś pojawił się u mnie następny problem. Gdy wyjeżdżała do weta z sunią, przyszła sąsiadka i mówi, że na sąsiednim podwórku jsą dwa małe płaczące kociaki. Szybko poszłyśmy i znalazłyśmy jednego, drugi już przepadł. Zabrałam do koszyka, o mało mi palca nie odgryzł. Po bliższych oględzinach okazało się, że to to mały (ok. 6tygodni), śmierdzący, zapchlony, zarobaczony, zagłodzony, odwodniony, z ostrą biegunką szkieletor.
Zapakował z psem do wozu i od razu do weta.
A potem, no gdzieś trzeba przechować. i tu dramat. U mnie nie, bo 6 kocich katarów (mały chyba nie ma), wątrobówka i grzybiczka.
No i wymyśliłam piwnicę. Tam teraz siedzi, podaję mu leki, wodę, karmę. I nie wiem co dalej. Ile czasu takie maleństwo może mieszkać zamknięte w koszyczku, zupełnie samo?
Trochę już wyrosłam z takich maleństw. W moich stołówkach trafiam wyłącznie na dorosłe, a ostatniego malucha miałam 7 lat temu. Doświadczenie miało prawo wygasnąć.
W każdym razie cała ta kocia robota zajmuje mi tyle czasu i energii, że nie będę mogła godzinami chodzić po terenie, jak ostatniej nocy, ale na pewno będę codziennie.