Kacperek rósł... Ten TAJEMICZY, co taki do mamy podobny, nie dawał mu spokoju, intrygował. "Jestem małym kotkiem, mamo dlaczego na mnie na fuczysz? Czemu mnie bijesz po łebku? OOOOOOOOOOOOOOO! Siedzisz na parapecie? Poczekaj, bo spadniesz, już po Ciebie idę..."
I tak mały Kacperek rozpoczął swoje wspinaczki po ZASŁONKACH! Zaczynał przy podłodze a potem przekładał łapeczki, przkładał... Tylko nie umiał zatrzymać się na wyskości parapetu

Kres jego wspinaczce zawsze stawiał sufit. Kotek rósł i robił się coraz cięższy. Pewnego dnia...
Z okrzykiem bojowym grrrrrrrrrrrr... wskoczył na zasłonkę.
Naraz: psztyk, prztyk, psztyk... żabki zaczeły puszczać materiał...
Łubudu trach i cała zasłonka lądowała na uczepionym na niej kocie. Kacperek na to grrrrrrrrrrrrrrr (okrzyk bojowy) i susem na zasłonkę z drugiej strony okna. W jednej sekundzie zasłonek nie było. I nie było jak wejść na parapet.
Kociak spędzał długie godziny na kobinowaniu, jak wejść na okno. Na półeczkę, na pufkę, z powrotem na półeczkę... Tu, tam... Nigdy się nie poddawał. Kiedy podrósł parapet pozostał jego ulubionym punktem obserwacyjnym. A TAJEMNICZY stracił bezpieczne schronienie
